Piekarnik litości nie ma!

40 4 5
                                    


Wielka, czarna maszyna ustawiona na 180 stopni ledwo zipie. O wymianie mowa od dobrych paru lat, jak to mi wiadomo od gałki muszkatołowej, która spadła za blat i życie swe tam toczy. Ale w tym piekarniku wcale nie tak źle było, cieplutko chociaż. Ale nagle podchodzi cukiernik, wysoki i z długą brodą, w której mąka zalega. Pyk! Kilka coś co piszczy niemiłosiernie. I nagle gorąco! Patrze na innych już podpieczonych, biedny jeden goguś popękał, chyba ze złości. Lub w sumie kremu zapomniał nałożyć. Trochę pieczę, nic nie widzę przez tą szybę. Chyba trzeba zainwestować w środek do czyszczenia zabrudzeń.

- Gotowe - usłyszałem.

I maszyna ujrzała światło cukierni. Tym razem podeszła kobieta. Niska, z dużymi oczami i zgrabnym noskiem. Założyła coś, by nie poczuć gorąca. Odpoczywając jako ciasto, ekstrakt waniliowy rozlany pod blatem i nie sprzątany od roku powiedział, że to Alicja. Właśnie Alicja położyła nas na srebrny, błyszczący blat.

Zabrała pękniętego towarzysza na bok, swój żywot już zakończył. A innych delikatnie przełożyła na dalszą część stołu.

Podniosła mnie. Niedobrze mi się zrobiło, ale szybko wylądowałem obok mojej rurkowej rodziny. Niuchając wyczułem piękny zapach. To chyba krem. Szczerze to myślałem, że już niedługo zabiorą się za nadziewanie. Ale ku mojemu zdziwieniu brodacz podniósł krem w czymś półokrągłym, zawinął w coś przezroczystego (obok szeptali,że to jakaś folia) i schował do zimnej jak się nie mylę lodówki ( tak powiedziała gałka za blatem). I poszedł. Alicja kliknęła coś i zrobiło się ciemno. Czyli to coś służy do robienia ciemności.

- Zgasiła światło - ktoś powiedział.

Czyli to coś to światło. Dobrze wiedzieć.

- I was zostawiła - odparła mąka tak, że wysypała swoją zawartość.

- A to dobrze czy źle? - spytałem.

- Robi tak z każdą partią - rozbrzmiał głos z daleka.

Czyli po nas wróci. To dobrze. Ale co ja będę robił? Mam leżeć? Nie, bo mnie kręgosłup boli.

- A no długo? - spytał damski głos obok mnie.

W odpowiedzi usłyszeliśmy, że nikt nie wie dokładnie, ale zauważyli coś szczególnego. Gdy rozbrzmiewa dźwięk kukułki to znak,że niedługo się pojawią pracownicy. Akurat to już wiedziałem od gąbki ze zmywaka, którą Ala zmywała, gdy robiła ciasto. Ale dobrze wiedzieć,że to prawda.

Co robić przez ten czas?

- Już wiem! - pomyślałem.

Rurki zza sklepowej ladyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz