Na początku nic specjalnego się nie działo. Pracownicy ubrali fartuchy i zaczęli wyjmować niektóre rzeczy z lodówki i spiżarni. Brodacz zaczął odpakowywać kremy, które wczoraj schował do lodówki.
- Nareszcie! Zostaniemy nadziani! - pomyślałem szczęśliwy.
Minęło troszkę czasu zanim przeszli do działania. Alicja złapała za nadzienia i podeszła do nas. Brodaty pan zajął się wyrabianiem innego ciasta.
Ala sięgnęła po rękaw cukierniczy (to takie przeźroczyste coś, do którego wkłada się i wyciska krem) i go napełniła. Gdy już to zrobiła podniosła jedną rurkę. Ta uśmiechnęła się z powodu dumy, że to ją wzięto jako pierwszą.
Gotowe rurki zostały położone na osobnym miejscu. Tak dużo nas było, że aż krem się skończył! Pracownica wymieniła rękaw i ponownie go napełniła.
Wreszcie nadeszła moja kolej. Byłem strasznie podekscytowany, gdy Alicja mnie podniosła. Wycelowała i szybko nacisnęła machinę. Byłem gotowy! Delikatnie spocząłem obok innych nadzianych rurek, a ona dalej kontynuowała zajęcie.
- Jaki masz krem? - zapytałem koleżankę obok.
- Waniliowy, tak jak wszyscy - odpowiedziała z lekką niechęcią.
Zszokowałem się jej odpowiedzią. Czyli wszyscy jesteśmy tacy sami! To niesprawiedliwe i niedorzeczne! Jak ktoś mnie teraz rozpozna? No jak?
- Muszę coś z tym zrobić - postanowiłem w myślach.
Rozglądałem się w poszukiwaniu czegoś niezwykłego. Teraz byłem cięższy, więc ruch głową wymagał więcej wysiłku niż przedtem. Nagle zobaczyłem, że stanowisko pracującego tu mężczyzny jest puste. Czyli gdzieś poszedł!
Gdy przyjrzałem się dokładnie na blacie znajdowały się ciastka maślane, lukier, czekolada i orzeszki. Przez chwilę myślałem jaka kombinacja smakowa odpowiada mi najbardziej, bo postanowiłem, że muszę smakować inaczej.
- Czekolada i orzeszki będą najlepsze - ustaliłem.
Czyli pierwsze koty za płoty! Tylko jak teraz przejść na drugą stronę?
Zejść i wspiąć się na inny stół? Może i bym zszedł, ale na pewno bym się nie wspiął. Jestem za ciężki!
Spaść i liczyć na to, że ktoś mnie podniesie i położy tam gdzie chcę? Nie. Bym się połamał.
Powoli kończyły mi się pomysły. Nagle, jak piorun z jasnego nieba na salę wjechał duży, wysoki tort.
- Idealnie! - szepnąłem uśmiechając się.
CZYTASZ
Rurki zza sklepowej lady
ЮморŚmieszna historia... rurek z kremem! Ponownie poznamy historię życia rzeczy martwych... Ale czy tutaj są One martwe? Niekoniecznie. Wciel się w skórę naszych pysznych bohaterów, a poznasz ich myśli lub zostań naszym klientem!