Dziewczyna rozbudziła się. Ospale podniosła się do siadu i zdezorientowana rozejrzała się po pokoju szatyna, którego nigdzie nie dostrzegła. Przetarła zaspane oczy, aby następnie stłumić dłonią ziewnięcie. Jej zmysły zaczęły się rozbudzać, przez co nagle do jej nozdrzy dostał się nieprzyjemny zapach. Po szybkiej kalkulacji wywnioskowała, że coś prawdopodobnie się przypala - i to porządnie.
Zaczynając coraz bardziej kontaktować ze światem usiadła na skraju łóżka i ubrała niezdarnie swoje buty, których nawet nie pofatygowała się zawiązać. Zaraz potem swe kroki pokierowała w stronę wyjścia z pokoju na mieszkanie. Otwierając drzwi została przywitana przez gęsta chmurę nieprzyjemnie pachnącego i ciemnego dymu. Zakasłała, po czym zasłoniła nos i usta dłonią. Weszła w głąb mieszkania, od razu dostrzegając Larrego stojącego przy kuchence w wiadomym pomieszczeniu. Bez zwłoki do niego podeszła.
- Bawisz się w drugiego Hitlera, Larry? Bo dosłownie nie da się oddychać w tej komorze gazowej, którą robiłeś z mieszkania - powiedziała [y/n], której słowa zostały lekko stłumione przez dłoń.
Johnson od razu przeniósł na nią swój lekko zaskoczony wzrok. W jednej ręce trzymał szpachelkę, a w drugiej patelnie, do powłoki której przylegało coś zwęglonego na czarno.
- Chciałem zrobić nam naleśniki do żarcia i nawet mi to szło, ale ostatni szmaciarz postanowił się zbuntować - mruknął, prubujac zeskrobać spalone ciasto. Na marne jednak. - Teraz będę musiał wyjebać patelnie tak, żeby mama nie zauważyła jej braku.
Dziewczyna roześmiała się i pokręciła głową z dezaprobatą. Wzięła do ręki ścierkę, która zaczęła wymachiwać aby pozbyć się dymu. Sytuacja była słaba, bo mieszkanie Johnsonów znajdowało się w piwnicy i nie można było otworzyć okien, gdyż najzwyczajniej w świecie ich tam nie było. [e/c]oka szybko wpadła jednak na pewien pomysł - mianowicie otworzyła drzwi główne oraz te prowadzące na podwórze z pokoju nastolatka. Tak zrobił się lekki przeciąg, dzięki któremu dym powoli ulatniał się z mieszkania.
- Ty to masz łeb kobieto, co ja bym bez ciebie począł? - spytał retorycznie rozbawiony Larry, który jednocześnie zmierzwił ręką włosy nastolatki.
Ta jedynie przewróciła oczami i prychneła - śmiechem rzecz jasna, gdyż przy chłopaku zachowanie powagi to trudna sprawa.
- Co powiesz na to aby pójść z tymi naleśnikami do domu na drzewie?
- Po tym czego przed chwilą byłam świadkiem nie jestem do końca pewna, czy mogę zaufać tobie i twoim zdolnością kulinarnym - [y/n] próbowała zachować powagę, jednak cichy śmiech jakby samowolnie opuszczał jej usta.
- Żaden z nich jeszcze nie spierdolił z talerza, więc myślę, że jest git w maierę - wzruszył ramieniem, biorąc do rąk talerz na którym było kilka nieźle wyglądających naleśników. - A tak poza tym to czy ty właśnie śmiałaś podważyć mój autorytet kulinarny?
- Nawet nie będę starać aby się zaprzeczyć.
- Niech ci w takim razie któryś z tych naleśników stanie w gardle - młody Johnson posłał dziewczynie chytry uśmieszek.
- Kochany jesteś - odgryzła się, wywołując tym samym śmiech u nich obu.
Po tej krótkiej wymianie zdań [y/s] zabrała jeszcze drobne dodatki
takie jak bita śmietana oraz czekolada, których położenie wskazał jej chłopak, i oboje przenieśli się do domku na drzewie. Wniesienie na niego talerza z naleśnikami było trochę kłopotliwe, na szczęście jednak nic nie wylądowało na ziemi - ani talerz, ani Larry. Tak oto dwójką nastolatków mogła cieszyć się wspólnym towarzystwem i jedzeniem - które swoją drogą było całkiem niezłe.Choć trochę krótko, to myślę, że ciastko z komentarza pomogło😬 Dziękuję💜
CZYTASZ
korepetycje z rysunku [Larry Johnson × reader]
FanficWakacje to świetny okres, w którym młodzi mogą odpocząć od szkoły, a dorośli od pracy. Rodzice [y/n] [y/s] postanowili w dwójkę spędzić "romantyczne" trzy tygodnie na Karaibach, posyłając na ten czas córkę do jej starszego brata - Roberta z którym...