- Może przestaniesz już gwałcić ołówkiem te gałęzie i przejdziemy do kolejnego etapu, co [y/n]? - spytał Larry, który opierał się swoją głową o głowę dziewczyny.
Musiał przyznać, że choć nie było to dla niego zbyt wygodne, to jednak bardzo przyjemne. [h/c] włosy [y/n] były miękkie i przyjemnie pachniały leśnymi owocami. Dlatego nie mogąc się powstrzymać owinął sobie jeden z jej kosmyków wokół palca, bawiąc się nim.
- Nie mogę Larry! Jeśli chce być najlepszą artystką to nie mogę poledz już na głupich gałęziach. Jeśli mówisz że jest źle, to jest źle i muszę nad tym jeszcze popracować - uparła się dziewczyna, kreśląc ołówkiem na kartce kolejne linie.
- Wcale że nie jest źle. Spójrz - powiedział szatyn, podstawiając pod nos dziewczyny swój szkicownik z rysunkiem domku na drzewie. - Rysujesz już gałęzie w taki sposób jak ja, więc jest dobrze.
- Albo nie jest dobrze, bo nie masz żadnego talentu, a ja jak głupia zgodziłam się na wszystko - [e/c]oka wsadziła sobie ołówek za ucho, kontem oka zerkając na reakcję jej towarzysza.
Próbując ukryć rozbawienie patrzyła jak na twarzy szatyna maluje się widocznie udawanym szok i urażenie. Chłopak złapał się teatralnie za serce, zwalając się swoim ciężarem na [y/n], która została przez to przyparta do metalowego regału.
- Jak w ogóle możesz tak mówić, droga [y/n]? Moja artystyczna dusza płacze przez twe słowa jakże okrutne - zapłakał Johnson, nie wylewać przy tym ani jednej łzy. - Uspokoić mą duszę artsty może jedynie zemsta. Ta zniewaga krwi wymaga!
- Ty się dobrze czujesz, Larry? Słyszę to co mówisz i nie mogę dać wiary, że posługujesz się takim językiem - zaśmiała się nastolatka, przykładając dłoń do czoła chłopaka. - Uważaj żeby ci się mózg nie przegrał.
- Bardzo śmieszne [y/n]. Radził bym jednak uważać w tej chwili na siebie. Nigdy nie wiadomo kiedy i skąd nadejdzie zemsta.
- Yhym, jasne. Dzięki za radę Larry - prychnęła dziewczyna ze śmiechem, kiwając prowokująco głową.
- Sama się prosisz - powiedział dźgając ją w bok.
[h/c]włosa nie pozostała mu dłużna i uczyniła to samo. To zrodziło prawdziwą wojnę. Nastolatkowie zaczęli przekomarzać się dźgając i łaskotając się wzajemnie. Z początku oboje mieli równe szanse, jednak wzrost i siła chłopaka sprawiły, że szybko przejął on nad dziewczyną dominację.
Palcami błądził po jej brzuchu, łaskotając i sprawiając tym, że dziewczyna śmiała się niepohamowanie, próbując zaczerpnąć tchu i jednocześnie odepchnąć od siebie chłopaka
- P-przestań! To jest n-nie s-s-sprawiedliwe! - mówiła między śmiechem [y/s], próbując bronić się rękami. -Ała! Larry! - krzyknęła dziewczyna, kiedy szatyn wbił jej palce pod żebra.
Ten akt sprawił, że dziewczyna zebrała w sobie resztkę siły i zaparła się, odpychając od siebie chłopaka. Ten niefortunnie uderzył głową w regał, który zatrząsł się niebezpiecznie. Z jednej z półek spadł niewielki, metalowy przedmiot który spadł na ziemie po drodze zaliczając jeszcze głowę [y/n].
-Ała! - powiedzieli oboje w tym samym momencie, rozmasowując obolałe głowy.
- Co do cholery? - [h/c]włosa złapała w rękę przedmiot, który spadł na jej głowę. - Co to jest?
- Sam nie wiem co to jest.
- Wygląda jakby brakowało tu czegoś.
- Nie wiem. To mojego ojca. Wszystkie rzeczy tu należą do niego. Przeniosłem je tu po jego zniknięciu. Mama chciała się ich pozbyć, a ja nie mogłem pozwolić by tak po prostu wylądowały w śmieciach - szatyn posmutniał, przygnębionym wzrokiem patrząc na rzecz trzymany przez [y/s].
CZYTASZ
korepetycje z rysunku [Larry Johnson × reader]
FanfictionWakacje to świetny okres, w którym młodzi mogą odpocząć od szkoły, a dorośli od pracy. Rodzice [y/n] [y/s] postanowili w dwójkę spędzić "romantyczne" trzy tygodnie na Karaibach, posyłając na ten czas córkę do jej starszego brata - Roberta z którym...