Rozdział IV

6 1 0
                                    

Eryk wstał wcześnie. Obudziły go bolące nogi. Z stłumionym jękiem podniósł się z łóżka. Kiedy, jego nogi dotknęły zimnej podłogi, przeszył go dreszcz, lecz nadal pozostawał w tej pozycji. Układał plan na dziś. Postanowił odwiedzić dzisiaj rodzinę Siteczuków i jak wystarczy czasu to też odwiedzić Czapli. Może jutro odwiedzi rodzinę Oli Brzeszcz, zaś rodzinę Martyny Bąk odwiedzi razem z Natalią. Jako, że była przyjaciółką zaginionej to jej obecność może być przydatna. Nie wiedzieć czemu, jego myśli powędrowały do tej kobiety. Intrygowała go i wpadka mu w oko. Było coś w niej niezwykłego i ujmującego. Podobały mu się jej piękne, niebieskie oczy. Mówiąc szczerze, Natalia bardzo go pociągała. Eryk był w kilku związkach, ale szybko się nudził, a poza tym, same jego partnerki od niego odchodziły, bo uważały, że nie interesuje się nimi. Zastanawiał się, czy podoba się Natalii. Miał nadzieję, że tak.
Żeby oderwać się od tych myśli, wstał i poszedł do łazienki. Umył się i założył dżinsy i gruby sweter, następnie wyszedł z pokoju do kuchni.

Jak dobrze podejrzewał, pani Helena już czekała z śniadaniem.

- Dzień dobry - przywitał się i usiadł za stołem.

- Dobry, dobry - odpowiedziała pani Helena.

Po przywitaniu podała mu kawę i sama zasiada do stołu. Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem studźców, talerzy i odkładanej maseliczki. Eryk kompletnie oddał się jedzeniu.

- A panu dziennikarzowi to chyba nasza Natalka wpadła w oko - rzuciła zaczepnie właścicielka domu. - Cały dzień na spacerku razem byli.

Eryk prawie się udusił, gdy to usłyszał.
- Co też pani mówi!

- Proszę mi oczu nie mydlić! - powiedziała. - Nasza Natalka piękna kobieta, choć jest już po trzydziestce i nadal nie mężata, ani nie zajęta. A pan niczego sobie chłop, więc nie dziwota, że koło pana się kręci.

Eryk uśmiechnął się.
- Natalia mi tylko pomaga. Jest tutejsza i ludzie bardziej jej ufają niż mi - wyjaśniał. - Poza tym, dziękuję za komplement.

Pani Helena jednak nie dała się zbyć.
- Oj, proszę pana, żeby z tej "pomocy" nic nie wyszło! - rzuciła na koniec.

Eryk jadł dalej. Jedna myśl go zdziwiła. Mianowicie to, że Natalia jest po trzydziestce! Wygląda znacznie młodziej. Jeszcze bardziej zaczęła go intrygować.

Kiedy skoczył jeść, ponownie poprosił starszą kobietę, żeby nie czekała na niego z obiadem. Poszedł do swojego pokoju. Zabrał z niego notes i długopis, następnie poszedł do korytarza i ubrał swój płaszcz, owinął szyję szalem i ubrał buty.

- Pani Heleno! - zawołał kobietę, kiedy miał już wychodzić.

- Tak?

- Powie mi pani, gdzie mieszkają państwo Siteczuk? I czy mogę wziąć rower?

- Rower naturalnie, może pan wziąć. A Siteczukowie mieszkają po drugiej stronie wioski. Ostatni dom po prawej. Pozna go pan od razu, bo to pałac, a nie dom - mówiła kobieta.

Mężczyzna podziękował i wyszedł z domu. Rower stał przed garażem, złapał go za kierownicę i wyprowadził go na ulicę. Obejrzał dom naprzeciwko.

- Ciekawe czy Natalia już wyszła? - pomyślał.

Potem wsiadł na rower i ruszył naprzód. Ból nóg dopiero teraz dał o sobie ponownie znać, ale Eryk jechał powoli, zresztą silny wiatr utrudniał mu większe rozpędzenie. Jechał tak samo, jak w dniu przyjazdu do wsi. Minął centrum wioski, sklep, kościół i jechał dalej. Domy robiły się coraz rzadsze, aż w końcu znalazł się na granicy wioski.
Rozejrzał się.
Po prawej stronie, faktycznie stał pałac, a nie dom, z pewnością należący do wieloletniego wójta gminy, pana Siteczuka. Zszedł z roweru przed furtką. Obejrzał dom z ciekawością. Na dom składał się duży, jednopiętrowy blok. Był utrzymany w nowoczesnym stylu, bardzo odstawał od reszty domów w wiosce. Ogród też odstawał od reszty. Był ogromny, dobrze zadbany, utrzymany w stylu ogrodów francuskich. Wysoki płot, odgradzał mieszkańców domu, od sąsiadów.
Koło furtki Eryk spostrzegł domofon. Zadzwonił.

Dom na wzgórzu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz