12 - Jesteś gotowa

239 20 56
                                    

Wszystko szło zgodnie z planem. Mikstura została zrobiona, a sabat był przygotowany do rzucenia zaklęcia. Jednak z całych przygotowań najcięższe okazało się być znalezienie osoby do przejęcia Koszmaru. Nie można było poświęcić byle kogo. Musiała to być osoba wystarczająco zniszczona, aby po pierwsze Koszmar nie przeszedł na kogoś innego oraz po drugie, żeby był zadowolony.

W szczęściu nieszczęściu trafiło na młodą rudowłosą, która złudnie przypomniała mi moją starą przyjaciółkę Jessie. Ale nie o tym teraz.

Dziewczyna (jak mówiła Shivani) była wyniszczona od środka do tego stopnia, że cały sabat był w stanie wyczuć ją na kilometr.

~~~

Wszyscy ustawiliśmy się na pozycje w wyznaczonym miejscu. Był to środek lasu, a dokładniej polana, na której wyryty był krąg wokół którego stały dwa wielkie filary z niezapalonymi pochodniami na szczycie. Teraz zostało tylko czekanie, aby móc zacząć. Alyssa parę chwil wcześniej podała mi wywar, który bez zawahania wypiłam. Zielony napój przelał się do mojego organizmu powodując chwilowe mrowienie w kończynach rozchodzące się w górę ciała. Do tego doszło krótkie osłupienie i znikomy, punktowy ból głowy. Nie zważając na mój stan Pełnia wraz z wiedźmą bez przerwy starali się wytłumaczyć mi po raz kolejny jak ma to wszystko działać i wyglądać, czyli: na czym polega inicjacja i przeniesienie oraz jak brzmi formuła zaklęcia.

- Już czas. - powiedział starzec i łapiąc Shivani za rękę odsunął ją od mojej osoby.

Nadszedł czas na mój ruch. Łapiąc głęboki wdech weszłam w sam środek okręgu i odwróciłam się twarzą w stronę pozostałych. Cały sabat, Pełnia oraz wiedźma stanęli w lini prostej skierowani w moją stronę. Mężczyzna wziął do ręki rytualne ostrze i naciął delikatnie swoją skórę. Razem z dotknięciem ostrza jego dłoni poczułam nieprzyjemny ból. Spojrzałam na swoją rękę i zobaczyłam identyczne nacięcie jak u przywódcy. Wtedy też mieliśmy pewność, że mikstura działa.

Jestem z nimi połączona i nie ma już odwrotu.

Shivani ostatni raz spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła, na co ja kiwnęłam głową. Mimo, że na początku mnie przerażała, mam do niej zaufanie. Przez te kilka dni stała się dla mnie stosunkowo ważna.

- Die plenae lunae reversurus. - zaczęła Shivani, a za nią zaczęli powtarzać pozostali w tym ja.

Z pozoru proste łacińskie słowa spowodowały zapalanie się obu pochodni dostępnych w naszym zasięgu wzroku. Płomień buchnął do góry tworząc ledwo widzialną barierę wokół nas. Jednak w tamtym momencie ogień nie był głównym widowiskiem wieczoru. Mógł nawet pochłaniać nas żywcem, a my w tym czasie i tak skupieni bylibyśmy na księżycu i niezwykłości inicjacji.

- Die plenae lunae reversurus. - powtórzyliśmy po raz ostatni, a księżyc rodem z bajki stał się w 100% widoczny. Przed moimi oczami widniała pełnia księżyca, która była w stanie mi pomóc.

Nie miałam pojęcia ile czasu minęło od rozpoczęcia zaklęcia, dziesięć czy czterdzieści minut. Jednak skoro nad nami widnieje pełnia, czas nie był ważny. Ważne było to, że pierwszy z etapów odzyskania Kai'a się udał.

Cały czas stojąc w okręgu przyglądałam się sabatowi. Połowa z nich była już wyczerpana, a druga połowa ledwo trzymała się na nogach, jednak każde chciało wykonać swoją misje.

Spoglądnęłam na Shivani. Dziewczyna siedziała po turecku i pod nosem odmawiała krótką modlitwę. Kiedy skończyła podniosła powieki i wbiła we mnie swoje żółte soczewki. Jak na zawołanie zerwała się na równe nogi i podbiegła w moją stronę.

Back To You || Kai ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz