***Jamie
Trzask palonego drewna i syk ognia towarzyszy nam już od pół godziny. Na ciemnym niebie widać gwiazdy, chociaż wcale nie jest tak późno. Zazwyczaj o tej porze wrzucam nowy post na bloga, ale teraz nie zamierzam zawracać sobie tym głowy.
Cassie siedzi tuż przy mnie. Mamy tylko jeden koc, za co jestem sam sobie wdzięczny. Po cichu marzę, by poczuć ją w swoich ramionach. Chociaż, to co jest teraz mi wystarczy. Nasze dłonie nadal są złączone, a jej ramie styka się z moim. Cass trzyma nad ogniem patyk, a na nim piankę. Kiedy oznajmiłem jej, że będziemy je razem piec, przysięgam, prawie zaczęła skakać. Powiedziała, że ostatni raz robiła to w wieku pięciu lat. W moim przypadku pianki pieczone na ognisku stanowiły nieodłączną część piątkowego, sobotniego i niedzielnego wieczoru. Do czasu.
— Nie przychodziłem tu od prawie trzech lat — wyznaję, wpatrując się w tańczące płomienie. Cassie patrzy na mnie, jednak ja nie odwracam wzroku od ognia. Ściska mnie mocniej za rękę. — To wszystko sprowadzało wspomnienia. A ja chciałem zapomnieć. Nikt nie powinien żyć ze świadomością, że przez niego jego brat nigdy nie stanie na nogi. Dla Mike'a, mojego brata, to gorsze niż śmierć.
— Kto powiedział, że to twoja wina, Jamie? — zapytała cichym głosem, jakby bała się, że jeżeli będzie mówiła głośniej, ucieknę jak spłoszone zwierzę. Co właściwie mogło być całkiem możliwe.
Cass odłożyła pianki na stolik obok i przysunęła się bliżej mnie. Ujęła moją dłoń w dnie swoje, a głowę ułożyła na moim ramieniu.
— Wolisz usłyszeć prawdę czy kłamstwo?
— Może i nie znamy się za długo, bo zaczęliśmy rozmawiać z dziesięć godzin temu, ale powinieneś wiedzieć jedno. Przede mną nie musisz niczego ukrywać. Chcę poznać cię całego i ty o tym wiesz. Nie tylko tą wesołą stronę, ale też tą zranioną — mówi, a ja mam ochotę ją po prostu przytulić. Dlatego też obejmuję ją ramieniem i naciągam koc, by nie zmarzła.
— Prawda jest taka, że tylko jedna osoba powiedziała mi to w twarz. Tą osobą był Mike. Zniszczyłem całą jego karierę. Pozbawiłem go pasji. Mówił, że wolałby zginąć niż być kaleką. Powiedział, że wszystko stało się przez moje egoistyczne zachcianki, by popisać się bratem na zdjęciach. Ostatnie słowa jakie wypowiedział, zanim kazał mi wyjść i nigdy więcej nie pokazywać mu się na oczy to: "Nienawidzę cię. Z całego serca cię, kurwa, nienawidzę." Po tym nie rozmawiałem z nim ani raz. — Kręcę głową, czując szczypanie pod powiekami.
— Jamie... Wiem, że mi nie uwierzysz, ale muszę powiedzieć, co myślę. Czytałam o tym wypadku w gazecie i słyszałam w wiadomościach. Przez myśl mi nie przeszło, że chłopak, który niemalże zginą jest twoim bratem. Ale nie o to mi chodzi. Mam na myśli to, że nikt nawet nie wspomniał twojego imienia. Nie miałeś prawa zawinić. Może to Mike nie potrafił zrobić tego triku jak należy, może na coś się zapatrzył, a może stało się coś jeszcze innego. Ty tylko chciałeś sfotografować brata. To nie jest twoja wina, Jamie — powtórzyła.
— Wiem, Cassie, ale chodzi o Mike'a. On na tym ucierpiał najbardziej. Nie chcę, żeby myślał, że go zmusiłem, by zrobił coś, czego nie potrafił.
— Nie, nie chodzi tylko o niego. I nie tylko on ucierpiał. Ty także, Jamie. — Obejmuje mnie w pasie i mocno się do mnie przytula. — Proszę, nie myśl, że jesteś kimś złym. To nieprawda. Jesteś wspaniały, Jamie.
Po tych słowach składam na głowie Cassie pocałunek. Nie potrafię odpowiedzieć, bo nie chcę jej okłamywać. Nie sądzę, bym kiedykolwiek całkiem sobie wybaczył. Gdzieś w tym wszystkim jest chociaż odrobina mojej winy i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak wiem też, że Cassie ma rację. Ja też na tym ucierpiałem.
CZYTASZ
Caffeine Kiss
RomanceZapach kawy, blask światełek, białe ulice i ośnieżone drzewa. Idealny czas, by zakochać się do szaleństwa. Cassie Carter i Jamie Jayson byli dotychczas, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, znajomymi nieznajomymi. Mimo tego jednak pomiędzy tą dwójką zro...