3

6 1 0
                                    




***

                              Jamie

Klik. Zdjęcie odjeżdżającej i chwiejącej się na łyżwach Cassie po tym, jak mnie skomplementowała - zrobione. Klik. Kolejne. I jeszcze jedno.

Nie pamiętam, bym czuł się tak swobodnie w towarzystwie innej dziewczyny. I nie pamiętam, kiedy ostatnio jakakolwiek ze mną rozmawiała w taki sposób, jak robi to Cass. Muszę przyznać, że cholernie bardzo mi się to podoba. Te rozmowy, żarty. Ona. Ona mi się podoba. Zabranie jej tutaj okazało się jednak genialnym pomysłem.

Idziemy przez pchli targ, przeciskając się między tłumem ludzi. Musimy iść tak blisko siebie, że nasze ramiona się stykają. Co rusz wykorzystuję nadarzającą się okazję, by dotknąć jej dłoni. Nie wygląda jakby jej to przeszkadzało. Przy kolejnej dogodnej sytuacji, gdy musimy przejść między paroma starszymi paniami, a jednym ze straganików, po prostu chwytam dłoń Cassie i nie puszczam jej od razu. Nasze palce się splatają, a ja odruchowo sprawdzam jej reakcję. Przygryza wargę, by ukryć uśmiech. Zdradzają ją oczy.

Po dosyć długim pobycie na lodowisku zaproponowałem spacer, a później ognisko dla ogrzania. Nie spodziewałem się, że zgodzi się tak szybko, ale to zrobiła. Pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wiele to dla mnie znaczy.

Przelatując wzrokiem po stoiskach, w oczy rzuca mi się parę naszyjników na jednym z nich. Równo w chwili, gdy je ujrzałem, od razu pomyślałem o brązowookiej dziewczynie, idącej obok mnie.

— Poczekaj tu chwilę — mówię, puszczając jej dłoń.

— Czekaj, gdzie się wybierasz? — pyta, jednak nie dostaje odpowiedzi. W tym czasie podchodzę do straganu i kupuję właśnie tą błyskotkę. Sprzedawczyni uśmiecha się miło i podaje mi mój zakup. Zajmuje mi około trzy minuty, nim wrócę do Cassie.

— Co było takie ważne, by zostawiać mnie w tym tłumie zdaną sama na siebie? — pyta, unosząc brwi.

— Prezent. — Wyciągam zza siebie naszyjnik, a na usta Cass rozciągają się w uśmiechu.

— Niech zgadnę, zobaczyłeś go i ta przywieszka w kształcie filiżanki kawy skojarzyła ci się ze mną? — ciekawi się.

— Dokładnie — odpowiadam. — To co, przyjmujesz ten przed bożonarodzeniowy podarek?

— Oczywiście. — Zdejmuje z szyi szalik i częściowo rozsuwa kurtkę. — Teraz wyzwanie dla ciebie. Musisz mi zapiąć to cudeńko, bo sama prędzej połamię sobie wszystkie paznokcie. Mógłbyś?

— Z przyjemnością.

Staję za nią i odgarniam zwisające kosmyki ciemnych włosów z jej rozwianej przez wiatr fryzury. Zapinam łańcuszek i obracam ją twarzą do mnie.

— Cudnie — komentuję. Cassie spogląda na prezent, a jej policzki lekko różowieją.

— Z ust mi to wyjąłeś. Dziękuję. — Podnosi się na palcach i całuje mnie w policzek. W tej chwili zaczynam czuć, jak mocno wali mi serce pod grubą warstwą ubrań.

Nie mogę sobie odmówić. Szybko wyciągam aparat i strzelam fotkę, w chwili gdy Cassie zarzuca sobie szalik na ramiona. Słysząc pstryknięcie patrzy na mnie ciekawskim wzrokiem. Jej krótki chichot wdziera mi się do uszu. Od dziś jest to moja nowa ulubiona melodia. Mój boże, zaczynam się zachowywać jak zakochana po uszy nastolatka. Zresztą, dokładnie tak się też czuję. Wpadłem. I to jeszcze jak.

*

— Jak daleko stąd jest twój dom? — pyta Cass, gdy w końcu udaje nam się wyjść z zatłoczonego centrum naszego miasteczka.

— Jakieś pół godziny, może czterdzieści minut spacerem. Jeśli jest ci zimno, możemy zadzwonić po taksówkę, albo odpuścić sobie to ognisko. Albo przełożyć na inny dzień, jeżeli masz coś innego do roboty. Chyba że po prostu chcesz już wracać. — Mój słowotok ją bawi, czego nawet nie ukrywa.

— Spokojnie, Jamie. Nigdzie ci uciekać nie zamierzam. Zapytałam z ciekawości — tłumaczy roześmiana, a ja oddycham z ulgą. Nadal mam u niej szanse. Nadal nic nie spieprzyłem. Cholernie się z tego powodu cieszę.

— To dobrze. Minus jest taki, że większość trasy będzie trochę pod górkę, więc nie wykluczam, że możesz się trochę zmęczyć.

— Jaki znowu minus? Uwielbiam domki w górach. Cisza, spokój, nie za dużo ludzi. Idealnie.

— W takim razie powinno ci się tam spodobać. A teraz się pośpieszmy, jeżeli chcemy zdążyć zanim będzie ciemno. — Chwytam ją za dłoń tak, jakby było to coś zupełnie naturalnego.

Wkraczamy na ścieżkę prowadzącą prosto do mojego domu. Otaczają nas zaśnieżone drzewa, a dróżka sama w sobie jest przyjemna dla oka. Gdy do tej scenerii dołącza także Cassie, cały ten widok aż prosi się o zdjęcie. Dlatego też je robię. A nawet kilka.

Śnieg przestał już padać, a jego świeża warstwa zebrała się na gałęziach drzew i kamieniach, które wystają gdzieniegdzie.  Cassie podchodzi do jednego z nich i bierze trochę śniegu w dłonie. Nie formuje z niego kulki. Rozrzuca je za to nad sobą, tak by spadły prosto na jej twarz. Kolejne zdjęcia do kolekcji. Jedno, drugie, trzecie. Chyba będę musiał ją wynająć jako modelkę. Z Cass moje zdjęcia wychodzą tysiąc razy lepiej.

— Hej, uśmiech! — wołam do niej, ustawiając ostrość na jej twarz. Podnosi wzrok i szczerzy się, pokazując zęby. Jej oczy błyszczą, a lekki wiatr rozwiewa włosy kontrastujące z białym śniegiem. Po zrobieniu paru kolejnych ujęć, przeglądam to, co mam. Większość jest dobra, ale niektóre są jednymi z moich najlepszych zdjęć dotychczas zrobionych.

— Mogę pobawić się w fotografkę? — pyta, stając tuż koło mnie.

— Jasne — zgadzam się, ściągając aparat z szyi. — Tylko uważaj, jest trochę ciężki — dopowiadam, podając jej sprzęt.

Z aparatem jej do twarzy, mimo że ledwie co widać. Najpierw Cassie robi zdjęcie górki i lasu, który jest już za nami, a później spogląda na mnie.

— Teraz ty posłużysz za modela, Jamie. Stań tam — mówi, wskazując palcem miejsce obok zaspy. Patrzy przez obiektyw i kiwa głową. — Mhm, okej. Teraz tam stój i się nie ruszaj.

Wypełniam jej rozkazy bez sprzeciwiania się. Obserwuję, jak z aparatem zwisającym na szyi podchodzi do mnie. Wyciąga ręce do przodu i nim zdążę zareagować, pcha  mnie prosto w zaspę za mną. Zapadam się w śniegu, a ona śmieje się tak głośno, że pewnie słychać ją aż w mieście. Nie mogąc się powstrzymać, również zaczynam rechotać.

— Siedź tam — rozkazuje, gdy zauważa, że chcę się wygrzebać ze śniegu. Unosi aparat na wysokość twarzy i kilkakrotnie klika przycisk robiący zdjęcia. Obydwoje wciąż się śmiejemy. — Dobra możesz już wyjść — oświadcza, ale nadal jest przygotowana, by strzelić kolejne fotki.

Jak można było się spodziewać, słyszę klikanie mieszające się z jej stłumionym chichotem prawie cały czas, kiedy się podnoszę.

— A teraz podejdź do mnie — mówi. Wyciąga aparat przed siebie i ustawia obiektyw stronę swojej twarzy. Staję blisko Cass i obejmuję ją ramieniem. Klik.

Cassie trzyma aparat jedną ręką, a ja go podtrzymuję. Odwraca się do mnie i składa na moim policzku całusa. Klik, klik.

Odwracam się, patrzę jej w oczy. Są w odcieniu najciemniejszej czekolady. Są piękne. Jej uroda nie jest tak narzucająca się jak tych wszystkich dziewczyn. Jest delikatna i tym samym niesamowicie cudowna. Patrzę na nią, ona patrzy na mnie. Tym razem to ja wykonuję ten ruch. Klik.

Na pocałunek jest za wcześnie.

Caffeine KissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz