5

265 21 23
                                    

Itachi oraz Kisame byli w drodze na zadupie. Rybi agent FBI siedział za kierownicą, a łasic kontynuował nucenie "Alejandro" w siedzeniu obok.

-Hej... może włączyć ci radio?

-Nie trzeba, częściej słucham muzyki z płyt niż radia. Mam je nawet ze sobą.

-To może chciałbyś którejś posłuchać?

-Na pewno mogę? -Itaś był zakłopotany. Zazwyczaj jeździł samochodem z rodziną albo z Deidarą i nikt jeszcze nigdy nie pozwolił mu puścić albumów Lady Gagi.

-No jasne, nie widzę problemu. -Odpowiedział z uśmiechem rekin.

Itachi wyjął z kieszeni swojego kitla dwie płyty.

-Tylko tyle zmieściłem. Wolisz "Born This Way" czy "The Fame Monster"?

-Ymm... to drugie?

Itaś uśmiechnął się szeroko, co spowodowało rumieńce na twarzy Kisame.

-To mój ulubiony! Słuchałeś kiedyś?

-N-nie.

-Nie szkodzi, zaraz posłuchasz.

Czarnowłosy, jak szybko przekonał się Kiszczame, nie miał ani trochę talentu do śpiewania. Pierwszą piosenką w albumie było "Just Dance". Przy pierwszej zwrotce, pomimo wielkiego fałszowania, Kisame mógł jeszcze wytrzymać. Gorzej z refrenem.

-JUST DANCE, GONNA BE OKAYYY! DA-DA-DOO-DOOT-N! JUST DANCE! -Zapiał niczym kogut Itachi. Tak, to "da-da-doo-doot-n" to oficjalny tekst piosenki. Możecie sobie sprawdzić w Google.

Z jednej strony kierowca bał się o swoje bębenki, ale z drugiej... Itachi był taki szczęśliwy... Nie mógł mu po prostu przerwać dobrej zabawy. Szczególnie, gdy miał ten cudowny uśmiech.

Przesłuchali jeszcze dwie piosenki i kiedy zaczęło się "Poker Face" byli już na miejscu. Kisame odetchnął z ulgą.

-Oh... Chciałem jeszcze to zaśpiewać...

-Eheh, no cóż.

-Kisame?

-Słucham, mój drogi Itachi?

-Weźmiesz mnie jeszcze na taką przejażdżkę? Było bardzo miło.

Hoshigaki tak bardzo chciał odmówić. I odmówiłby, gdyby osobą która go o to prosiła nie był Uchiha Itachi.

-O...Oczywiście.

Itaś zaśmiał się.

-Bardzo dziękuję! Skoro już mnie podwiozłeś, może chcesz się czegoś napić w mojej przychodni?

-No jasne! Bardzo chętnie. -Szybko odpowiedział znów czerwony na twarzy Kisame.

Rybi mężczyzna był tak bardzo zapatrzony w Itachiego, że nie zauważył w jakim stanie był budynek do którego właśnie weszli. Dotarło to do niego dopiero, gdy poczuł smród grzyba/pleśni czy jakiegoś innego świństwa rozwijającego się na ścianie w gabinecie łasicy.

-Yy? Czy ten gabinet to jakiś inny ekosystem?

-Co masz na myśli, Kisame? Coś nie tak?

Kiszczame rozejrzał się po pomieszczniu zauważając wszystko, co w porządnym gabinecie lekarskim nie miało prawa bytu - Niehigieniczne strzykawki leżące na stole, brak jakichkolwiek środków do dezynfekcji czy skrzypiąca kozetka.

-Itachi... Przecież to pomieszczenie jest w okropnym stanie! Ty tu przyjmujesz pacjentów?

-No... tak?

Fanfiction, które nas wszystkich zabije.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz