• 2 •

69 6 0
                                    


Piosenka szybko minęła, jeszcze na długo grając mu w głowie. Gdy zatrzymał się na parkingu wybiła czternasta piętnaście - był niemalże idealnie na czas. Sprawdził jeszcze raz czy wszystko ma przy sobie, po czym wysiadł z auta, zamykając je jednym ruchem. Upewnił się, czy na pewno dobrze zabezpieczył samochód.

Wziął głęboki wdech, napełniając płuca świeżym powietrzem. W tej części miasta śniegu było trochę mniej, ale wystarczająco dużo, żeby wymusić na pracownikach poranne odśnieżanie. Felix uśmiechnął się na samą myśl o tym, że będzie mógł w końcu ulepić z Hanem obiecanego bałwana.

Lubił śnieg, uwielbiał paletę barw jaką prezentowała ludziom zima: wszelkie odcienie bieli przeplatane z czernią ogołoconych z liści drzew, nagich i bezbronnych, nadal twardo przyczepionych do podłoża mimo chłodu. Kochał niebo, które przywdziewało najzimniejszy niebieski odcień ze wszystkich możliwych, jednocześnie kontrastując z jasnym słońcem, które na chwilę wychodziło zza horyzontu.

W zimie uwielbiał też to, że mógł kraść Jisungowi szaliki i czapki, które zawsze lepiej na nim leżały niż te, które sam kupił. Kochał to jak wieczorami przesiadywali przy kominku z parującą czekoladą w dłoniach i zapachem goździków unoszącym się w powietrzu.

Przygotował już w zasadzie wszystko, czego potrzebował: kupił zapas zapachowych świec, uzupełnił pojemnik z ciastkami i schował go przed Jeonginem, wyprał chyba wszystkie koce jakie mieli w swoim mieszkaniu, żeby mogli zrobić z nich fortecę i w niej oglądać ulubione dramy.

Pozostawało tylko ją skonstruować, wprowadzić się i rozstawić świeczki gdzieniegdzie.

Często zamykali się w takich domkach na długie godziny, uciekając przed wszystkimi i chowając się, jakby świat poza ścianami z puchatych koców dla nich nie istniał. Czasami po prostu chcieli zniknąć, zamknąć drzwi przed ciekawskim wzrokiem niewidzialnych paparazzi, których oczy cały czas na nich ciążyły, nie dając wytchnienia — innym razem woleli pomilczeć, co jakiś czas ściskając rękę tego drugiego, żeby sprawdzić, czy nie odpłynął za bardzo.

Jedno pozostawało niezmienne: oni w dwójkę schowani pod zawalającym się dachem chwiejnej konstrukcji, podpieranej jedynie dwoma krzesłami i sznurkami przywiązanymi do lamp.

Stukał butem w białe kafle, siedząc na niewygodnym siedzisku. Czas zaczął się niemiłosiernie dłużyć, wskazówki zegara naprzeciwko niego sprawiały wrażenie niezdolnych do dalszego wysiłku, aż w końcu stanęły na czternastej trzydzieści.

Po chwili rozejrzał się dookoła, zauważając, że coraz więcej ludzi obok niego wstawało ze swoich miejsc, biorąc walizki i ruszając w kierunku bramek albo w stronę wyjścia, rozmawiając ze świeżo odebranymi bliskimi. Zdążył wysłać Jisungowi jeszcze jedną wiadomość, zanim jego telefon całkowicie padł.

W końcu podniósł się z krzesła, wzdychając ciężko. Podszedł do wielkiego okna, przez które wypatrywał białego samolotu, opierając się o niego głową. W słuchawkach dudniła mu dobrze znana melodia, jeden z wielu coverów Hana które potajemnie zgrał na swoją malutką empetrójkę.

— Mogłeś chociaż napisać, że się spóźnisz — wyszeptał, chuchając w szybę tak, żeby móc na niej narysować niewielkie serce. Westchnął ponownie, zagryzając wargę. — Tak bardzo chcę cię już zobaczyć Jisungie.

Nie zauważył momentu, w którym ludzie zaczęli panikować, krzyczeć na schodach albo płakać przy siedziskach, podpierając się na nich byle nie zemdleć: zamknął się na chwilę w swoim własnym umyśle, pozwalając wspomnieniom całkowicie nim zawładnąć.

Znów miał przed oczami tamten dzień, w którym nocował u niego i powiedział na głos „kocham cię", bo myślał, że starszy już dawno śpi, a ten odwrócił się w jednej sekundzie do niego twarzą, skanując ją od góry do dołu roziskrzonymi oczami.

— Naprawdę? — spytał, tracąc oddech momentalnie. — Naprawdę mnie kochasz?

Felix też stracił całą zawartość swoich płuc, czując, jak żołądek ciasno zawiązuje się w supeł, a głowa zaczyna pulsować do pakietu z czerwonymi policzkami. Kołdra z której stworzył swój własny kokon, nagle zaczęła ciążyć na nim, przyciskając do twardego materaca.

— Tak — potwierdził, przymykając oczy: mentalnie przybił sobie piątkę za ćwiczenie umiejętności manewrowania głosem tak, by brzmieć normalnie nawet w najbardziej stresujących sytuacjach.

— Jak długo? — ciągnął dalej ciemnowłosy, podczas gdy Lee przypominał już dojrzałego pomidora.

— Pamiętasz ten prowizoryczny koncert gdy półtora roku temu złamałeś nogę i nie pojechaliśmy na Coldplay? — mówił cicho, zaciskając piąstki. — Wtedy...w-wtedy zobaczyłem, że... jesteś dla mnie kimś o wiele ważniejszym.

Wstrzymał oddech, bojąc się otworzyć oczy i spojrzeć na starszego, który w odpowiedzi zachichotał delikatnie, rozciągając usta w szerokim uśmiechu.

— Pamiętasz ten koncert gdy złamałem nogę i poczułem się najszczęśliwszy na całym świecie? — odbił Han, skupiając od razu całą uwagę chłopaka. — Już wtedy wiedziałem, że nie oddasz mojego serca tak prędko.

Kolejny raz czuł, jak krew odpływa mu z głowy, ciało przeszywa dreszcz, zostawiając za sobą gęsią skórkę, a na twarz znów wbiegł uśmiech, dokładnie taki sam jak w tamtej chwili gdy trzymali się za ręce: on szczelnie zawinięty w kołdrę i Jisung próbujący znaleźć jego dłonie w niej.

I marzyłby dalej gdyby nie silne ramiona Chana wyrywające go ze wspomnień, w których przypadkiem utknął. Jednym ruchem przyciągnął do siebie blondyna, mocząc niebieskawy sweter z fioletowymi sercami na łokciach.

— Felix... — zaczął drżącym głosem.

Roześmiał się, odsuwając go na kilka centymetrów, by otrzeć łzy, których jeszcze nie wchłonęła tkanina.

— Czemu płaczesz? — zapytał pogodnie. — Jisung tylko trochę się spóźnia, nie musieliście tu przyjeżdżać.

Reszta zebrała się wokół nich, nie umiejąc zabrać głosu.

— Pewnie nie zdążył na swój lot, ale miał następny niedługo po nim, więc za chwilę powinien tu być — mówił dalej. — Poza tym to i tak nie ma znaczenia, bo obiecałem, że go odbiorę i zaczekam tyle, ile będzie trzeba.


« And I see forever in your eyes. »

❝a head full of dreams❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz