• 3 •

53 4 0
                                    


Wiadomości puszczone z telewizora rozbrzmiewały w jasnym pokoju, po którym chwilę później rozniosły się kroki. Minho chwycił za pilota, chcąc jak najszybciej wyłączyć program, ale czerwony guzik jak na przekór postanowił odmówić posłuszeństwa. W końcu najmłodszy z całej ósemki wyrwał wtyczkę z kontaktu, całkowicie pozbawiając urządzenie dostępu do prądu.

Praktycznie każda stacja trąbiła o tym co się stało z białym samolotem przeszywającym niebo nad Oceanem Spokojnym. Prezenterzy mówili niemalże tę samą formułkę; powtarzali o doświadczeniu kapitana o tym jaka świetna załoga została pochłonięta przez zimne objęcia wody oceanicznej na krótko po tym jak piloci zgubili się w chmurach, tracąc całkowicie panowanie nad metalowymi skrzydłami i zbyt ciężkimi silnikami.

Mówili też o ludziach, których było za dużo; o ciałach które zaczęto wyławiać z lodowatego oceanu przy użyciu wszelkich możliwych środków; mówili o stratach, których oszacowanie okazało się za ciężkie. Podawali przybliżoną liczbę osób nadal nieodnalezionych w głębinach, zestawiając z wynikiem odszukanych już pasażerów.

Felix sprawiał wrażenie... nieobecnego. Gdy najstarszy powiedział mu o tym, że Han nie przyleci, że jego samolot rozbił się praktycznie na drobny mak, to on uśmiechnął się najcieplej, jak tylko potrafił i powiedział, że powinien poczekać jeszcze chwilę. Potem tak po prostu odwrócił się z powrotem do szyby, skanując wzrokiem otoczenie po drugiej stronie.

Długo tam stali w ciszy, pociągając nosami co jakiś czas; słysząc stukot szpilek, trzewików albo sunących po kafelkach kółkach od walizek; z zatrzymanym zegarem nad głowami, którego personel nadal nie zauważył. Nie chciał pójść z nimi, powtarzając jak mantrę to, że musi na niego czekać, że przecież mu obiecał.

Pomogły dopiero środki uspokajające, które otumaniły go na tyle, żeby wsiadł do auta.

Na ustach nadal gościł delikatny uśmiech, co chwilę nucił jakąś melodię, która akurat zagrała mu w głowie, jednak wyraźnie było widać, że jest gdzieś kompletnie indziej. Wszyscy to widzieli, utwierdzając się w tym przekonaniu z każdą kolejną sekundą. Hyunjin pierwszy raz nie mógł odnaleźć iskierek w jego ciemnych tęczówkach: nie przez to, że ich tam nie było, problem leżał w tym, że były za daleko, by Hwang mógł je dojrzeć.

Nie odpowiadał na pytania, nie reagował na znaki i gesty jakimi starali się na niego zadziałać. Oczy rejestrowały coś całkowicie innego, niż powinny w rzeczywistości, uszy słyszały piosenkę nawet jeśli w pomieszczeniu trwała idealna cisza. Nie potrafił dostrzec swoich przyjaciół zebranych wokoło, równie zmartwionych co rozbitych po świeżej stracie.

— Hej maluchu, odstawimy cię do łóżka, co? — zaproponował Seo, chwytając wyższego za ramię. Nie usłyszał go, nie zauważył również, pomimo tego brunet postawił go na nogi i przy pomocy reszty ułożył w łóżku, szczelnie okrywając kołdrą. — Śpij dobrze, promyku.

Felix faktycznie był gdzieś o wiele, wiele dalej; gdzieś, gdzie nikt nie mógł go usłyszeć, zobaczyć albo choćby dotknąć; skąd nikt nie był w stanie go wyciągnąć, nieważne jak długo by próbował.

Jisung na początku września uczestniczył w wymianie studenckiej, która miała trwać cały miesiąc — Felix musiał zadowolić się złożeniem mu życzeń przez kamerkę. Pamiętał każde urodziny Jisunga: te, gdy weszli do domku na drzewie w nocy i rano zastanawiali się, czy krwiak na głowie młodszego jest na tyle duży, żeby jechać do szpitala; te gdy poszli na boisko trawiaste, żeby tam zjeść swój tort, który ustroili po połowie; nawet te na których starszy stanął w jego obronie, gdy Lee pierwszy raz pomalował sobie oczy eyelinerem i cieniami mamy.

❝a head full of dreams❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz