Dragan westchnął przeciągle i trzasnął maleńką okiennicą. Podróż bardzo mu się dłużyła. Nienawidził wizytowania majątków. Powóz wlókł się po rozmokłych duktach i niepokojąco przechylał na wszystkie strony. Książę wyciągnął długie umięśnione nogi i spod rzęs zerknął na swoją metresę.Siedziała naprzeciwko, pochrapując głośno jak świnia. Dragan skrzywił się i kopnął ją w łydkę. Gwałtownie otworzyła oczy i oblała się uroczym rumieńcem. Książę Islay oparł podbródek na smukłych palcach i pozwolił, by na jego pełne wargi wypłynął krzywy uśmieszek.
- Dobrze spałaś, moja droga? – zapytał chłodno.
Zawsze brzmiał chłodno, co było zaskakujące biorąc pod uwagę, że przez całe życie szalał w nim ogień. Płomienie ogarniały całe jego ciało i krążyły jak rzeka w żyłach. Pobudzały go i dawały siłę. Potrafił to kontrolować, chociaż kiedy był chłopcem, a później nastolatkiem przychodziło mu to z trudem.
W najbardziej nieodpowiednich momentach jego źrenice pokrywały się czerwienią. Zwłaszcza, kiedy się złościł, albo czymś ekscytował. Pamiętał pierwszą kokotę, którą wziął. Był wtedy napalonym młokosem i nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że odczuwając podniecenie jego oczy zachodzą szkarłatem.
Dziewczyna krzyczała i krzyczała, aż zaczęła pękać mu głowa. Sporo jej zapłacił, by zachowała dla siebie to, co zobaczyła. Przysięgała, ale i tak plotkowała. Wieść o jego czerwonych oczach obiegła cały Londyn. Część kokot nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a druga część robiła wszystko, by zwrócić na siebie uwagę.
Od tej pory musiał mocno się pilnować. Zamykać oczy w chwilach największego uniesienia i kontrolować magię wymykającą się z palców. Teraz miał dwadzieścia osiem lat i sądził już, że idealnie kontroluje magię, niestety jednak wczorajsza sytuacja uzmysłowiła mu, że to magia kontroluje jego.
Starał się nauczyć panować nad sobą w każdych okolicznościach. Jego twarz zwykle nie wyrażała niczego. Kiedy grabarze opuszczali w dół trumnę z jego ukochaną nianią nie drgnęła mu nawet powieka. Kiedy pożar spalił kilkanaście chat dzierżawców z Dorset nawet się nie skrzywił. Kiedy wspominano jego zmarłego wuja na twarz przybierał znudzony wyraz. Kiedy kobiety rzucały mu się do stóp, a matrony próbowały przehandlować swoje urocze córki, Dragan jedynie kąśliwie się uśmiechał.
I tak stał się...
- Hollow – odezwała się Clara – jesteś doprawdy nieznośny!
Hollow. Pustka. Tak na niego wołano.
- Hollow! – powtórzyła głośniej, kiedy nie odpowiadał.
- Słucham, moja droga – jego głos był cichy i łagodny, albo głęboki i ostry, kiedy tego zapragnął. Głos był jednym z elementów jego oręża. Potrafił nim kusić i nęcić aż dostał to, czego pragnął. Umiał też nim przerazić i karać.
- Mówię, że zrobiłeś to celowo. Lubisz mnie upokarzać. – Zaczerwieniona twarz kobiety skrzywiła się w udawanym oburzeniu.
- Zdawało mi się, że śniłaś koszmar. Chrapałaś jak świnia. – Zmarszczył idealny nos i odwrócił się w stronę okna, ponownie odchylając zasłonkę.
- Nie chrapię, mój panie. To pewnie stary woźnica. – Kokieteryjnie nachyliła się w jego stronę. Położyła ciepłą dłoń na udzie Hollow'a i przesunęła ją wyżej. Dragan ignorował jej dotyk. Już dawno mu się znudziła i nie wiedział po co właściwie zabierał ją do Dorset. – Poza tym, nawet jeśli chrapałam, to i tak jestem urocza. Sam wielokrotnie o tym mówiłeś.
- Owszem. Jesteś uroczą kobietą, a teraz chodź tu do mnie.
Poklepał się po udzie i zadowolona Clara usiadła na jego nodze, owijając ramię wokół szyi Dragana. Pieszczotliwym gestem odgarnęła mu z czoła czarny kosmyk włosów. Dragan miał piękne włosy. Gęste, jedwabiste, smoliście krucze loki. Nienawidził, kiedy ich dotykano, więc szarpnął głową i schwycił nadgarstek kokoty, ostrzegawczo mrużąc oczy.
CZYTASZ
Szkarłatny arystokrata ZOSTANIE WYDANY
Fantasy1867 r. wiktoriańska Anglia Książę Dragan Islay po traumatycznym dzieciństwie wyrasta na niepoprawnego rozpustnika i szelmę. Z wrodzonym wdziękiem łajdaczy się po wiktoriańskim Londynie z pogardą traktując wszystkich, a już szczególną awersję żywiąc...