1

21 3 0
                                    

Ze wszystkich swoich obowiązków najbardziej nienawidziła czyszczenia toalet. I wcale nie chodziło o to, że było to poniżej godności księżniczki, którą notabene była. Ona najzwyczajniej w świecie brzydziła się tego porcelanowego skupiska bakterii. Nie chciała nawet myśleć, ile pośladków spoczywało na plastikowej desce, którą z uporem maniaka traktowała szorstką stroną gąbki, unurzaną w żrącym detergencie. A wszystko po to by usunąć liczne plamy i odpryski, zarówno te żółte jak i te podejrzanie ciemniejsze. Choć wcale sobie tego nie życzyła, za każdym razem zdradziecka wyobraźnia podsuwała jej odpychające obrazy rzeczy, które w owej toalecie mogły się odbywać.

Było to zajęcie niewdzięczne i będące największą wadą jej pracy. Niestety mimo jej statusu saldo jej konta pozostawiało wiele do życzenia. W związku z tym nie było ją stać na zrezygnowanie z posady kelnerki w małej restauracyjce.

Knajpka udawała eleganckie miejsce, gdzie chłopak mógł zaprosić dziewczynę na romantyczną kolację, a rodzina mogła zjeść odświętny, niedzielny obiad. Poza tym organizowano w niej przeróżne uroczystości typu urodziny, chrzciny, komunie, czy nawet kameralne wesela. I właśnie po jednej z takich imprez przyszło sprzątać Wioli.

Ludzie to jednak świnie – pomyślała, przechodząc do ostatniej kabiny, gdzie panował nieprzeciętny bałagan. Jak na jej oko ktoś zwrócił większą część kolacji, przy czym niekoniecznie trafił do sedesowego otworu. Mówią służba nie drużba, zatem oddychając przez usta i z całych sił powstrzymując odruch wymiotny, zabrała się za czyszczenie tego pogorzeliska.

W całej jej karierze musiała uodpornić się na takie rzeczy. Przyszło jej bowiem przepychać zapchane bliżej nieokreślonymi rzeczami toalety, czyścić umywalki z wymiocin przepitych biedaków, którzy nie zdążyli dobiec do celu, nie wspominając o zużytych prezerwatywach niedbale rzuconych w pierwszy lepszy kont. A wszystko to przez  menadżera o lepkich rączkach, który nie znosił odmowy i w ramach odwetu za urażoną męską dumę zlecał jej najpaskudniejsze zadania.

Z satysfakcją i niemałą ulgą Wiola wykonała ostatnie pociągnięcie szmatką i wstała z klęczek. Zrzuciła z rąk wielkie, gumowe rękawice w groszki. Do umycia została jej już tylko podłoga i mogła iść do domu.

W klitce pełniącej funkcję szatni dla pracowników szybko zorientowała się, że na placu boju została sama, a raczej prawie sama. Na ściennym wieszaku poza jej skromną bluzą z kapturem dumnie wisiała skórzana kurtka menadżera lokalu, która z pewnością kosztowała dwa razy więcej, niż wszystko co miała dziś na sobie. Niedobrze.

Dla komfortu psychicznego zaczęła się przebierać dopiero wtedy, gdy przekręciła kluczyk w drzwiach. Wyznawała zasadę, że nie warto niepotrzebnie kusić losu. Nie zwlekając zmieniła ołówkową spódnicę i białą bluzkę z kołnierzykiem na znacznie wygodniejsze dżinsy, t-shirt oraz bluzę. Sięgnęła po średnich rozmiarów plecak, który w jej przypadku pełnił rolę torebki i wyszła z kanciapy wprost w objęcia swojej osobistej wersji czorta.

- Już chcesz uciekać? – zapytał właściciel obejmujących ją ramion. – W biurze mam otwarte całkiem przyjemne wino. Zapraszam. – Uśmiechnął się uwodzicielsko, a przynajmniej tak to wyglądało w jego przekonaniu.

Nie miała wątpliwości, że był już po degustacji. Poznała to zarówno po jego lekko zamglonym spojrzeniu, jak i zapachu trunku w oddechu.

- Dzięki. Spieszę się.

Szarpnęła się, ale niewiele to dało. Zamiast zabrać ręce, przyciągnął ją do siebie. Z niechęcią odnotowała, że jego palce niepostrzeżenie wsuwają się pod koszulkę. Popatrzyła na niego hardo.

- Naprawdę muszę już iść.

Nawet nie kłamała. Było już późno. Następnego dnia musiała wstać o szóstej, żeby dążyć na pociąg o siódmej, by po godzinnej podróży i piętnastominutowym spacerze znaleźć się na odpowiedniej sali wykładowej.

PIERWSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz