I

31 4 6
                                    


Drzwi zatrzasnęły się z małym kliknięciem, gdy wszedł. Przeszedł przez hol zostawiając po drodze buty i plecak, który został niedbale rzucony pod ścianę wąskiego korytarzyka. Był wykończony po długim dniu teraz chciał tylko walnąć się na łóżko (lub w zasadzie gdziekolwiek) i usnąć. Nie było mu to jednak dane, wiedział, że do zrobienia ma jeszcze parę rzeczy. Udał się więc do kuchni, w celu zrobienia obiadu. A może już wczesnej kolacji? W tym momencie był tak zmęczony, że nie trudził się już nawet sprawdzeniem aktualnej godziny, zamiast tego włączył tylko ekspres do kawy i czekał.

 Tępo patrzył na powoli napełniające się naczynie jakim był przeźroczysty, szklany dzbanek. Jego uwagę odwrócił cichy dźwięk za oknem, leniwie przeniósł wzrok na szybę, po której krople już zaczęły swój wyścig, by potem i tak rozmyć się u podnóża parapetu. Przyglądając się temu, przypomniał sobie, że po drodze zaczynało nieco kropić. Teraz padało. Ciemne chmury spowijały niebo, a szum deszczu skutecznie zagłuszał jego myśli, dźwięcznie wybijając o wcześniej wspomniany parapet rytm jego znużenia. Wkrótce wywołując senność, na którą niestety nie mógł sobie jeszcze pozwolić.

Kiedy kawa była gotowa, upił łyk, po nim drugi, zamknął oczy i odczekał chwilę. Gdy kofeina stopniowo przejmowała jego zmysły, cucąc go, wreszcie mógł zebrać myśli i odetchnąć.

Niemal pośpiesznie zabrał się za robienie obiadu, zarówno dla siebie, jak i cioci, która ze względu na swoją pracę wraca dość późno. Mieszkali tylko we dwójkę, w nie za dużym, ale przy tym nie za małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Nastawił wodę na ryż i stojąc przy blacie obierał warzywa. Powietrze było wilgotne oraz gęste, z resztą tak samo jak atmosfera na zewnątrz. Czarnowłosy mógłby przysiądź, że przed sekundą mignęła mu błyskawica, która przeszyła wieczorne sklepienie. Jego zdaniem błyskawice były piękne, lubił je i przyjemnie było na nie patrzeć. Niedługo później dało się usłyszeć charakterystyczny huk, oderwał on nastolatka od gapienia się w okno i skierował uwagę na bulgoczącą już wodę.

Chciał wziąć prysznic, podczas gdy ryż dopiero zaczął się gotować. Poszedł do łazienki, zrzucił z siebie znoszone ubrania, myśląc o tym kreślącym kolejne kółko w jego rutynie dniu. Pocieszające było jednak to, że to też jeden dzień mniej do zbliżającej się letniej przerwy. Był to też ostatni dzień robotny, od jutra miał już weekend, co pozwoli mu się oderwać na jakiś czas od szkolnego zgiełku. Chłopakowi podobała się ta myśl i chętnie się w nią zagłębił, tak jak najchętniej wtopiłby się w kojąco spływającą po jego torsie wodę.

Udał się do pokoju, by przebrać się w czyste ciuchy, które nie byłyby też piżamą. Po prostu coś wygodnego, do chodzenia po domu. Wrócił do kuchni, wyłączył ryż i przygotował dla siebie skromne nakrycie na małym stoliku przy jednej z kuchennych ścian. Wiedział, że po jedzeniu będzie musiał zrobić jeszcze kilka rzeczy - takich jak zmywanie, zrobienie prania czy śniadania do szkoły - wyznaczył sobie posiłek, na tę jedną chwilę na odpoczynek. Następny taki moment będzie miał dopiero za kilka godzin, chociaż patrząc na to, że przed sobą ma jeszcze naukę, prawdopodobnie spać położy się dopiero jutro. Westchnął.

Gdy wszystko było już praktycznie gotowe, i właśnie miał nałożyć swoją porcję, coś nad nim głośno łupnęło, po czym spadło tuż pod drzwiami. I na pewno nie był to grzmot.




Hej, hej! Jak wam się podobał pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że w miarę dobrze, chociaż dla niektórych był pewnie nudny. Spokojnie, następny będzie znacznie ciekawszy(przynajmniej moim zdaniem). Krótkie rozdziały są dla mnie wygodniejsze i pewnie też szybciej będą się pojawiać. Nie przewiduję regularności, bo pisać będę gdy mi się będzie chciało i będę miała czas, hehe.

A na razie pijcie herbatkę i do następnego!

Na pustej ulicy ||Killugon||Where stories live. Discover now