Rozdział 6

131 7 0
                                    

Pov. Elizabeth

Byłam wdzięczna, że zechciał przyjąć mnie do pracy. Moje doświadczenia życiowe nauczyły mnie, że jak ktoś oferuje pomoc to należy ją przyjąć. Inaczej może spotkać Cię sam diabeł i trafisz na gorsze piekło niż masz dotychczas. Nim się obejrzałam była godzina 20:30. Postanowiłam iść się przygotować na jutrzejszy dzień. Potrzebowałam  zmyć z siebie wszystkie emocje, które towarzyszyły mi przez cały dzień. W pewnym momencie zadzwonił mój domofon. Nikogo się nie spodziewałam. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam faceta, który trzymał największy bukiet róż jaki w życiu widziałam.

-Pani Grey?-zapytał.

-Tak, to ja.-odpowiedziałam.-Ale ja żadnych kwiatów nie zamawiałam.-dodałam pośpiesznie.

-Wallstreet 4? Elizabeth Grey?-zapytał ponownie.

Przytaknęłam głową.

-Niech pani tu podpisze i weźmie te kwiaty.-powiedział zniecierpliwiony.

Szybko podpisałam i wzięłam kwiaty oraz zamknęłam drzwi. Wstawiłam je do wazonu, który jeszcze nie był nigdy przeze mnie używany. Pośród kwiatów znalazłam karteczkę, a na niej było napisane:

 ,,Widzimy się jutro, skarbie. Pamiętaj mam Cię na oku więc nie ubieraj się zbyt wulgarnie. Do jutra 💕C.C."

Czekaj C jak... Christian Clark. Osz w mordę. Dlaczego trafiłam na niego. Podążyłam do mojej sypialni i oddałam się w ramiona Morfeusza.

~Następny dzień~

Dlaczego to ustrojstwo musi wydawać takie głośnie dźwięki. Wstałam i wyłączyłam budzik. Była godzina 6:30, czyli godzina idealna aby przyszykować się na pierwszy dzień pracy. Na początku ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Następnie zjadłam szybkie śniadanie i zegar wskazywał godzinę 7:22. O kurczę za osiem minut mam autobus do firmy Christiana. Niczym burza ubrałam buty i założyłam płaszcz. Wzięłam jeszcze niebieską teczkę. Zamknęłam drzwi i pobiegłam na autobus, który przyjechał o dziwno punktualnie. W autobusie zajęłam miejsce przy oknie i zaczęłam zastanawiać się co będę robić w firmie. Gdy autobus dojechał do ostatniej stacji, wysiadłem z niego. Po trzech minutach spacerku stałam pod budynkiem Clark Company&Co. Jaki ten budynek jest ogromny. Gdy byłam mentalnie gotowa to udałam się do recepcji gdzie siedziała elegancko ubrana kobieta.

-Emm... Dzień dobry?-zapytałam niepewnie.

Kobieta zlustrowała mnie od góry do dołu i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. 

-W czym mogę pomóc?-zapytała przesłodzonym głosem.

-Ja... byłam umówiona do pana Clarka.

-Nazwisko?-zapytała ponownie.

-Grey, Elizabeth Grey.

Chwilę popatrzała w ekran komputera i powiedziała, że nie ma mnie na liście i mam opuścić firmę inaczej wezwie ochronę. Była już 8:05, a ja miałam stawić się u niego o 8:00. Jest źle. Bardzo źle.

Od Christian: Gdzie jesteś?

Do Christian: Stoję w recepcji, ale nikt mnie nie chce wpuścić.

Od Christian: Czekaj, zaraz będę.

Po chwili zobaczyłam jak z windy wychodzi Christian. O Matko Święta. Christian w drogim garniturze wygląda obłędnie.

-Elizabeth!-krzyknął, a ja podążyłam w jego stronę.

-Hej.-przywitałam się.-Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale ta pani w recepcji nie chciała mnie wpuścić.

-Jessica!-zawołał od razu.-Wpisz panią Elizabeth Grey na listę pracowników jak i osób, które mogą do mnie przychodzić bez zapowiedzi.

Jej mina była obłędna.

-Oczywiście, szefie.-odpowiedziała szybko i wściekła.

-Gotowa na nowy etap w życiu?-zapytał i spojrzał się głęboko w moje oczy.

-Bardziej gotowa nie będę.-odpowiedziałam mu.

Ale czy na pewno byłam gotowa?




His weakness, Her weakness [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz