Ewakuacja 4
Nudzę się! Ja pierdolę, jak się nudzę! Do dupy z tymi szachami. Podpieram brodę na wierzchu dłoni i ziewam raz za razem. Michał wgapia się w pionki. Mam wrażenie, że zaraz mu mózg eksploduje, taki jest skupiony. Gienio popija domowe winko, które różowi mu policzki, tylko Artura i Jagody nie widać. Nadal siedzą w pokoiku. Nie wiem, czy wypada się tam przejść. Z jednej strony ten plan miałby szanse na powodzenie, z drugiej, kurde, młoda to tykająca bomba.
Zmęczona grą zgarniam pionki, które z klekotem rozsypują się wokół. Opieram się o szafkę i ciężko wzdycham.
– No, cożeś zrobiła?! – Michał prycha i próbuje na nowo wszystko poukładać. – Kurwa, zjebałaś! Nie wiem, jak to było.
– Olej. – Wywracam oczami i wgapiam się we flaszkę jasnego płynu, z którego regularnie dolewa sobie wujaszek. – Panie Gieniu – rzucam od niechcenia. – Więcej pan tego ma? – Wskazuję na trunek.
Staruszek wychyla się zza oparcia i toczy oczami to na mnie, to na alkohol.
– Ekhem – chrząka.
Nie wiem czy to coś znaczy, ale posyłam mu minę z tych: no? Tak czy nie?
– W piwnicy, za regałem.
– No! – Michał się zrywa. Chyba przeszła mu złość po niedokończonej partyjce. – Walniemy se kilka głębszych przed snem. – Dorzuca radośnie i już drałuje w kierunku kuchni, a gęba mu się przy tym śmieje, jakby tam ktoś skarby wszelakie poukrywał.
– Po co tam leziesz? – pytam?
– No, po flaszki i wężyk, i inne takie. Chodź.
Gienio chyba nie pała entuzjazmem. Właśnie osuszą mu baniak, który pewnie skrzętnie kitrał przed cioteczką.
Odbieram szkiełka od rozentuzjazmowanego osiłka, który teraz wpycha sobie korki do kabzy. Po czym dajemy się wchłonąć nieprzeniknionej czerni piwniczki. Od razu czuję tę obmierzłą stęchliznę, grzybnię i wilgoć. Do tego wizualizuję kosmate, pokraczne pająki, które w nieprzeniknionych ciemnościach czyhają na moje łydki.
– Ciemno jak w dupie. – Słyszę. – Weź no to potrzymaj. – Wciska mi wężyk.
– W zęby go wsadzę – mruczę, ale pozwalam dołożyć sobie prawie nic nie ważący gumowy balast.
Wraca zaraz. Ukontentowany jak świnia po porządnym wypróżnieniu.
– Grubszej nie było? – reaguję na świecę, w sumie gromnicę. Jest pożółkła i przypomina te komunijne, tylko brakuje tandetnych nalepek.
– Lubisz grube, wiedziałem – parska śmiechem.
– Już tak sobie nie wmawiaj, parówo ty – rechoczę pod nosem.
Michał idzie przodem. Drobię kroczki, pobrzękując butelkami. Chwilę potem odbijam się od wielkich pleców i jedna flaszka uderza o beton. Na szczęście nie roztrzaskuje się tylko toczy kółeczko i zamiera, kiedy uderza bokiem o nogę stołu.
– Kobieto, ty patrz, gdzie leziesz – fuka.
– A ty informuj, jak masz zamiar się nagle zatrzymać. Ja się tu skupiam, by niczego nie potłuc.
– No właśnie widzę – odgryza się. – Dobra, zostaw. Tam. – Wskazuje regał zmajstrowany ze starej meblościanki na wysoki połysk. – Widzisz tę górę szmat? – przyświeca. Nic nie widzę: – Sprytny – śmieje się. – Wystaje tylko czubek rurki fermentacyjnej.
CZYTASZ
„Ewakuacja"
Short StoryLubicie motywy zombie, ale na śmiesznie? Wyszczekaną bohaterkę i przaśny humor? Dobrze trafiliście! Są flaki, bluzgi i festiwal głupoty, jakiej w życiu nie czytaliście... więc? Wiec przestańcie już czytać ten opis i zasuwajcie do rozdziałów! A tera...