Ewakuacja część 2

50 6 2
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


                                                       Grafika: Joanna Sowińska


EWAKUACJA II

Jak cudownie – myślę sobie. Cisza, spokój. Autostrada pusta, tylko czasem mijają nas jakieś samochody. Sporo ich też widzę porzuconych na poboczu. Czasem się zdarza, że jadący z przeciwka trąbią lub migają światłami. Nie wiem, czy te resztki człowieczeństwa chcą nas ostrzec, przywitać się, a może sprawdzić, czy za kierownicą siedzi żywy czy zdechlak. Choć przyznam, iż nie podejrzewałabym trupiaków o zdolność kierowania pojazdem. Oczywiście wkurza mnie cisza, jaka między nami panuje. Klekotanie silnika może i jest kojące, ale czasem warto by otworzyć do kogoś gębę, skoro dziwnym zrządzeniem losu jest nam dane trzymać się razem. Choć w sumie nie wiem, czy to takie luksusowe położenie. Lekarzyna tępo gapi się na mijane po drodze drzewa, dresio na pace milczy, zgarnięta skądś tam panna również do rozmownych nie należy. A pies wam mordy lizał – myślę i skupiam się na drodze.

Nim zdążyłam o tym pomyśleć, słyszę rąbanie w szybkę, która jest jakby oknem duszy na pakę. Oj, chyba mnie romantyzm poniósł. Zwalniam nieco i obracam głowę. Dres macha ręką, pewnie chce mi coś przekazać. No tak. Nawet jakby darł mordę, to bym go nie usłyszała. Warkot silnika by zagłuszył. Zatrzymuję samochód. Rozglądam się na wsze strony, po czym wyłażę z szoferki. Słyszę, że Michał robi dokładnie to samo. Tylko doktorek zostaje na miejscu.

– Coś chciał, kmiotku? – bąkam od niechcenia i spocone dłonie wycieram w boki nogawek spodni.

– W sumie – odzywa się nieśmiało. – W sumie to mam rodzinkę na Przeczycach.

– Ej – odpowiadam. – To całkiem spoko, bo jesteśmy na A1, mamy niedaleko.

– No to jedźmy tam. – Doktorek staje obok mnie, kładąc ręce na biodrach. – Co nam szkodzi?

– Nic nam nie szkodzi – potwierdzam entuzjastycznie. – Może będzie tam bimber. Urżnęłabym się jak dzika świnia. – Puszczam zawadiackie oczko w stronę lekarzyny. Ten jednak ma mnie w głębokim poważaniu.

Burak – chcę zamarudzić pod nosem, ale się powstrzymuję.

Gęba dresa wykrzywia się w chytrym uśmieszku. Pewnie i jemu ten pomysł się spodobał. W sumie to zastanawiam się czy do Przeczyc też dotarła zaraza. Może zastaniemy tam niczego nieświadomych ludzi, którzy będą na nas patrzeć jak na dziwolągi? Albo chyba jednak nie. Przecież mają radia i telewizory. Niewiedza to błogosławieństwo, brak truposzy także, ale akurat o nich nie chce mi się myśleć, mimo że ta zaraza rozłazi się jak plaga egipska lub coś w tym rodzaju.

Chcąc kontynuować uroczą pogawędkę, ponownie zwracam się do Michała:

– Pokażesz, gdzie mieszkają? Jaka to ulica?

„Ewakuacja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz