Prolog

17 1 0
                                    

Hej wszystkim,
Co wyjdzie z tej opowieści? zobaczymy. To kto zostanie polubiony przez Was, a kto znienawidzony okaże się w najbliższym czasie. Chciałabym powiedzieć, że ta opowieść ma dla mnie dużą wartość sentymentalną i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

Zastanawialiście się kiedyś jakby to było gdyby ludzie od początku mieli sobie przeznaczoną osobę? Jakby całe nasze życie było przypisane nam, zapisane gdzieś w księgach, a my byśmy tylko odgrywali tę rolę? Od urodzenia wydawało mi się to prawdą. Moje życie wyglądało jak książka.

Ciężko mi było tylko określić jej rodzaj. Trochę tak jakby autor miał rozdwojenie albo nawet roztrojenie jaźni. Ale cóż po po 16 latach mojego nieźle zakręconego życia zdążyłam się do tego przyzwyczaić.

Nie przedstawiłam sie. Jestem Olivia Carey. Miałam 16 lat i mieszkałam w Daly City w stanie Kalifornia.

Na pierwszy rzut oka nie wyróżniałam się. Miałam 163cm wzrostu czyli w sumie jestem w średniego wzrostu jak na mój wiek. Nie miałam ciała modelki ani pięknych blond włosów sięgających do pasa. Byłam ... Zwyczajna.

Mimo wszystko lubiłam siebie.
Po czterech latach gnębienia i jak to powiedziała moja szkolna psycholog "kształtowania mojego charakteru i mojej pewności siebie" wreszcie mogłam stanąć przed lustrem i powiedzieć, że lubię siebie.

Jak mam być szczera, pomoc psychologiczna w szkołach to totalna kpina. I w niczym nie pomogły mi sekwencje pani psycholog, ale niestety musiałam u niej bywać. Tak samo jak każdy uczeń naszej szkoły, gdyż co 3 miesiące musieliśmy zrobić hmmm ankietę? Wywiad? Jak zwał tak zwał. Coś w rodzaju spisu myśli. Co u nas? Jak się czujemy? Czego się boimy? Czy dzieje się coś niepokojącego? Itd. 50 totalnie niczego nie zmieniających pytań. Ale cóż ... Tak właśnie było. Co jakiś czas trzeba było się z nią spotkać. Nie pomogło to nikomu, przyswarzało stresu, ale był jeden plus. Jaki? Zawsze omijaliśmy matematykę, której fanką nie byłam.

Po krótkiej retrospekcji wróćmy do tego o czym mówiłam.

Byłam zwyczajna.

Niewysoka brunetka z ciemnymi jak węgliki oczami, karmelową karnacją i ładnym uśmiechem, którego szczerze w sobie nienawidziłam. Moja sylwetka była raczej taka hmmm ... slim thick? Szerokie biodra, nie za duże, ale kształtne piersi. Ładnie widoczne obojczyki i talia... Tak, talia to było coś co szczególnie w sobie ceniłam. Mimo tego posiadałam rozstępy, celulit i boczki. Tak jak mówiłam byłam przeciętna.

Mimo tego, że nie przypomniałam modelki miałam coś przez co nienawidziły mnie dziewczyny.

Miałam wielu kumpli. Mimo, że moja paczka znajomych nie składała się jedynie z chłopaków i tak dziewczyny, które mnie nie znały nie pałały do mnie miłością właśnie z tego powodu.

Dokładnie. Solidarność jajników, która działa tylko wtedy kiedy powodzi Ci się gorzej niż reszcie, ale cóż.

Moja ekipa kiedyś składała się z samych dziewczyn. Byłam tam ja, Emma Snaford, Roseanna Mcintyre, Kaila Cartwright. Znałyśmy się od przedszkola. Jednak najbliższa była mi Kaila.

Rudowłosa dziewczyna z piwnymi oczami. Pełna energii, zapału i ambicji. Szalona zawsze wiedziała co robić. Nie było z nią nudnych momentów. Byłyśmy dla siebie jak siostry. Razem stanowiłyśmy duet pełny wsparcia, przyjacielskiej miłości, szalonych pomysłów i nieco dziecinnych zabaw.

Mimo wszystko kochałam ją ponad życie.

Zawsze była przy mnie.
Dawała mi uśmiech, radość i pokazywała co to życie.

Abre tus ojosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz