7

499 11 0
                                    

"Albo długi Oryńskiego zostaną spłacone albo nigdy nie zobaczycie waszej córki. Czekajcie na dalsze instrukcje. Nie kontaktujcie się też więcej z policją" - brzmiała wiadomość, a do niej było załączone zdjęcie zapłakanej Nadii. Pomieszczenie, w którym się znajdowała dziewczynka, wyglądało jak zwykły pokój w jakimś mieszkaniu. Nie przebywała przynajmniej w jakimś opuszczonym, zimnym budynku. Nie było to jednak żadnym pocieszeniem, bo Nadii cały czas groziło niebezpieczeństwo. Chyłka miała świadomość, kim są ci ludzie i do czego są zdolni.
Po dwudziestu minutach od otrzymania wiadomości w pokoju rozległo się nerwowe pukanie do drzwi. Joanna chciała się podnieść, żeby zobaczyć kto to, ale Paderborn kazał jej leżeć i sam się ruszył. Był ciekawy, kto ma tak ważny powód, że próbuje się do nich dobić o szóstej nad ranem.
Na korytarzu stał Kormak z laptopem w ręku. Nie czekając na zaproszenie, wszedł do pokoju i usiadł przy stoliku.
- Co ty tu robisz, zdrajco? Nie miałeś pokoju w innym hotelu wynajętego?- zapytała Joanna i zmieniła pozycję na półleżącą, tak żeby widzieć chudzielca.
- Miałem, ale uznałem, że lepiej będzie, jeśli będę tu gdzie wy i miałem rację - odparł.
- Ten sukinsyn też tu jest? - odezwał się Olgierd.
- Udało nam się dostać ostatni wolny pokój - odpowiedział bez zastanowienia.
- Gdzie on jest? - Pader złapał okularnika za koszulkę.
Po tym, jak Chyłka mu opowiedziała wszystko, miał ochotę rozprawić się z jej byłym. Nie przypuszczał jednak, że Kordian będzie nocował w tym samym hotelu, co oni.
- Powiedzcie mi, co jest dla was teraz ważniejsze? To, żeby dowiedzieć się, co ustaliłem w sprawie Nadii, czy żeby zabić Zordona?
- Nadia - odpowiedzieli zgodnie partnerzy.
Pader odpuścił Kormakowi.
- To słuchajcie, a potem będziecie myśleć jak zabić Kordiana, żeby uniknąć kary, chociaż akurat wy nie będziecie mieć z tym większego problemu. Ale do sedna. Wiem już o wiadomości.
- Nie dość, że zdrajca, to jeszcze szpieg - skomentował prokurator. 
- Pader, daj mi dojść do słowa. Tak, zainstalowałem na waszych telefonach aplikacje szpiegujące, bo jak się domyślam, policja jeszcze na to nie wpadła. 
- No nie - przyznała Joanna.
- To się ciesz, że znasz tak zaradnego informatyka jak ja. Już wczoraj zrobiłem, co trzeba, aby widzieć jakie wiadomości dostajecie - przypomniał sobie wymianę sms-ową Chyłki i Paderborna, ale sytuacja była zbyt poważna, żeby drwić sobie ze znajomych - Nie wiem, czy patrzyłaś na numer, ale to prepaid ukraiński. Z prostych względów, bo tam nie trzeba rejestrować numeru telefonu, więc nie udało mi się też ustalić właściciela, ale za to udało mi się ustalić skąd została wysłana wiadomość. 
 - No mów - ponagliła go Joanna.
- Z Kampinosu - odparł, pokazując Olgierdowi mapę z zacieniowanym obszarem . - Ale miejcie świadomość, że to wcale nie musi oznaczać tego, że Nadia tam jest. Równie dobrze mogła zostać wywieziona na Ukrainę albo Białoruś. 
- Tylko tyle masz? - Chyłka była zawiedziona. 
Miała nadzieję, że Kormak bardziej się wysili. Niewiele im to dawało. 
- Old man jeszcze nie wyjechał z Warszawy, więc poprosiłem go, żeby się tam rozejrzał. Był wściekły, że dzwonię do niego tak wcześnie, ale jak tylko powiedziałem mu, o co chodzi, to zerwał się na równe nogi i powinien być w tej chwili w drodze do Kampinosu. 
- No a zdjęcie? Sprawdziłeś metadane? - zainteresował się Paderborn.
- Jeszcze nie, ale mam zamiar to zrobić - odparł.
- To na co czekasz? Zabieraj się do roboty, ale nie u nas w pokoju - prokurator pokazał na drzwi. 
Okularnik zostawił znajomych samych. Joanna wyciągnęła papierosa z pudełka leżącego na nocnej szafce i go odpaliła. Zaciągnęła się głęboko. 
- Co my mamy zrobić? - zapytała Joanna.
Olgierd opadł na fotel, stojący naprzeciwko łóżka. 
- Nie wiem - przyznał szczerze.
- Jesteś prokuratorem, powinieneś wiedzieć, co się robi w takich sytuacjach - odparła.
Paderborn zdawał sobie sprawę z tego, że Joanna ma rację. Powinien był wiedzieć, co trzeba zrobić i za pewne, gdyby chodziło o kogoś obcego, nie miałby problemu z tym. Teraz jednak dotyczyło go to osobiście, bo bliska mu osoba była w niebezpieczeństwie i chciał działać jak większość rodziców w takich sytuacjach, czyli bez udziału policji z obawy o to, że pogorszy to sytuację dziecka. Poza tym Joanna też nie miała zamiaru informować o tym funkcjonariuszy, praktykując swoją starą metodę działania na własną rękę. Gdyby nie jej mama, to pewnie w ogóle nie pojawiłaby się na komendzie. 
- Jebany Kordian - Joanna zgasiła papierosa w popielniczce. - Po jaką cholerę wpuściłam go do swojego życia? Było dobrze tak jak było, ale nie, zachciało mi się związku, z młodszym aplikantem. Ci porywacze powinni go zajebać, a nie dziecko porywać. Co im takiego Nadia zrobiła?
Olgierd miał na to odpowiedź i to całkiem prostą.
- Zależy im na pieniądzach.
Chyłka już miała coś powiedzieć, ale poczuła silny ból w klatce piersiowej. Skrzywiła się.
- Co jest, Asia? 
- To chyba nerwy - odpowiedziała i podniosła się z łóżka. 
Szybko pożałowała, bo poczuła, jak zakręciło jej się w głowie. Usiadła z powrotem. 
- Na pewno tylko nerwy?
- Na pewno - potwierdziła.
Znowu się podniosła i podeszła do okna. Uchyliła je.
- Nie wyglądasz najlepiej.
- Kurwa, nie spałam całą noc, Nadia nie wiadomo gdzie, a ty się dziwisz, że nie wyglądam najlepiej - wycedziła przez zęby.
Owszem, mogła mieć rację, ale Olgierdowi nie wyglądało to na zwykłe nerwy, czy zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą. 
- Jedziemy do szpitala.
Joanna zgromiła go wzrokiem.
- Nic mi nie jest - zaoponowała.
Paderborn nie miał jednak zamiaru odpuścić.
- Aśka, chcesz, to sobie zaprzeczaj, ale ja nie mam zamiaru patrzeć, jak umierasz na zawał.
Sięgnął po telefon i wykręcił numer na pogotowie.
- Widocznie chcesz zapłacić mandat za nieuzasadnione wezwanie - skomentowała.
- Nie będzie żadnego nieuzasadnionego wezwania. Widzę, co się z tobą dzieje. Ewidentnie masz zawał.
Dyspozytor odebrał po trzech sygnałach. Olgierd wyjaśnił, co i jak, a mężczyzna po drugiej stronie telefonu oznajmił, że wysyła karetkę i zaczął udzielać instrukcji pierwszej pomocy.
Pader otworzył drzwi na balkon i postawił przy nich krzesło. Następnie podszedł do Chyłki i chciał jej pomóc usiąść.
- Poradzę sobie - odparła i po chwili siedziała już przy balkonie. 
Oddychało jej się co raz ciężej. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że jej partner ma rację i to rzeczywiście może być zawał. Olgierd zdjął z niej bluzę. Joanna słabła w oczach. Jak na złość nie mógł znaleźć aspiryny.
- Ej, nie odpływaj, Asia, kochanie - mówił do niej cały czas. 
Nie chciał, żeby straciła przytomność. 
- Boję się Pader - wyszeptała. - Zajmij się Nadią, jak tylko się odnajdzie. Nie dopuść do niej Oryńskiego.
Nie wyglądała najlepiej. Olgierdowi ulżyło, kiedy zobaczył karetkę, podjeżdżającą pod hotel.
Do pokoju bez pukania wszedł Kormak.
- Coś się... - nie dokończył.
Zamarł, widząc w jakim stanie znajduje się Chyłka. Po chwili pojawili się trzej ratownicy.
- Podawał jej pan coś? - zapytała młoda ratowniczka.
- Nie, nic nie podawałem.
- Aspiryny też pan nie podał?
- Co? Nie, mówię, że nic.
Młoda ratowniczka odsunęła mężczyznę od kobiety, a pozostali zaczęło zbierać parametry.
- EKG, robimy, szybko - odparł, na oko, najstarszy z ratowników.
Podłączyli Joannie elektrody. Do tego nałożyli jej maskę tlenową i podali aspirynę. Kormak i Olgierd patrzyli z przerażeniem w oczach na to, co się dzieje. Było to dla wszystkich zdecydowanie za dużo. Kilkanaście minut później lekarz odbywający dyżur na SOR potwierdził zawał u Joanny i kazał na przewieźć ją na hemodynamikę.
W momencie, gdy ratownicy wynosili prawniczkę na specjalnym krzesełku do karetki, swój pokój opuściła Zuzanna.
- Asiu, córeczko - złapała kobietę za rękę.
Spojrzała pytającym wzrokiem na najmłodszą ratowniczkę, oczekując jakiejkolwiek informacji. Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na matkę Chyłki.
- Pani jest matką?
- Tak.
- Pani córka ma zawał. Zabieramy ją do szpitala wojewódzkiego - odparła.
Zuzanna puściła dłoń Joanny i odprowadziła ich wzrokiem.
Na korytarz zaczęli wyglądać też inni ludzie, nocujący w hotelu zainteresowani tym, co się dzieje. Między innymi Nina i Kordian. Patrzyli to na Olgierda, to na ratowników. Prokurator, widząc Oryńskiego, miał się już rzucić na niego, ale powstrzymał go Kormak.
- Odpuść, nie czas na bójki, nam nowe informacje w sprawie Nadii.
Mężczyźni zamknęli się w pokoju, a Nina postanowiła, że zabierze Zuzannę do szpitala. Zordon uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie zostać w hotelu.
- To czego się dowiedziałeś? - zapytał Olgierd, pakując najpotrzebniejsze rzeczy dla Joanny.
- Harry jechał rozejrzeć się po tym Kampinosie i kiedy z niego wracał, zatrzymał się na jakiejś stacji paliwowej na trasie do Warszawy. Kiedy płacił za kawę, dojrzał mężczyznę z dziewczynką na rękach. Poznał Nadię bez problemu...
- Że co? - przerwał mu Olgierd. - I dopiero teraz to mówisz? Gdzie ona jest?
- Uspokój się, Harry powiedział, że dzwonił już do Szczerbińskiego.
Kolejny były Chyłki - zajebiście, pomyślał w duchu Olgierd. Jeszcze do tego wszystkiego brakowało syna Harry' ego.
- No i? Mów!
- Harry jedzie ostrożnie za nimi i cały czas jest w kontakcie z policją.
- Ale ma pewność, że to Nadia?
- Gdyby nie był pewien, to by do mnie nie dzwonił. Poza tym mała cały czas powtarzała na przemian mama i Pade, a do tego miała pluszaka, którego sam jej kupił. Jak to mówią, przypadki nie istnieją. Nie sądziłem też, że popełnią takie faux pas i to tak szybko, raptem dzień po porwaniu.
- To na co my jeszcze czekamy? Jedziemy tam - odparł Olgierd.
- Nie ma sensu. Powinieneś być teraz z Chyłką. Ona cię potrzebuje. Na miejscu jest Harry, a uwierz mi, że Aśka nikomu tak nie ufa jak jemu. Kilka godzin i Nadia będzie znowu z wami.
Chwilę zajęło Kormakowi przekonanie Paderborna, żeby został w Przemyślu, ale w końcu prokurator uległ.
- Pakuj dla niej te rzeczy i jedź tam, tylko nic nie mów nikomu na razie o Nadii.
- No okej - przytaknął Olgierd.
Zabrał wszystko, co mogłoby się przydać Joannie w szpitalu. Auta, którym do Przemyśla przyjechała Nina, nie było już na parkingu. Wsiadł więc do swojego samochodu, wpisał do nawigacji nazwę szpitala. Godzina była dosyć wczesna, większość ludzi jeszcze spała, więc ruch nie był wielki. Szpital też nie znajdował się przesadnie daleko. Dotarł tam w pięć minut. Zaparkował obok Niny. Aplikantka stała oparta o maskę samochodu i paliła papierosa. Olgierd do niej podszedł.
- Wiadomo coś?
- Po przyjeździe od razu wzięli ją na salę operacyjną. Mają jej robić tą, no, ani... ano... anglo... - Dębska próbowała sobie przypomnieć nazwę zabiegu. - Wiem! Angioplastykę!
Paderborn otaksował Ninę wzrokiem.
- Co jest?
- Powinnaś rzucić, inaczej też wylądujesz na hemodynamice - oznajmił i ruszył w stronę budynku.
Kobieta rzuciła papierosa na ziemię i zgasiła go butem. Poszła za prokuratorem.
Zuzanna czekała przed salą operacyjną. Bardzo się denerwowała. Zobaczywszy partnera swojej córki, natychmiast ruszyła w jego stronę, a jak tylko do niego doszła, on ją przytulił.
- Jak dobrze, że Asia trafiła na ciebie. Lekarz powiedział, że ten, kto wezwał karetkę, uratował jej życie.
- Wie pani, że się jeszcze ze mną kłóciła i uznała, że będę płacił mandat za nieuzasadnione wezwanie?
- Teraz będziesz mógł powiedzieć "a nie mówiłem".
- Wścieknie się - Olgierd się zaśmiał.
Każdy wiedział, że Joanna nienawidziła, gdy ktoś inny ma rację. Uważała, że wie wszystko najlepiej. Cieszył się jednak, że jej nie posłuchał i poszedł za głosem rozsądku.
Po dwóch godzinach pierwszy salę opuścił lekarz.
- Państwo są kimś z rodziny? - zapytał.
- Ja jestem mamą - odezwała się starsza z kobiet.
- Podczas zabiegu doszło do zatrzymania krążenia. Reanimowaliśmy ją...
- Nie chce pan chyba powiedzieć, że... - Paderborn przełknął głośno ślinę. - Niech pan powie, że Asia żyje.
- Pani Joanna...

Chyłka & Zordon || Inne ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz