Suzan Majonez Jr.

18 3 6
                                    

Pierwsza z czterech bohaterek opowieści czyli Suzanna Majonez Jr. Spytacie "kto to"? Też do niedawna nie wiedziałam. Suzann jest astrofizykiem pracującym w NASA zajmującym się badaniem osobliwości, czasu, przestrzeni, czarnych dziur czy innych takich bajerów. Mieszka w swojej wielkiej willi na obrzeżach Los Angeles. Poza astrofizyką uwielbia gotować. Jej popisowym numerem jest cheeseburger. Nie muszę chyba nawet wspominać o jej OGROMNYM majątku.
Jest sobie zwykły dzień w pracy Suzan. Robi wszystko co należy do jej obowiązków i tak dalej, lecz w pewnym momencie na całą placówkę rozlega się alarm. Nikt nie wie co takiego on dokładnie oznacza. Kieruje się ku pokojowi operacyjnemu, gdzie dowiaduje się, że niezidentyfikowany obiekt kieruję się ku naszej atmosferze. W czasie kiedy zdążyłam to napisać tak na prawdę już ten obiekt wchodzi do atmosfery. Według skrupulatnych obliczeń jednego z astrofizyków - Andrew'a - obiekt walnie w okolice Nowej Zelandii. Całe wejście do atmosfery wraz z dotarciem już do samej Ziemi zajęło jakieś dwie minuty. Obiekt walnął w Nową Zelandię. Pojawił się mały krater widoczny po przybliżeniu z satelity. Został wezwany cały sztab ludzi, który miał za zadanie polecieć w miejsce krateru i zbadać obiekt całego zamieszania. Do tego zadania została przydzielona między innymi Suzan i Andrew. Z wielką ciekawością i zniecierpliwieniem Suzan przyjęła tę wiadomość. Do tego bardzo dobrze dogadywała się z Andrew, więc była zadowolona, że może pracować właśnie między innymi z nim. Po godzinie pakowania niezbędnego sprzętu i analizowania prawdopodobieństwa niebezpieczeństwa wreszcie wylecieli do Nowej Zelandii. Po kilku godzinach lotu przylecieli na miejsce. Wylądowali wystarczająco daleko aby utrzymać bezpieczną odległość. Resztę drogi musieli przebyć na pieszo. Nie pomagała wiadomość o nadchodzącym zachodzie słońca, który ich zaszedł za nim wypakowali cały najpotrzebniejszy sprzęt. Wiszącą w powietrzu nutkę grozy rozchmurzył trochę przepiękny zachód słońca. Lecz nie było czasu na zachwycanie się nim, trzeba było ruszać w drogę. Musieli bowiem przebyć jakieś 5 km przez nie tak gęstą ale jednak dżunglę. Po niecałej godzinie drogi ujrzeli spalone i zniszczone drzewa, a niedługo potem zobaczyli krater. Rozłożyli sprzęt w bezpiecznej odległości. Na pierwsze oględziny wysłali w specjalnych kombinezonach dwójkę naukowców. Podchodzili spokojnie, nie śpiesząc się, nikt nie wiedział kompletnie czym to może być. W czasie gdy podchodzili do obiektu, naukowe dziadostwo wykryło materię o dużej energii w środki tego czegoś. Po wyglądzie nie dało się tym bardziej doszukiwać co to jest, ponieważ wyglądał jak zwykły meteoryt... Z jedną malutką różnicą - ze szczelin na tak owym obiekcie delikatnie wydobywało się czerwone światło. Zrobiono wszystkie początkowe pomiary w upewnieniu się, że bezpiecznie można to badać i co ważniejsze bezpiecznie przewieźć do laboratorium. Wreszcie nadszedł czas kiedy inni mogli się temu przyjrzeć. Suzan podeszła z wielkim zaciekawieniem, nie mogła oderwać wzroku, nigdy wcześniej nie miała do czynienia z niczym podobnym. Już zabezpieczony obiekt zaczęli przetransportowywać do samolotu. Poszło to bez żadnego większego problemu. Nie mogło obejść się bez jakże fascynującej rozmowy dwóch astrofizyków na temat niezidentyfikowanego obiektu kosmicznego. Sami słyszycie jak to brzmi i jak na pewno była ona interesująca... Więc możemy ją ominąć. Byli oboje wycieńczeni całym dniem a właściwie i nocą spędzonym w pracy. Oboje zasnęli. Nie zdając sobie z tego sprawy Suzan zasnęła na ramieniu Andrew koło, którego siedziała. Co zauważyła dopiero gdy się obudziła:
- Ja pitole... jejuuu... Bardzo Cię przepraszam, nie było to celowe.- Mówi speszona do Andrew, którego tak na dobra sprawę tymi przeprosinami obudziła.

- Cooo? Aaaa... Nie, wszystko w porządku. Nic się nie stało. - Mówi Andrew na kompletnym chillu i jakby kompletnie się nic nie stało.

Kończy się monolog, a wchodzi z komunikatami dotyczącymi lądowania pilot samolotu. Zaczyna się procedura lądowania. Przebiegła ona pomyślnie bez żadnych trudności, a co najważniejsze żadnych podejrzanych zmian nie wykryto wobec zachowania "meteorytu". Następnie bezpiecznie przetransportowano go do laboratorium. Tam już pozostawiono obiekt na obserwacji, a ekipę, która poleciała do Nowej Zelandii odesłano do domu, na odpoczynek. Suzan mimo wielkiego zmęczenia nie była zadowolona tą wiadomością. Lecz gdy wróciła do domu, położyła się do łóżka i już nie wstała... Spokojnie, nie dlatego, że umarła, po prostu była tak zmęczona. Gdy się obudziła, szybko się ogarnęła, zjadła śniadanie i jak najszybciej tylko mogła pojechała swoim lamborghini do laboratorium. Gdy weszła do laboratorium zaskoczył ją ten widok. Otóż był tam tylko Andrew. Albo aż... Bo z jednej strony myślała, że będzie pierwsza na miejscu, a z drugiej, że będzie dużo osób zainteresowanych tymi badaniami.
- Hej. I jak się spało? - Mówi podekscytowana do Andrew.

Marvelous fourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz