Wyszła z gabinetu blondyna na trzęsących się nogach. Nie mogła uwierzyć, że to ona musiała przeprowadzić tę niekomfortową rozmowę. Dodatkowo ten przeszywający wzrok Erwina, który starał się uświadomić dziewczynie, że ma ją na oku. Nie sądziła, że blondyn byłby wstanie posunąć się do tak dwuznacznych żarcików, widząc ile wysiłku kosztuje blondynkę same oddychanie. Mimo, że zawsze była bardzo pewna siebie i odważna, to nie w takich sytuacjach - związanych z rozmowami z ludźmi i to jeszcze na takie tematy. Dodatkowo cała ta sprawa, im bardziej w nią brnęła, była dla niej coraz ważniejsza.
Gdyby nie fakt, że obiecała przynieść kapitanowi obiad, pewnie unikałaby go do końca dnia, a on i tak tylko by to ułatwiał. Chciała jednak dotrzymać obietnicy i nie zmuszać jego wypaczonego umysłu i ciała do przytargania się na stołówkę.
Wzięła ze sobą tylko jeden talerz w obawie, że starszy jednak zatrzyma ją u siebie w gabinecie i karze spowiadać się z rozmowy z Erwinem, a tego już by nie zniosła dzisiejszego dnia. Weszła więc, nie pukając by nie niszczyć spokojnej atmosfery, którą pewnie zdążył urządzić sobie czarnowłosy. Nie pomyliła się, bo wchodząc zastała go leżącego twarzą na biurku, pogrążonego, w na pewno nie, głębokim śnie.
Uśmiechnęła się pod nosem, mogąc oglądać go z bliska z tak spokojną mimiką. Był uroczy jak cholera, mimo swojej uwydatnionej szczęki i męskich rysów twarzy. Z zamkniętymi oczami wyglądał o wiele młodziej, bo ich przekrwione białka zawsze dodawały mu kilku lat. Czarne kosmyki zasłaniały mu sporą część twarzy, dzięki czemu Maya miała wrażenie jakby był jeszcze bardziej uroczy niż dotychczas. Zwykle starannie ułożona grzywka nigdy nie widziana przez dziewczynę w nieładzie, teraz była rozsypana na biurku.
Blondynka nie mogła się oprzeć i zbliżyła się do mężczyzny, nachyliła nad jego plecami. Bardzo chciała go teraz dotknąć, ale wiedza, że pewnie od razu się obudzi sprawiła, że zabrała dłoń. Odstawiła pełny talerz na jego biurku i po cichu wycofała się z pokoju. W przypadku kapitana ważniejszy był sen aniżeli jedzenie o czasie.
Cały dzień się z nim nie widziała, sama zajęta masą obowiązków. Nie unikała go specjalnie, jedynie schodziła z drogi, kiedy mijali się na korytarzach w biegu. Obiecała w końcu że zobaczą się wieczorem.
Na kolacji, oznaczającej zwieńczenie męczącego dnia, zdecydowała się dosiąść do kapitana. Fakt, że był tam również Erwin musiała przeboleć.
Spodziewała się, że jej osoba może wprowadzić nieco niekomfortową atmosferę. Jednak obecność Hanji, utwierdziła ją w przekonaniu, że nie może być tak źle. Kobieta prędzej czy później by się odezwał i zakończyła niekomfortowe milczenie.
- Maya, to kiedy ślub? - zapytała, przygryzając ziemniaka.
- Byle nie w lecie. - odmruknęła jej młodsza, pakując sobie do ust fasolkę.
- Byle nie zimą. - dodał coś od siebie kapitan, popijając herbatę. Oboje udawali jakby nie ruszały ich te zaciekawione spojrzenia reszty. W rzeczywistości czuli się jak na skazaniu. Najgorsze było to, że między nimi nie do końca wszystko było ustalone. W tej rozmowie lecieli na żywioł.
- Wiosną byłoby idealnie. - rozmarzyła się Hanji. - Wszystko budzi się do życia, jest ciepło, ale nie za ciepło. Pogoda idealna. Zawsze rośnie tyle kwiatków, że dobrze byłoby ogarnąć jakąś śliczną polanę. Porozstawiamy krzesła w trawie, wszystko idealnie się komponuje. - trajkotała, nie dając dojść do słowa nikomu.
Maya zerknęła na kapitana, uśmiechając się rozbawiona. On zagryzł zęby, wmawiając sobie, że zainteresowanie jego osobą nie jest żadną tragedią. Kiedy Erwin znalazł sobie dziewczynę też go tak osaczyła. Levi nie był wyjątkiem, żeby traktować go jakoś specjalnie.