Impreza rozkręcała się w najlepsze, nawet mimo obecności kilku zwiadowców zdecydowanie wyższych rangą niż zwykli kadeci. Maya pomachała ręka w stronę Armina, który stał gdzieś przy ognisku, kurczowo ściskając w ręce metalowy kubek. Nie musiał się przecież niczym denerwować.
Maya podeszła do niego w szybkim tempie, z daleka prezętując swoją zieloną sukienkę, robiąc dwa piruety.
- Powiedz, że wyglądam bosko. - uśmiechnęła się pogodnie, przykładając rękę do piersi. Kiedy chłopak potwierdził jej słowa, westchnęła przeciągle.
Pokręciła głową, widząc zdenerowane spojrzenie blondyna. Wzięła od niego kubek, który ciągle trzymał w ręce i upiła z niego kilka łyków, krzywiąc się niezadowolona. To zdecydowanie nie był alkohol, a zwykła woda.
- Armin! - wkurzyła się na niego. - Jak możesz marnować taką świetną okazję do upicia się? - zapytała retorycznie, kręcąc głową.
Chwyciła chłopaka pod ramię, uciekając z nim w tłum ludzi, chcąc jak najszybciej znaleźć jakiś alkohol. Po drodze zdążyły zaczepić ich z dwie grupki ich znajomych, ale skutecznie parli dalej do beczek z winem, stojących przy ścianie.
- Zdrowie! - krzyknęła radośnie Maya, zabijając ze sobą metal. Szybko upiła całą zawartość kubka, już nalewając sobie kolejną porcję. Armin, nieco niepewny pomysłu dziewczyny, w końcu też zatopił wargi w gorzko-słodkim napoju.
Po jakimś czasie Maya rozdzieliła się z blondynem, widząc że wpadł w dobre towarzystwo, pokazując kolegom swoją imprezową duszę. Ona, mimo początkowego zamiaru balowania do rana, postanowiła dać sobie już spokój na tę chwilę.
- Ou! - pisnęła, wpadając w kogoś w tłumie pijanych ludzi. - Wybacz, Levi. - uśmiechnęła się w pijackim zadowoleniu, widząc niepewną twarz szatyna.
Kapitan zatoczył się przed nią, niemal wpadając z powrotem na jej osobę. Maya przytrzymała go zdumiona tym co się dzieje. Pijany Levi był kolejnym dziwnym zjawiskiem w przeciągu kilku ostatnich dni.
- Może już starczy imprezowania, co? - zapytała pod nosem, niepewna, czy szatyn w ogóle ją usłyszał.
Uwiesił się całym swoim ciałem na jej szyi, nieco ciągnąc ją w dół. Maya w ostatniej chwili podniosła go na równe nogi, kręcąc w zdumieniu głową. Nie sądziła, że Levi był w stanie doprowadzić się do takiego stopnia pijaństwa.
Ledwo udało się jej doprowadzić mężczyznę do pokoju, po drodze ucinając sobie z nim krótką pogawędkę na temat... nie była pewna, bo połowy jego słów nie rozumiała. Na pewno było to coś zabawnego, bo straszy ciągle podśmiechiwał się pod nosem. A ona z nim, zadowolona z jego humoru.
Dotarłszy do pokoju, zamierzała go tam zostawić, ale jego silna dłoń zatrzymała ją w miejscu. Mamrotanie pod nosem było niemożliwe do zrozumienia, kiedy głowę wpakował w poduszkę. Zaryzykowała więc i usiadła na łóżku obok niego.
Mężczyzna poluzował uścisk, przewracając się na bok. Spod przymkniętych powiek obserwował twarz dziewczyny, uśmiechając się dość szeroko jak na niego. Maya nie była pewna czy różowe policzki były spowodowane samym alkoholem czy czymś innym. Tak czy siak - wyglądał uroczo.
Po jakimś czasie bezczynnego leżenia kapitan zdecydował się podnieść i niepewnymi ruchami pociągnąć za sobą Mayę. Usiedli na kanapie, o ile półleżącą pozycję Levi'a można było pod to podciągnąć.
- Pójdę zrobić herbatę. - zaproponowała Maya, widząc jak kapitan znów ledwo powstrzymuje zawroty głowy.
Przytaknął jej jedynie, cichym mrugnięciem, już nie starając się jej zatrzymać przed wyjściem z jego gabinetu. Potrzebował teraz tej herbaty bardziej niż ciągłego towarzystwa blondynki.