Trochę o depresji

16 4 2
                                    


"Depresję nie zawsze widać"

"Widać widać"


Ah tak panie od niemieckiego?

Widać?

Skoro zawsze widać depresję, to czemu wierzy Pan w każdy mój udawany uśmiech? Czemu nie widział Pan mojej poharatanej ręki i grona nauczycieli którzy mnie zdemaskowali? 

"Nie masz depresji"

"Nie wyglądasz na osobę z depresją"

Ah tak, wszyscy jakże zapoznani psycholodzy? 
Z chęcią zobaczę wasz papierek świadczący o waszej jakiejkolwiek wiedzy na ten temat.

Po prostu gotuje się we mnie, gdy ktoś notorycznie uśmiechającą się osobę dyskryminuje w posiadaniu takowej "choroby".

Myślicie, że czemu się uśmiecha? 

Może nie chce pokazywać wam tego całego bólu i smutku, abyście nie potraktowali jej gorzej, nie zamęczali pytaniami na które nie ma ochoty odpowiadać...

A co najważniejsze, nie chce abyście czuli się tak jak właśnie ona.
Człowiek w dole cierpi, przeokropnie, i nigdy by nie chciał aby ktoś poczuł ten sam ból.

Zresztą, bycie wiecznie smutnym męczy, dlatego na ogół smutni ludzie starają się oglądać za pozytywami i z jak najmniejszych znajdować ciut radości aby nie myśleć notorycznie o problemach, swoich wadach i ogólnym istnieniu. 

Gdy przypominam sobie... Te wszystkie stare dzieje. Te wszystkie czasy kiedy robiłam za błazna by zakryć moje cierpienia i tylko między wierszami prosząc o pomoc, zauważenie, że jest źle; te wszystkie nieprzespane mimo zmęczenia noce, wyryte na rękach mimo młodego wieku moje wszystkie smutki bo w żaden inny sposób ich nie umiałam okazać.

Dopiero teraz zrozumiałam, jak musiało brzmieć gdy nie umiałam wyjaśnić czemu bandaż opatruje poparzenia I stopnia na moim nadgarstku i przedramieniu.

Dopiero teraz zrozumiałam, co musiał czuć w środku mój kolega z klasy, któremu w wieku dziesięciu lat powiedziałam że nie ma depresji, bo zawsze błazenuje i się śmieje. 

No bo... dziesięć lat to nie za wcześnie na takie choroby??? 

Otóż, nie kochani, nie jest za wcześnie...

niestety...

Ja te scenki gram dopiero od jedenastego roku życia, lecz też grałam je o wiele za długo. 

Ostatnio miałam lekcję historii. 
Bardzo nietypową lekcję historii.

Nauczycielkę historii bardzo lubimy i kochamy. 
Na tej lekcji się "bawiliśmy", w kota i myszę, poduszkami, ale tu nie o tym. 

Drugą zabawą, a raczej "ćwiczeniem" było jak by to...

Byliśmy na sali gimnastycznej. Zadawała nam pytania i dwie odpowiedzi na temat nas, i mieliśmy stanąć albo po lewo, albo po prawo, zależnie od odpowiedzi. 

Ogólnie okej, co jakiś czas było można usłyszeć tylko jakieś głupie teksty "zodiakary" i innych tam imion dziewczyny z mojej klasy, wiecznie śmiejącej się ze wszystkiego. 

Zaczęło się niewinnie. 

"Mieszkacie na wsi czy w mieście?" 

Większość wieśniaków stanęła po lewej stronie, a ci miastowi wieśniacy po prawej (oczywiście z dystansem).

Potem pytanie czy palimy. 

Palacze znów zapełnili prawą stronę a ja dumna ze zrezygnowania z nienałogowego palenia zerówek podparłam lewą stronę.

I w końcu... Strzał w kolano,

a raczej w serce.

"Kto czuje się samotny?" 

I gdy wszyscy uciekali z prawej strony która była dla samotnych, ja, dumnie stojąca na lewej stronie pamiętając o mojej jedynej bliskiej przyjaciółce i moim najukochańszym pod słońcem chłopaku dzięki któremu podniosłam się z dna, spojrzałam na tą prawą stronę. 

Uwierzylibyście, że jedyną stojącą tam osobą, była ta właśnie zodiakara która irytowała już swoim notorycznym ze wszystkiego śmiechem? 

Uwierzylibyście, że serce mi prawie stanęło, a oczy zalały się łzami? 

"A czy zauważyliście, że ona zawsze się uśmiecha?"

Tak proszę pani, aż za bardzo. 

Samotna dziewczyna zareagowała tylko jedynym prześmiewczym "upsi" a mi było totalnie głupio i źle. 

"Za dobrze mi obecnie" pomyślałam.

Za dobrze, bo zapomniałam jak to było mieć zbyt źle. 

Zaryczana, i to po chwili grupowej rozmowy już nie jako jedyna, obiecałam sobie że już na dobre nie będę oceniać człowieka po zachowaniu.

Bo, czy naprawdę musiałam wcześniej gadać jak mnie irytuje, żeby potem roztrzaskać sobie serce na jej widok, jej łez, które pewnie na co dzień widuje tylko poduszka...

Bo owszem, osoby wiecznie uśmiechnięte muszą gdzieś wyrzucać z siebie prawdziwe uczucia. 
W nocy, po cichu łkając, by nikt nie usłyszał ani nie zauważył. 

Zobaczcie to w końcu, po człowieku nie rozpozna się jego stanu, nie zawsze. 
Człowiek smutny nie będzie chodził dumnie płacząc bo pokazuje w jakim dole siedzi, nie zrobi wam tego. 

Zastanówcie się, czy ta dziwna, zakręcona i wiecznie zacieszona osoba naprawdę taka jest, bo nie raz okazuje się że to najzwyczajniejsze kłamstwa bądź próba ucieczki.
Pomyślcie, zanim się o tym przekonacie w o wiele gorszy sposób. Bo...

Czy naprawdę musi dziać się coś złego, żeby zrozumieć swoje błędy, niewierne Tomaszki? 


Wyrwane z pamiętnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz