Content warning
Rozdział zawiera dosyć krwawe opisy śmierci.
Proszę, pomiń ten rozdział jeżeli nie nie jesteś na siłach aby czytać daną część.Koszmary.
Cholerne koszmary które spędzały księciu Lee sen z powiek. Koszmary które nawiedzały go każdej nocy przez to jakie plany nosił w swojej głowie. To był kolejny już dzień kiedy obudził się przez własne krzyki, obudził się w miejscu którego w ogóle nie pamiętał. Był tak okropnie przerażony. Ukrył twarz w swoich dłoniach głośno szlochając. Gdzie on był i dlaczego wszystko wydawało się jakby było podawane mu przez mgłę?
- Mój panie! - do komnaty wpadł przerażony Jisung który usłyszał z pokoju obok te nieszczęsne dźwięki. Han był dobrze świadomy tego co działo się z Księciem. Przestudiował nawet jak powinien się nim zajmować. Changbin wypisał mu plan dnia którego niestety nie mógł zrozumieć przez fakt, że nie do końca umiał czytać, dlatego Felix rozrysował mu co powinien robić. Może rysunki były dosyć dziecinne i prowizoryczne, ale znacznie ułatwiały mu pracę.
- H-Han Jisung, g-gdzie ja jestem... Ja... Ja nic nie pamiętam! - Minho zaczął panikować, kulić się i błagać o jakikolwiek znak ze strony przyjaciela. Tak. Przyjaciela, bo tak już mógł go nazwać, bo tylko jego nie był w stanie zapomnieć. Ogrodnik szybko spojrzał na kartkę papieru na której narysowany był pęczek zrobiony z niebieskich kwiatków, a później na to co miał w dłoniach. Bukiet niezapominajek. To było to. Han był dosyć pewien siebie odnośnie przebiegu tego dnia. Nic nie miało prawo pójść nie tak. Szybko usiadł na krawędzi łóżka, a kiedy chciał wręczyć księciu jego własność w cholernej nadziei na jakąkolwiek zmianę, poczuł jak jego chude, wątłe ramiona przyciągają go do siebie mocno zaciskając się na jego plecach - Ja... Ja tak bardzo się boje... Nie wiem gdzie jestem... Ja wiem tylko... Tylko, że... - Lee nie był w stanie racjonalnie formować zdań, z jego ust wylewał się tylko nerwowy, przepełniony strachem bełkot przerywany nieustannym szlochem - Wiem... Wiem, że jestem w tobie zauroczony, czy ty też jesteś we mnie zauroczony? Też mnie kochasz? - zapytał z nadzieją w tych swoich czarnych oczach. Jisunga zamurowało, nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Książę? Jakże zauroczony? Na dodatek jeszcze w nim? Han był przerażony wizja, że może skrzywdzić księcia gdyby powiedział coś... Nie tak. On jako służba nie miał żadnego prawa na odwzajemnienie tych uczuć. Nie miał sam prawa czuć do księcia to co czuł do niego on nawet jeżeli jakiś kawałek serca ogrodnika już dawno się do niego przywiązał - Pocałuj mnie - to nie brzmiało jak prośba. Raczej rozkaz, rozkaz który ogrodnik i tak chciał wypełnić bez żadnych skrupułów. Powoli ułożył dłoń na policzku chłopaka przysuwając swoją twarz do tej młodszego. Przymknął oczy pozwalając swojemu instynktowi popchnąć się do przodu. Ich usta złączyły się w jednym z najbardziej delikatnych pocałunków aby później móc tkwić przy sobie czując jak ciepło zalewa ich całe ciało. Nie był to żadnen chaotyczny, romantyczny i przepełniony miłością, euforią pocałunek. Dwójka chłopców jedynie czerpała z tego przyjemność i jakąkolwiek pewność siebie - Już wszystko pamiętam Han, twoje pocałunki działają na mnie lepiej niż niezapominajki.
Jisunga uderzyła realizacja.
Zrobił coś co kodeks dla służby uważał za zakazane. Coś przez co mógł odpłacić za odkupienie swoich win, własnym życiem. Ogrodnik szybko wstał z miejsca panikując. Łzy zaczęły spływać mu po policzkach, a sam nerwowo ścierał je wierzchami swoich dłoni.
- P-przepraszam - wyszeptał nawiązując kontakt wzrokowy z księciem - Ja... Ja muszę już iść... - po swoich słowach chłopak wybiegł z pomieszczenia zbiegając po schodach w dół krztusząc się własnymi łzami.
Han czuł się brudny, obrzydzony sobą i przede wszystkim... Naznaczony? Ciągle czuł na swoich wargach te księcia co sprawiało, że jeszcze bardziej odchodził od zmysłów. Dość, dość, dość, dość! Był zdrajcą! Zdrajcą wszelakich kodeksów, a jednocześnie władcą królestwa! Jego życie było teraz oznaczone znakiem zapytania.
Zrobił coś, co miało prawo go uśmiercić.Zdrajca swojego królestwa. Obrzydliwy kłamca.
Przyszły władca. Hyunjin bez swojego brata nie chciał już nim być. Zacisnął mocniej dłonie na krawędzi porcelanowej umywalki wpatrując się w swoje odbicie lustrzane. Miał dość. Siebie, tego królestwa, Lee Minho i wszystkich którzy przyczynili się do śmierci tak ważnej dla niego osoby.
- Czy jestem mordercą kiedy na myśli przychodzi mi tylko i wyłącznie egzekucja każdego z was? - zapytał wskazując palcem wokół siebie. Nikogo tam nie było. Królewicz oszalał w momencie straty panicza Jeongina. Już nic dla niego nie znaczyło. Chęć objęcia władzy była nikła, chęć szerzenia dobra też nie istniała, teraz w jego sercu ciągnęła się tylko i wyłącznie żałoba. Wybuchnął psychodelicznym śmiechem kiedy to jego dłonie ujęły w siebie metalowe nożyce na których wygrawerowane były kwiaty przepięknych peonii. Szybko chwycił pukiel swoich włosów odcinając go przy linii swojej szczęki. Zaśmiał się kolejny raz robiąc tak samo z całą swoją fryzurą.
Wszystko było okropnie nierówne i chaotyczne, ale Hwang naprawdę nie miał już nic do stracenia. Jego żałoba osiągnęła tak bardzo wyniszczający stan, że siebie był w stanie też wyniszczyć i robił to bez żadnego zawahania - Mordercy powinni umierać, każdy z nich - zacisnął mocniej dłonie na nożyczkach wpatrując się w swoje odbicie - Ty - ułożył swój palec na lustrze nie mogąc powstrzymać tego mrożącego krew w żyłach śmiechu. Stał tam sam jedynie w swoich ciemnych, eleganckich spodniach zanosząc się z każdą chwilą coraz to bardziej przerażającym śmiechem - Ty też jesteś mordercą, bo chcesz zabić niewinnych ludzi! - krzyknął wbijając ostre zakończenie nożyczek w swój brzuch. Wbrew pozorom chłopak nie łkał, nie wydawał z siebie chaotycznych westchnień związanych z bólem, on robił to dalej. Dziewięć razy pchnął nożyczkami w swoją skórę czując jak krew rozlewa mu się po rękach. Był wolny. Teraz mógł być tam gdzie był jego brat i przede wszystkim jego mama. Upadł na ziemię wydając z siebie ostatnie już ciche chichot.Zabiłem cię, abyś nikogo już nie skrzywdził
Niech żyje król!Było ostatnim zdaniem wypowiedzianym przez niedoszłego władcę.
CZYTASZ
Herbaciane Róże - minsung
FanficOsobliwa historia której nie da się opisać nawet najbardziej rozbieżną ilością słów. Można natomiast nakreślić ją jednym zdaniem: Miłość róż nie przemija, ludzie zaś kochać nie umieją. Bo kwiaty goją rany, a człowieczeństwo sieje żniwa nad ludzkim...