Minęły już całe wakacje, u mnie nic ciekawego się nie działo. W około ludzie dyskutowali głównie o misji Annabeth i Percy'go. Ja i moje dobre mordy (nie licząc Travisa i Connora którzy bardzo zaciągnęli się w świętowanie tej misji) mogliśmy się odgrodzić od innych i wykorzystywać czas. Dni były wesołe nikt z nas nie był na misji. Znaczy Woodrow'a nie było bo został wysłany na jakiejś szkoły szukać półbogów. Ogółem jeden z dzieciaków Apollina wtedy prowadził lekcje gry na instrumentach, ale ja nauczyłam moich przyjaciół na gitarze którą zostawił mi Woodrow. Jedyne czego było mi szkoda to to że mamy codzienną rutynę. Nie wiem czy kiedyś wspominałam że nie lubię rutyn. Mike też ich nie znosi, więc narzekaliśmy 24/7.
Jedyną zmianą dla nas był spacer po lesie na który wybraliśmy się zupełnie przypadkowo.
Co piątkowa gra w zdobywanie sztandaru, typowe wyjaśnianie zasad przez Chejrona.
Graliśmy sprzymierzenie m.in. z domkiem 5 czyli gramy pod dowództwem ich grupowej Clarisse La Rue (la rue oznacza ulica z francuskiego). No i ja i Mike jako że nie zbyt chciało nam się grać poszliśmy po prostu za Clarisse która chciała obejść obronę dzieci Ateny. Przynajmniej tak nam się wydawało bo w sumie to nie mieliśmy pojęcia co ona chce zrobić ale nam się nudziło.No i tak jakby straciliśmy orientację w terenie. Mi i Mike'owi nawet się podobało jednak Clarisse miała inne poglądy na sprawę. Narzekała że wygrają bez niej.
-Ten debil Sherman na pewno objął dowództwo- zrzędziła pod nosem
-Genialny spacer, nieprawdaż?- odparł Mike
Średnio co 3 minuty wkurzał córkę Aresa takimi tekstami.
Chociaż jak dla mnie ten dzień nie był taki zły, dość ciekawy. Uciekaliśmy przed Drakonami, płynęliśmy w ubraniach w strumyku Zefira i po drodze zaatakowały nas wilki, wytłukliśmy je i trafiliśmy do śpiewającego lasu (Gaju Dodony) drzewa nam szumią jakby śpiewały. Kiedyś dawały przepowiednie ale teraz coś się zepsuły. Może i dobrze.
Potem przeszliśmy się laskiem i doszliśmy do miejsca zamieszkania satyrów. A z tego łatwo było znaleźć resztę. Oczywiście nikt nie zwrócił uwagi na to że nas nie ma. Odbywały się już śpiewy przy ognisku.
Znaczy już się powinny skończyć. Pobiegliśmy tam sprawdzić co ich zatrzymało. No widzimy mumię, znaczy ktoś ją wyprowadził na zewnątrz.
Trochę przypał bo stanęliśmy idealnie za tą mumią ale kij z tym. Przepowiednię dostał... Connor. Byłam trochę zmieszana, jakby trochę słabo ale celem herosów jest dostać przepowiednię.
No i zamyśliłam się na chwilę a z zamyśleń wyrwał mnie dopiero tekst Mike'a:-Czyli jutro z rana idziemy?
Dopiero po chwili mój mózg zaczął kojarzyć fakty. Connor prowadzi misję. Connor wybrał na członka Mike'a. Mike się zgodził. Mike jutro z rana idzie na misję.
Myślałam że robię to w myślach ale okazało się że przeklnęłam na głos.
CZYTASZ
Rainbow Eyes
FanfictionŻycie herosa bywa... skomplikowane, w każdym przypadku. Jednak, czy za każdym razem musi kończyć się tragicznie? -Tak musi Chociaż czy na pewno... ~ Większość postaci jest stworzona przeze mnie, uniwersum i kilka postaci Rick'a Riordana.