Jeśli to czytacie, proszę zostawcie coś po sobie. Powiedzcie co myślicie o tym ff. Będę taka wdzięczna! ♡
strange
how I'm scared but delighted
araid but excited too
Przez długi czas wydawało mi się, że jestem normalny. Jednak pewnego dnia rodzice zaprowadzili mnie do lekarza, który ze mną rozmawiał dwa razy w tygodniu, a nauczyciele traktowali mnie inaczej. To dawało mi pewne podejrzenia, ale nie potrafiłem rozgryźć co jest ze mną nie tak. Wciąż tego do końca nie rozumiem. Ale według taty Louisa, wystarczy, że będę dzielnie walczył o swoje szczęście. I wtedy wszystko zawsze będzie w porządku. Często trudno jest być dzielnym. Właściwie często to dla mnie niewykonalne, ale wiele razy w życiu zdarzyło mi się już być dzielnym. Kiedy zjadłem sałatkę brokułową, kiedy wspinałem się na ściance wspinaczkowej z Ariel, kiedy poukładałem swoje pluszaki w idealną sekwencję. Przynajmniej tak mnie wtedy nazwał tata – dzielnym. Ale wydaje mi się, że nie o to mu chodziło, kiedy raz przybiegłem do niego z płaczem i zapytałem: „co ze mną nie tak? Chcę być tacy jak inni", a on zapewnił mnie, że wystarczy być dzielnym. Nie chodziło mu o to, żebym jadł sałatkę brokułową, ani układał swoje pluszaki. Chodziło o znacznie więcej. To coś, siedzące wewnątrz mnie było tak ogromne i bolesne, że nie umiałem nawet tego do końca pojąć.
Dlatego musiałem walczyć z tym po omacku.
Zapewne codziennie, wraz z każdym momentem mojego życia wpadałem w sidła tej przebiegłej istoty, która zmieniała moje oblicze w oczach wszystkich wokół; ale mimo to, ja nie potrafiłem tego dostrzec. Nie potrafiłem dostrzec różnicy, granicy. Dla mnie to wszystko było po prostu życiem, w którym zlewało się tyle rzeczy, osób, wydarzeń i uczuć... nie sposób było odróżnić, co robiłem źle.
Ale musiałem to zrobić.
- Jeśli się nie postarasz, możesz nigdy nie pojechać do Nowej Zelandii – przestrzegł mnie doktor Charles. Gwałtownie nabrałem wtedy powietrza i wybałuszyłem oczy nagle zaskoczony tą możliwością i doszczętnie przerażony taką perspektywą. Gula utknęła mi w gardle.
Nie zrozumiałem go wtedy dobrze. Nie chodziło wcale o to, że moi rodzice będą na mnie źli i za karę się tam nie przeprowadzimy – tak w istocie pomyślałem. Chodziło o to, że jeśli się nie wyleczę, nigdy nie będę miał w sobie siły, ani odwagi, by to zrobić. Bo moi rodzice wcale nie chcieli przeprowadzić się tam ze mną. Musiałbym zrobić to sam. Zupełnie sam.
Przez poprzednie trzy lata swojego życia byłem zafascynowany Nową Zelandią. Po tym, jak przeczytałem, a potem obejrzałem Władcę Pierścieni zakochałem się w tym wyspiarskim kraju. Potrafię mówić o nim niemal bez przerwy. Znam na pamięć wszelkie mapy tego państwa, a moim największym marzeniem jest zamieszkać u podnóży jednej z nowozelandzkich gór... Codziennie oglądam przynajmniej jeden film dokumentalny o tym kraju. Szybko się skończyły, ale nie przeszkadza mi oglądanie ich w kółko. Za każdym razem zapamiętuję coraz więcej – może niedługo będę znał już je wszystkie na pamięć.
Moim największym marzeniem było i wciąż jest – zamieszkać w Nowej Zelandii. Wspominałem o tym codziennie, a już szczególnie, kiedy były moje urodziny, albo Boże Narodzenie, albo Dzień Dziecka – albo właściwie cokolwiek, co dawało mi jakieś przywileje. Nie wiem dlaczego. Być może sądziłem, że ten fakt udobrucha moich rodziców i sprawi, że pojedziemy tam już bardzo niedługo. Cały czas myślałem, że przeprowadzimy się tam wszyscy i że całą rodziną, wraz z Ariel i Rosie, będziemy tam mieszkać, już zawsze. Tak pozwolił mi myśleć mój tata. Kiedy po raz pierwszy usłyszał to moje marzenia, odpowiedział mi:
CZYTASZ
Strange Sight | larry
FanfictionHarry jest nauczycielem baletu, Louis pisze artykuły dla New York Times Magazine, są małżeństwem od ośmiu lat, zaadoptowali trójkę dzieci i mieszkają w edeńskim domu na przedmieściach San Diego. Jednak ten idylliczny los, którym ich obdarowano, skry...