Dolma

10 2 1
                                    


Dolma starała się pośpiesznie domyć płytę grzewczą na stoisku. Spóźniła się dzisiaj, bo musiała odprowadzić syna do szkoły, a niestety przez ostatnie zamachy zablokowano korytarz, którym zazwyczaj go odprowadzała i musiała iść dłuższą trasą. Nie wspominając o samych kaprysach małego Norbu, który nie chciał przejść progu sali.

Uyanga, jej szefowa, nie była jednak zła. Zawsze życzliwa tak i tym razem skwitowała to tylko uśmiechem i zaczęła przygotowywać mięso do smażenia.

– Dza – westchnęła starsza kobieta o długich siwych włosach zaplecionych w warkoczyki, na starą czatuską modłę. Dolma ścięła włosy, pofarbowała na ciemny kolor i nie zaplatała już warkoczyków, nie było to miło widziane w różnych instytucjach. Uyanga nosiła może i newarski roboczy kombinezon, ale zachowywała elementy tożsamości czatuskiej, co Doma bardzo u niej podziwiała. – Zostawię cię na tę zmianę, pójdę do Na...

Nie dokończyła. W korytarzu pojawiła się grupka młodzików, którzy śmiali się i głośno rozmawiali po czatusku, bazgrząc ściany sprayami.

– O! Harhy! – krzyknął jeden z nich. – Jestem głodny.

– A za co je kupisz, teneg! – prychnął drugi, nazywając kolegę idiotą po czatusku.

Dolma skuliła ramiona i starała się nie patrzeć w ich kierunku przestraszona. Młodociane gangi były niebezpieczne, zwłaszcza w takiej grupie.

Uyanga stała uśmiechnięta.

– Ej wy! – krzyknęła w ich kierunku w pewnym momencie. – Nie bazgrajcie mi ścian przy stoisku, dza?

Jeden z młodych roześmiał się i krzyknął coś szybko do kumpli. Podeszli grupą do stoiska. Dolma stanęła za swoją szefową i chciała jej powiedzieć, żeby uważała, ale Uaynga nawet nie zwracała na nią uwagi, wpatrywała się w młodych Czatujczyków.

– Dlaczego mielibyśmy tego nie robić, emee?

– Właśnie, emee?

Mówili do niej babciu, jakby to była obraza, że jest stara i niedołężna. To zdenerwowało Dolmę.

– Wy...

Uyanga wystawiła dłoń i uciszyła młodszą kobietę. Podeszła krok bliżej do grupki, wpatrywała się w oczy temu, który odezwał się do niej pierwszy.

– Nie maluj ścian symbolami świętej Rasy – powiedziała spokojnie.
– To nie przynosi skutku, a odstrasza mi klientów.
Chłopak prychnął.

– To dla Czatusji! – ryknął, a reszta powtórzyła za nim. – A co takiego wy robicie dla niepodległości ojczyzny, eee?

Dolma była przekonana, że są gotowi zdemolować im stoisko. Uyanga podwinęła rękaw kombinezonu i pokazała blizny, które miała na dłoniach.

– Walczyłam w Wojnie Dwóch ogni i prowadziłam pierwsze natarcie na główny pałac Najwyższego. Spędziłam lata w newarskiej kolonii karnej na asteroidzie B50. – Młodzicy zamilkli, wsłuchując się w jej słowa. Dolma też nigdy tego nie słyszała. – Malunkami nie pomagacie Czatusji – mówiła dalej Uyanga. – Ja nie pomogłam bronią. – Przyłożyła kciuk do serca w geście ubolewania. – Wy – położyła dłoń na ramieniu młodzika, przed nią. – Pomożecie Czatusji ucząc się historii i języka, zachowując naszą kulturę.

– Ale Czarna Łza i... - próbował protestować chłopak.

– Należałam do Czarnej Łzy, ale droga wojny nie prowadzi do niepodległości tylko do bólu. Nacierałam na pałac Najwyższego z synem i córką, straciłam ich.

Cisza przeciągnęła się między nimi. Uyanga uśmiechnęła się szeroko.

– Proszę nie malujcie ścian obok mojego stanowiska. Chcę uczciwie zarobić i wrócić do domu, pomodlić się do Rasy. Zjedzcie ze mną po harhu i wróćcie do szkoły.

– Nie mamy pieniędzy... – wybąkał jeden z nich.

– Dla was są za darmo, dzaluu.

Kiwnęła na Dolmę, a ona zaczęła smażyć mięso.

Z życia stacji New HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz