Tej nocy w blasku księżyca krew zdawała się być czarna.
Nie była dowodem miejsca zbrodni. I czy w ogóle można to nazwać zbrodnią? To była sztuka, w czystej postaci. Nie idealna, chaotyczna. Niczym płótno ochlapane farbą. Pod wpływem impulsu i najsilniejszych emocji. Gdy dopiero po złapaniu oddechu, dostrzega się piękno swojego dzieła.
Uwolnienie. Od wszystkiego, co ściskało przez wiele lat.
W głowie Willa na moment zniknęła ta jedna uporczywa myśl. Najtrudniejsze pytanie. Czy doktor Lecter pomógł mu uwolnić swoje "ja"? Czy może takim go stworzył, niczym żywe dzieło własnej brutalnej sztuki.
W tamtej chwili to było piękne. Już nie jak wcześniej, uczeń pod okiem mistrza... teraz na równi, stworzyli razem to arcydzieło.
Will chwycił ciepłą dłoń mężczyzny gdy ten pomógł mu wstać. Po tym od razu, jakby to był najbardziej naturalny i oczywisty gest, stanęli wtuleni w siebie. Obaj wiedzieli, że ciężkie rany i zmęczenie to drugorzędny powód tej bliskości. Lecter prawie musnął nosem o nos Willa i uśmiechnął się czując, gdzieś za zapachem krwi, woń tej specyficznej wody kolońskiej.
Ich spojrzenia się spotkały.
- Widzisz? To wszystko, czego dla ciebie pragnąłem, Will. Dla nas obu...-
Tym razem nie były to wyznania ukryte w symbolice.
Pierwszy raz od niepamiętnych lat odsłonił się swoją szczerością. Tak, jak Will wyszedł z kokonu, Lecter też zrozumiał, że dokonał tego samego.
Tak... Will go zmienił.
Wiedział to już od dawna. Od kilku długich lat, gdy cierpliwie czekał na ponowne spotkanie.
Od pierwszych chwil dostrzegł wyjątkowość Grahama. Być może znacie to uczucie. Gdy nowopoznana osoba powie pierwsze słowo. Już po kilku gestach staje się wyrazista i masz pewność, że ją zapamiętasz. Graham też taki był, inny niż szara masa, inny niż osoby, które tak łatwo ulegały delikatnej manipulacji...Will wysłuchał każdego słowa. Czuł jakby niewidzialny sznur zaciskał się na jego szyi, ale uśmiechnął się i przesunął dłoń na kark Hannibala. Był w stanie powiedzieć tylko jedno, krótkie zdanie, gdy jego usta drżały.
"To... Jest piękne..."
Wyszeptał i wtulił się w Hannibala, który zrobił głośny wydech, czując ogromną ulgę. Zacisnął dłoń na koszuli i przycisnął Willa do siebie mocniej, tak blisko, jakby obawiał się, że za chwilę ktoś znów mu go odbierze. I wtedy to poczuł, lekkie szarpnięcie. Mógł postawić opór, doskonale o tym wiedział, ale pozwolił Willowi dokonać wyboru, jak zakończą swoje dzieło. Dzieło które z obrazu przerodziło się w cały spektakl, gdzie Graham wybrał finałową scenę. Nie mogli zostać rozdzieleni. Nie byli w stanie zerwać tej więzi. A on chciał to zakończyć.
Hannibal odwrócił się tak, by Will najmniej ucierpiał wpadając do wody. Schronił go w swoich ramionach, licząc, że... nie, nie licząc, mając tą swoją pewność.. Wiedział, że przynajmniej jeden musi przeżyć. I będzie to Will.
Nie ze względu na to, co do niego czuł.
Może miała to być kara, za tą decyzję. By już nigdy nie czuł się sobą, by już nigdy nie mógł odnaleźć Hannibala.
Lecter wplótł palce we włosy Willa i spojrzał mężczyźnie w oczy z uśmiechem, który pojawiał się na jego ustach tylko wtedy, gdy Graham był po jego stronie. Wiedział, co za chwilę się stanie.
Wziął wdech, gdy jego plecy zderzyły się z lodowatą taflą wody.
YOU ARE READING
Murder Husbands [Hannigram PL]
Fanfiction- Powiedz mi, Will... Zamierzasz uciec? - Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą - Planujesz mnie zabić?- po tym pytaniu zapadła cisza. W głowie Hannibala tworzyły się różne scenariusze. - Nie będziesz Goliatem - Will w końcu odpowiedział, patrzą...