7. Poire belle Hélène

76 6 0
                                    


Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.
- Simon Van Booy


      Hannibal krzątał się po domu, trochę bez celu, co nie było w jego stylu. Mimo wszystko, coś mu nie pasowało. Możliwe, że znów pod wpływem silnych emocji wyciągnął pewne wnioski, które przyjął do siebie zbyt mocno. To było u niego częste, gdy popadał ze skrajności w skrajność. Zawsze żył w swoim świecie, od czasu, gdy stracił ukochaną siostrę. Jakaś jego cząstka utkwiła w tamtym czasie, w tamtym dniu. Niczym zagubione dziecko, chociaż nikt, nigdy tego nie dostrzegł. Poza Chiyoh, która możliwe że też przez to chciała go chronić. 
Po kawie Hannibal przeszedł się po domu i przygotował na biurku w salonie pergamin i ołówki. Wziął jeden z nich i zaczął go ostrzyć skalpelem. Przy ostatnim ruchu lekko się zaciął. Spojrzał na kroplę krwi, odłożył wszystko na biurko i wsunął opuszek palca do ust. Wtedy lekko przechylił głowę i zamyślił się na chwilę, po czym dotarło do niego, że jeśli jego przyjaciel odszedł, to musiał zabrać psy. To był ostatni sposób, żeby to sprawdzić.
Mężczyzna założył marynarkę i buty i poszedł do małego domku, w którym powinny być zwierzaki. Otworzył drzwi i ogarnął pomieszczenie wzrokiem.
Psy nadal tam były.
Will też.
Hannibal spojrzał zniesmaczony, jednocześnie czując ulgę. Will leżał prawie na środku, na kocu, skulony, okryty swoją kurtką. Lecter domyślił się, że zasnął gdzieś nad ranem, skoro nadal miał mocny sen. Cmoknął i lekko się skrzywił. Poszedł do domu i wrócił z kiełbasą, którą, z nadal tym samym wyrazem twarzy, dał psom, a Willa okrył dodatkowo kocem. Otrzepał dłonie, jakby czymś się ubrudził i wyszedł próbując nie wypuścić psów, ale Buster wymknął się gdzieś między jego nogami. Mężczyzna przewrócił oczami i wrócił do domu. 

Niedługo po tym Will obudził się czując na twarzy mokry język Winstona, który też chciał wyjść na dwór. Graham machnął lekko ręką i otworzył oczy. Marszcząc brwi rozejrzał się dookoła i poczochrał psiaka powoli wstając. Wtedy zauważył koc, a kącik jego ust lekko drgnął ku górze. Wypuścił z domku psy, które od razu pobiegły w stronę trawnika przy lesie.
Mężczyzna wszedł do domu z miną, jakby został na czymś przyłapany. Zdejmując buty spojrzał w stronę Hannibala, który nawet nie podniósł głowy znak kartki, na której szkicował. Zauważył na stole talerz ze srebrną pokrywką i filiżankę. Zrozumiał, że Hannibal zrobił, jak zawsze, śniadanie. Uderzyło go dziwne poczucie winy, że tym razem zjedzą posiłek osobno. Cicho chrząknął, a dopiero wtedy Lecter uniósł głowę, niby niechętnie, udając bardzo zajętego szkicem, ale Graham doskonale widział to rozczarowanie wypisane na jego twarzy. 
- Wyspany? - Hannibal zapytał, chociaż odpowiedź była aż zbyt oczywista
- Bardzo - odpowiedział Will zaciskając usta w ironicznym uśmieszku
- Myślałem, że uciekłeś.
- Jak widać, nie. 
- Myślałem, że ta noc...
- To śniadanie.. dla mnie? - Graham szybko wszedł mu w słowo i machnął dłonią w stronę stołu nerwowo
- Tak. Jest już zimne - czując się zignorowanym podczas próby podjęcia tematu, Hannibal wrócił do szkicowania. 
Panowała nieznośna cisza, która w pewnym stopniu była dla Willa zabawna. Hannibal nie skupiał na nim uwagi, bardzo zajęty swoimi sprawami. W końcu Graham usiadł obok, na kanapie, gdy mężczyzna czytał lokalną gazetę.
- Będziemy tu siedzieć cały czas? 
- Nie - Hannibal odpowiedział od razu, nie odrywając wzroku od tekstu - niedługo trzeba będzie zjeść obiadokolację. 
- Ja... - Will się zaśmiał i pokiwał głową - Miałem na myśli w tym domu. 
- Niedługo wylecimy gdzieś, Will - powiedział ze spokojem, nadal zajęty lekturą - Problem jest z twoimi psami. Chiyoh musiałaby przejąć opiekę nad nimi na jakiś czas - krótkim zdecydowanym gestem przewrócił stronę w gazecie, z tą manierą, która często mu towarzyszyła.
- Gdzie..? - Graham zaczął ale zerknął na gazetę i zmarszczył brwi - Rzeźnik zaginął? Tutaj? Z tego pobliskiego miasteczka? 
- Najwyraźniej - Hannibal złożył gazetę i odłożył ją na stolik, kątem oka patrząc na Willa - Planuję dla nas krótką podróż. Być może trafimy na kogoś.. znajomego - uśmiechnął się, ale widział niepokój na twarzy mężczyzny.
- Ten rzeźnik..? - nie odpuszczał tematu - Nie uważasz, że przy okazji mogą się zainteresować nami? 
- Wątpię. Christopher nie był zbyt lubiany. Czasem widziałem jego żonę z siniakami na twarzy... No i nienawidził psów - mimo, że to nie było w ostatnim zdaniu nic dobrego, Hannibal uśmiechnął się lekko - zwykle ludzie dorabiają historię do zaginięcia takich osób i sprawa sama się rozchodzi. Ale prawdopodobnie przyjdzie do nas lokalny policjant. Co wtedy zrobimy... Will? - Hannibal przyglądał się mężczyźnie przez dłuższą chwilę. Fascynowała go nieprzewidywalność w odpowiedziach Willa. Bez względu na to, co miał mu teraz odpowiedzieć, samo wyczekiwanie było czymś przyjemnym. Jak wybieranie czekoladki z bombonierki.
Graham kilka razy rozchylił lekko usta, ale od razu zacisnął je mocno. Już to było dla Lectera piękne, to, że odpowiedź nie padła od razu, a dopiero po kilkunastu sekundach.
- Nic nie zrobimy, prawda? Bo nie mamy z tym nic wspólnego. 
- Wiesz, Will... Mamy na sumieniu znacznie więcej. A w tej małej wiosce... To oczywiste, że nas rozpoznali, ale nikt nie miał odwagi podążać za naszym autem, by znaleźć to miejsce. Ale w końcu zaczną tropić. Tak, jak Christopher, który widział cię z psami nad rzeką. A jak już wspomniałem, nie lubi psów. Jest też myśliwym. Tak samo jak Hobbs - Na dźwięk tego nazwiska, Graham od razu się cały napiął, a Hannibal położył dłoń na jego ramieniu, pochylając się w jego stronę - Nie musisz udawać, że to wszystko nie miało miejsca... Hobbs, Randal Tier, Fran...
- Przestań - Will warknął przerywając mu i chciał wstać, ale poczuł jak dłoń Hannibala zaciska się na jego ramieniu. Uciekł wzrokiem przed jego spojrzeniem - Nie...
- Will... Za każdym razem czułeś się dobrze...
- Nie - zacisnął szczękę na krótką chwilę i w końcu spojrzał Hannibalowi w oczy - znowu mi to robisz... Nie chcę terapii. Nie chcę tego.. cokolwiek robisz.
- Twoje słowa mnie ranią, Will. Po wszystkim, co odtwarzałeś w myślach w miejscach zbrodni.. Czy już wtedy zacząłeś czuć inspirację? - to pytanie było przemyślane. Miało zmusić Grahama do przeanalizowania własnych odczuć, nawet, jeśli nie chciał do siebie tego dopuścić. Jednocześnie też, Hannibal chciał usłyszeć, czy był dla mężczyzny inspiracją. Nie mógł odpuścić okazji do otrzymania komplementu.
Will nie odrywał od niego spojrzenia, które wydawało się zmienić podczas tej krótkiej rozmowy. Część strachu i obaw została wymazana, jakby znów dotarło do niego wszystko, co się wydarzyło.
- Pożegnałem się z tobą... Kilka razy i...
- To ty wracałeś.
- Ja... - oblizał lekko usta i uniósł brwi, ale nie miał nic na swoją obronę.
- To co zrobimy, gdy stróż prawa do nas dotrze? 
- A dotyczy to nas? - Graham między wierszami próbował dowiedzieć się, czy Hannibal stoi za zniknięciem rzeźnika. Bo oczywiście po pierwszym razie, gdy padło to pytanie, Lecter zmienił to w rozmowę na poważniejszy temat.
- W takim razie, zobaczymy, co się stanie - Hannibal uśmiechnął się zadowolony i wstał z kanapy pytając - Głodny? 
- Nie bardzo... - Will odpowiedział opierając dłonie o kanapę, przesunął się na jej brzeg. Poczuł wtedy nieprzyjemny ból w karku. Jednak spanie na podłodze było kiepskim pomysłem. Westchnął cicho i wyszedł z domu na krótki spacer z psami.
Hannibal zniknął w kuchni i zaczął przygotowywać jedzenie. Dość szybko rozniósł się po domu przyjemny zapach duszonego mięsa. Gdy podał do stołu, spojrzał wyczekująco na Willa, który chwilę wcześniej wrócił. Niechętnie usiadł przy stole i przysunął się z krzesłem, zerkając na Hannibala
- Co będziemy jeść? 
- Duszony schab z żurawiną, do tego...
- Nieważne - Will westchnął i bardzo powoli ukroił kawałek mięsa, i nie pomagał fakt, że Hannibal śledził każdy ruch jego dłoni, nim wziął kęs do ust - całkiem.. dobre.
- Doskonale - mężczyzna odpowiedział i dopiero wtedy sam zaczął jeść.
Po posiłku, gdy jeszcze pili wino, Hannibal dotknął włosów Willa - Trzeba będzie je skrócić... 
- Nie czuję takiej potrzeby - powiedział nerwowo biorąc łyk wina.
Lecter próbował zrozumieć, czemu po tym wszystkim Graham znów się wycofał. Czy coś znów poszło nie tak, czy coś stoi na przeszkodzie? Powoli wstał od stołu i z kieliszkiem wina podszedł do fortepianu, by zacząć grać. Wiedział, jak na emocje wpływają silne bodźce. A muzyka była jednym z nich, szczególnie ta z instrumentów klasycznych. Sprawdzał reakcje, szukał drogi, by znów osiągnąć ten sam stan, w którym razem byli niczym lwy w stadzie jagniąt. Było w tym coraz mniej egoizmu. Lecter chciał wyzwolić w Willu siłę, którą skrywał w sobie w obawie przed światem. A teraz przecież uwolnili się od świata zewnętrznego. 
- Grałeś już jako dziecko? - Will nagle zapytał, a Hannibal odpowiedział nie przestając grać
- Tak. Z Mischą razem uczyliśmy się gry na fortepianie, klawesynie, skrzypcach...
- A rysowanie?
- Gdy miałem kilkanaście lat - odpowiedział już lekko zdziwiony pytaniami. Will słysząc to, miał przez chwilę problem, by wyobrazić sobie jakim nastolatkiem był Hannibal. Sączył dalej wino i oblizał usta.
- Czy zabiłeś kiedyś kogoś, kogo kochałeś? 
- Tak - Lecter odpowiedział szybko, jednak jego palce wykonały kilka nerwowych ruchów tańcząc na klawiszach. Graham zmarszczył brwi. Tej odpowiedzi się spodziewał, ale nie miał odwagi zapytać, kim była ta osoba. Widząc lekkie zdenerwowanie u Hannibala, w końcu znów poczuł lekką przewagę. Coś, czego wcześniej brakowało, by znów mógł pozwolić sobie na dozę pewności siebie. I tylko Hannibal wie, czy cała sytuacja była przez niego zaplanowana i zainscenizowana, czy faktycznie, Will znów go zaskoczył. 
- A Bedelia? 
- Zadajesz wiele pytań na raz, Will - Hannibal uśmechnął się, ale na to nie odpowiedział. 
Graham stał przy fortepianie z kieliszkiem w dłoni. W tej pozycji patrzył na Lectera z góry, co dodatkowo pomagało mu zachować poczucie panowania nad sytuacją. Tak samo, jak tamtej nocy, gdy Hannibal ranny leżał tu na podłodze.
- Po Mischy... Kto był drugą osobą, którą... zjadłeś? 
Lecter cicho cmoknął i zacisnął wargi, lekko je oblizując. Wstał i odstawił na fortepian kieliszek, który wyjął z dłoni mężczyzny. Zbliżył się i pochylił prawie dotykając czołem do jego czoła. Mimo to, Graham starał się za wszelką cenę mieć przewagę.
- Wiesz, Will. To bardzo dużo pytań na raz. 
- A rzeźnik? 
Hannibal wplótł palce w jego włosy i uśmiechnął się patrząc z uczuciem w oczy Willa. Miał wrażenie, że Graham czeka na tą odpowiedź, by poczuć więcej emocji, tych, które obudziła wcześniejsza rozmowa. Ale mogła być to kolejna wizja Lectera, gdy właśnie na taką reakcję liczył. Odpowiedział ze stoickim spokojem.
- Słyszałem jedną rozmowę... Gdy mówił, że następnym razem odstrzeli "te psy" nad rzeką... Nikt go nie znajdzie - zrobił krótką pauzę i mówił dalej, jakby opowiadał zabawną historię - chyba że przeszukają lodówki wszystkich mieszkańców robiących u niego zakupy.
- Hannibal...
Will zaczął, ale przełknął ślinę, gdy Lecter z jego włosów przesunął dłonią niżej, po karku i plecach przez materiał koszuli. Uśmiechnął się trochę skrępowany, ale się nie odsunął. Nawet nie próbował analizować tego, czemu tak spokojnie przyjął odpowiedź Lectera. Gdy poczuł jego dłoń w połowie pleców, odsunął się i szukając dłonią oparcia, trafił na klawisze, które zakłóciły ciszę. Mimo to, bez zastanowienia podparł się też drugą, ręką, gdy Hannibal przysunął się jeszcze bliżej, łapiąc go w pasie. Wtedy Will poczuł bicie swojego serca, szybkie i nierówne. Ta bliskość.. Nie chciał być sam, mimo, że żył w swoim świecie i w swojej strefie komfortu. Przy każdej osobie szukał tej akceptacji. Jak samotny, porzucony psiak. Zdesperowany, szukający ciepła, jednocześnie gotów w każdej chwili zaatakować, jeśli poczuje się zagrożony. 
- Powiedz mi, Wil... Świat nie był dla ciebie sprawiedliwy -pytający ton zmienił się w stwierdzenie
- Nikomu nie jest lekko - odpowiedział, chociaż w głowie pojawiła się galopada myśli i odczuć. Zacisnął dłoń na koszuli na ramieniu Hannibala - ale... - chciał już powiedzieć mu o wszystkim. O tym, co mówił Jackowi, o tym, że chciał z nim uciec, że nigdy się od niego nie uwolnił. O tym, że potrzebował go już od chwili, gdy usłyszał jego głos. Jednak znów zachował to dla siebie. Dotarło też do niego, że Hannibal dostrzegł go, gdy ten trafnie zaczął analizować jego zbrodnie. Gdy nie robił z niego jedynie bestii, gdy powiedział, że zabójca jest samotny. 
Został brutalnie wyrwany z przemyśleń, gdy Lecter delikatnie szarpnął go w swoją stronę, by przestał opierać się o instrument i pogładził go po policzku. Tak samo, jak wtedy w ciemności, jednak tym razem mógł podziwiać widok w ciepłym świetle lamp. Will patrzył mu prosto w oczy, w duchu wierząc, że znów są na równi. Nigdy nie czuł się w ten sposób. Doświadczył czegoś, z opisaniem czego nawet cytowani przez Hannibala poeci mieliby problem. Lub stałoby się piękną inspiracją.
Wtedy Graham zamrugał kilka razy, gdy zrozumiał, że to już się stało inspiracją. Do dzieł kanibala.
- Will... - Hannibal powiedział cicho, opuszkami palców dotykając ust mężczyzny i nie odrywając od nich wzroku. Graham nic nie odpowiedział. Jedynie przymknął oczy na krótką chwilę, napawając się tym dotykiem. Uśmiechnął się, gdy ich spojrzenia się spotkały. Lecter pochylił głowę i zabrał rękę, przysuwając się bliżej. Graham zacisnął drugą dłoń na koszuli mężczyzny na wysokości pasa i zrozumiał, że stoją w dokładnie tej samej pozycji co wtedy. Jednak tym razem ich ciała przylegały do siebie w intymnym uścisku.

Murder Husbands [Hannigram PL]Where stories live. Discover now