Miłość – to tęsknota za wiecznym zjednoczeniem z drugą osobą.
— Platon
Po powrocie do domu, Will bez słowa poszedł do domku swoich psów. Hannibal po rozmowie z Chiyoh i po zrobieniu kawy w dwóch filiżankach, poszedł do przyjaciela.
- Chodź.
- Po co? - Will poczuł irytację, widząc znów Hannibala i uniósł wzrok siedząc na kocu - Dasz mi na chwilę spokój? Chciałbym posiedzieć sam. Jak wiesz, mieszkałem SAM ze swoimi psami, na pustkowiu. Nie bez powodu.
- Ostrzygę ci włosy. Po tym rób co chcesz.
- Poważnie...? - nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Hannibal z całą swoją powagą odwrócił się na pięcie i wrócił do domu, więc mruknął tylko i mimo wszystko poszedł za nim nie kryjąc niechęci. W środku było już przygotowane krzesło, a nożyczki leżały na stoliku.
Lecter w końcu wyszedł ze swojej sypialni i na chwilę zamarł obserwując pomieszczenie. Chrząknął podwijając rękawy koszuli, jakby mocno czymś urażony. Wtedy Will marszcząc brwi spojrzał za siebie i zobaczył Winstona zadowolonego na kanapie, który nosem trącał poduszkę i mościł się w najlepsze.
- Brakowało ci wygody, co, Winston? A Buster nie próbował się tu włamać razem z tobą? -Parsknął głośnym śmiechem, i zerknął na Hannibala, któremu wyraźnie nie było do śmiechu
- Nie zamknąłeś drzwi.
- Cóż... Jeśli to ma być też mój dom...- nie mógł powstrzymać rozbawienia całą sytuacją - Wiesz jakie mam podejście do swoich psów.
- Hmm - Lecter zacisnął usta i wskazał na krzesło sięgając po miseczkę z wodą. Gdy mężczyzna usiadł, ten zwilżył mu włosy i sięgnął po nożyczki.
- Tylko ostrożnie... dobrze? Nie chcę stracić życia przez zadrapaną tapicerkę...
- Mhmm - mruknął Hannibal i zaczął przycinać kosmyki w ciszy. Will czekając na koniec strzyżenia nerwowo ruszył nogą, rozglądając się po pomieszczeniu. Wtedy poczuł dłoń na szyi, a po chwili pocałunek złożony na karku. Od razu mimowolnie zamknął oczy i cicho westchnął, gdy Lecter się odsunął. Graham zacisnął usta czując zawstydzenie faktem, że coraz bardziej łaknął tej bliskości.
- Już... - Hannibal odłożył nożyczki - od razu lepiej.
- Ykhm, dzięki... Hej, Winston! - zawołał psa i wstał, chcąc go wygonić z domu
- Will?
- Tak?
- Możesz zostawić otwarte drzwi.
- Które?
- Wejściowe.
- Oh... - Graham przez chwilę nie wiedział, co ma powiedzieć. Uśmiechnął się w końcu, bo domyślał się jak wielkim "poświęceniem" to było ze strony Hannibala - Chyba nawet cię lubią. W końcu przychodziłeś karmić... - lekko się skrzywił, gdy dotarło do niego, że Lecter karmił jego psy ludzkim mięsem. Cóż. Jego też nim karmił - Nieważne.
Gdy Hannibal sprzątał włosy z podłogi, kątem oka zobaczył, że Will idzie do drzwi. Wyprostował się i znów zamarł na chwilę nie odrywając wzroku od scenki, podczas której jego przyjaciel z nieznikającym uśmiechem wpuszcza psy do domu. Chrząknął tylko cicho, ale kąciki jego ust uniosły się, gdy widział uśmiech na twarzy Willa. Chociaż znów opadły gdy ten zabrał psy do sypialni, która wcześniej należała do niego.
Nie skomentował tego.
Do końca dnia WIll nie krył dobrego humoru, ku zadowoleniu Hannibala. Nawet tematy ich rozmów zeszły na bardziej swobodny tor, o sztuce, nawet o muzyce. Do Lectera dotarło, że mimo, że zna swojego byłego pacjenta bardzo dobrze, to nadal nie wie wielu podstawowych rzeczy.
- A koniak?
- Nieee, nigdy w życiu. Czułbym się jakbym pił perfumy. Wino... lubię wino, piwo też - Will mówił siedząc w fotelu naprzeciwko Hannibala, który uważnie słuchał go z kanapy.
- Różowe wino.. Pamiętam, gdy piliśmy je podczas sesji.
- Tak, faktycznie, było dobre - Will przesunął kciukiem po dolnej wardze - Czemu tak się starasz przygotowując dania?
- Z szacunku.
- Uhh - mężczyzna skrzywił się łącząc fakty - Ale nawet jak gotujesz "zwykłe dania"...
- Lubię dobrą kuchnię. To nie grzech - Hannibal uśmiechnął się i wstał z kanapy - Wino? Mam dobry rocznik.
- Sam nie wiem...
- Do niczego nie będę cię zmuszać.
- Ja... - Will zawahał się przez chwilę, zastanawiając się czy Hannibal ma na myśli sam alkohol, czy to, co może wydarzyć się później - Dobrze, dobrze, napiję się.
Hannibal poszedł po dwa kieliszki i butelkę ze złotymi zdobieniami. Nalał ciemnoróżowy trunek i ustawił szkło na stoliku między nimi. Will uniósł brew obserwując etykietę.
- Wygląda na dość... Wyjątkowe?
- Bo to wyjątkowa chwila - Hannibal zaciągnął się aromatem wina i wstał, by unieść kieliszek do toastu - Za nas... i za to, co przyniesie przyszłość.
- Za... nas - Will powtórzył zmieszany i wypił dość duży łyk
- To jedna z ostatnich nocy tutaj - powiedział psychiatra siadając na kanapie, a widząc konsternację na twarzy mężczyzny mówił dalej - Chiyoh zabierze psy.
- Słucham?
- Za kilka dni przyjdzie do nas policja. W sprawie rzeźnika - obserwował wino w kieliszku - ale zaczekajmy jeszcze trochę.
- Nie lepiej uciec zanim się to stanie? Czy... Czy nie może być przez chwilę spokojnie? Czemu... Nie mów że ktoś jeszcze z tego miasteczka... - Will patrzył na Hannibala jak rodzic karcący dziecko za ignorowanie poleceń - Ja chciałbym w końcu...
- Wiem, czego chcesz, Will.
- Chcę mieć spokojny dom, razem z moimi psami. Udało ci się odgadnąć? Chyba nie.
- Przynajmniej zapomniałeś o Molly - wtrącił nagle triumfalnie, na co Graham uderzył dłonią o podłokietnik.
- Czy możesz, chociaż raz... - dopił zawartość kieliszka, a Hannibal od razu mu go dolał
- Możemy wrócić do tematu trunków, lub sztuki. Wolisz malarstwo czy architekturę?
- Niesamowite z jaką łatwością zmieniasz tematy... Architektura. Tak myślę. Nie znam się na malarstwie, poznaję je dopiero dzięki tobie - zauważył uśmiech malujący się na twarzy Lectera - szkicowałeś moje portrety, prawda?
- Tak - odpowiedział bez krzty zawstydzenia - jak każdego, kto wzbudził we mnie emocje. W ostatnich latach... doświadczyłem ich zaskakująco wiele.
- A Alana?
- Alana... - Hannibal tym razem zauważył uszczypliwość Willa - Była interesująca. Bardzo zaangażowana w waszą relację, zafascynowana tobą, ale dlatego, że byłeś trudnym przypadkiem. Nie kochała cię.
- A dla ciebie nie jestem ciekawym, trudnym przypadkiem? - skrzywił się patrząc Hannibalowi prosto w oczy
- Jako kobieta była dla mnie atrakcyjna - zupełnie zignorował pytanie - Silna, zdecydowana, jednocześnie delikatna. Ale...
- Była za blisko mnie?
- Tego nie powiedziałem - dolał Willowi więcej wina - Powiedz mi, Will... Co cię gryzie?
- Czemu krzywdzisz ludzi, na których ci zależy?
Na te słowa Hannibal odsunął kieliszek od lekko rozchylonych ust, a jego spojrzenie zmieniło się w jednej chwili. Zakuło go to pytanie, bo prawie zawsze czuł słuszność swoich działań. Wszystko miało jakiś cel, powód.
Prawie wszystko.
Zbierał myśli, by jak najlepiej przedstawić to, co miał w głowie. Niechętnie odsłaniając się przed Willem, chociaż uznał w tamtym momencie, że będzie to konieczne. Przy okazji pojawiła zgubna ciekawość, jak potoczy się ta rozmowa.
- Gdy przygarniesz psa z ulicy... - zaczął - Psa, który był... w jakiś sposób możliwe że skrzywdzony.. - Hannibal czuł się dziwnie podając takie porównanie i już w połowie zdania zaczął żałować. W ten sposób sam sobie umniejszył, ale zauważył, że zdobył uwagę Willa - Zwierzę mające swoje nawyki, gdy znajdzie się w nowej sytuacji, gdy się oswoi, a spotka się z... innym zachowaniem, ma swój schemat reakcji. Który jest słuszny i adekwatny do emocji, które temu towarzyszą.
- Rozumiem - Will wszedł mu w słowo i czekał, co padnie dalej z jego ust, teraz czując się, jakby to nie on był pacjentem
- Dlatego większość moich działań była słuszna i przemyślana - w końcu dopił wino, a Will zrozumiał, że nie usłyszy nic więcej w tym temacie
- Żałujesz..?
- Ty też czujesz się winny pewnych wydarzeń, prawda?
- Próbuję cię zrozumieć... - patrzył dłuższą chwilę na Hannibala. Starał się zrzucić winę na alkohol, ale niestety nie wypił go na tyle dużo. Chciał znów poczuć bliskość. To uczucie wracało. Przy Alanie, przy Margot. Też był jak zbłąkany kundel. W końcu wstał pod pretekstem wyjścia do toalety, a gdy wrócił, usiadł na kanapie, ku zdziwieniu Lectera.
- Coś się stało, Will?
- Nie - odpowiedział szybko i znów spojrzał w oczy Hannibalowi - W sumie nic.
- Po tym kieliszku pójdę już spać, wybacz.
- Oczywiście - przytaknął i spojrzał ile wina zostało Lecterowi. Czuł narastające napięcie, przy każdym łyku - Ja... Chyba jeszcze nie będę szedł spać, ale jeśli jesteś zmęczony... -
Wzruszył ramionami, a Hannibal się uśmiechnął doskonale widząc, co się dzieje. Mimo to nie zrobił nic. Chciał sprawdzić, co się stanie. Gdy opróżnił kieliszek, skinął głową i powoli wstał z kanapy
- Dobrej nocy, Will.
- Hannibal - powiedział szybko i złapał za materiał jego koszuli, chyba sam zaskoczony swoim zachowaniem. Szybko puścił i odwrócił głowę.
- Tak?
- Czy możesz dzisiaj też...
- Dobrze. Chociaż wolę, żeby psy spały na dywanie.
- Dzięki.
Chrząknął cicho i poszedł szybko pod prysznic, w myślach przeklinając się za to, co zrobił.
Hannibal po kąpieli leżał już w łóżku i zdążył zasnąć zanim Will wrócił po bardzo długim prysznicu, gdzie pochłonęły go myśli. Psy leżały już na podłodze, a Winston na fotelu. Mężczyzna spojrzał na śpiącego Lectera. Przyglądał mu się dłuższą chwilę, by w końcu wsunąć się pod kołdrę i ułożyć się plecami, tak, żeby nie obudzić mężczyzny. Po krótkiej chwili poczuł ciepłą dłoń Hannibala, który objął go od tyłu, przytulając do swojej klatki. Pocałował Willa za uchem, a ten cicho westchnął. Czuł napięcie, a serce zaczęło mu walić jak oszalałe. Czuł, że chce więcej. Przesunął palcami po dłoni Hannibala, ale ten nie wykonał żadnego gestu. Frustracja zaczęła narastać, a WIll czuł, że nie jest i nie będzie w stanie zasnąć
Odwrócił się przodem do Hannibala i oparł czoło o jego tors, próbując uspokoić bicie serca. Uniósł głowę, ocierając policzkiem o ramię i szyję mężczyzny, a wtedy poczuł dłoń zaciskającą się na koszulce. Przełknął ślinę i na chwilę zacisnął zęby. W końcu zmrużył oczy i musnął nosem nos Hannibala. Drżącą dłonią złapał go za kark, oparł czoło o jego czoło
- Co się ze mną dzieje... - Will wyszeptał, pytając sam siebie i już nie wiedział, czy całe ciało mu drży, czy tylko mu się wydaje, ale gdy Hannibal pewnym ruchem wsunął rękę pod jego koszulkę i przesunął dłonią po kręgosłupie aż do karku, był w stanie tylko cicho jęknąć przy jego ustach. Bał się wykonać kolejny krok, tym razem czekając, aż inicjatywa zostanie mu odebrana. To było cichą walką o dominację, ten który ulegnie, przegrywa.
Hannibal odsunął głowę, by napawać się widokiem przyjaciela w tym stanie. Schlebiało mu to, co dość oczywiste, że Will jest skłonny niemal prosić o bliskość. Kanibal czuł, że ma kontrolę, kolejny raz, mimo, że obiecywał sobie zmienić podejście do ukochanego. Chociaż i tym razem był zaskoczony jak potoczyła się sytuacja między nimi.
- Hannibal - Graham jęknął pod wpływem dotyku, czując ciepłą dłoń muskającą jego plecy. Przysunął biodra jeszcze bliżej, położył dłoń na policzku Hannibala i w końcu, zdesperowany, ustami dotknął jego ust pozbywszy się wszelkich obaw. Silny dreszcz przebiegł przez jego kark w dół po kręgosłupie, gdy Lecter odwzajemnił ten pocałunek. Will nie był w stanie opisać emocji, które go ogarnęły, a pod powiekami poczuł napływające łzy. Zacisnął dłoń na karku Hannibala, który nie przestawał go całować, czule, a jednocześnie namiętnie. Gdy dotknął policzka Willa, poczuł pojedynczą łzę i odsunął się na chwilę, ale zanim zdążył się odezwać, usłyszał ciche
- Nic nie mów...
Will zbierał myśli, a Hannibal posłusznie trwał w ciszy, przechylając lekko głowę. Gładził bruneta po policzku, nie odrywając od niego wzroku. Nagle poczuł dziwny spokój. W tamtej chwili był prawie pewien, że Will już od niego nie ucieknie i zrozumiał, że nie chodziło o dominację i o to, kto pierwszy ulegnie. Hannibal w końcu przyznał w duchu, że zwyczajnie chciał sprawdzić, czy nie jest to jednostronne. Pogładził przyjaciela po włosach, nie czuł już delikatnego drżenia jego ciała, a spokój, który zdawał się ogarniać całe pomieszczenie. Pocałował go w czoło i muskał palcami po plecach, aż Will zasnął.
****
Will czuł na sobie spojrzenie, mimo, że jeszcze nie otworzył oczu. Być może dlatego tak zwlekał z uniesieniem powiek. Próbował poruszyć stopą, ale czuł na niej znajomy ciężar. Wtedy zaczął analizować i zastanawiał się, czy Hannibal by pozwolił psu leżeć na pościeli zapewne zrobionej z jakieś wełny niesamowitych owiec i diamentowych jedwabników, czy coś w tym stylu. Tak, to by pasowało do Lectera, ubarwione jakąś anegdotą. W końcu otworzył oczy.
Tym razem się nie pomylił. Spojrzał w jasnobrązowe oczy Hannibala, który obserwował go od chwili, gdy sam się obudził. Leżeli na wyciągnięcie ręki od siebie, a brunet czując suchość w ustach, od razu się odezwał
- Nie przeszkadza ci pies w łóżku?
- Teraz to już twoje łóżko, Will.
- Moje... - zerknął na Winstona leżącego w nogach - Moje bo zająłem ten pokój, czy moje odkąd położyły się tutaj psy?
- Cóż, psy przejęły łóżko - Hannibal odpowiedział i zaśmiał się cicho, chociaż ciężko było stwierdzić czy to był żart. Wyciągnął rękę w stronę Willa i ułożył dłoń nad jego głową, by zacząć bawić się kosmykami jego włosów.
- Poza tym nie nacieszę się tym łóżkiem, skoro mamy uciekać, a poza tym.. Nie idziesz zrobić śniadania?
- Za chwilę zrobię kawę - Lecter zmarszczył brwi zastanawiając się nad reakcją Willa. Zupełnie jakby w dzień był czas udawania, że niczego między nimi nie ma. Gdy chciał się zbliżyć, Graham zaczął się wiercić i niby od niechcenia przeciągnął się i szybko wstał.
- Chodź, Winston, idziemy zrobić kawę - powiedział, a reszta psów pobiegła za nim do kuchni. Hannibal przełknął ślinę i zmarszczył brwi odprowadzając ich wzrokiem. Poszedł do swojego pokoju, by wziąć szybki prysznic, po czym założył Spodnie, koszulę i kamizelkę. Gdy wszedł do głównego pomieszczenia, Will nadal w piżamie, dawał psiakom kiełbaski, siedząc przy stole z dwoma kubkami z kawą.
- Mam nadzieję, że to nie jest jakiś nasz sąsiad z miasteczka... Chyba że rzeźnik - brunet zagaił próbując zażartować i kątem oka zerknął na Hannibala.
- Zależy z której półki ją wziąłeś - mężczyzna uśmiechnął się szeroko na te żarty
- Cóż, sam mówiłeś, że to by było dość przewrotne. Jeśli mamy się gdzieś przenieść, to razem z nimi. Nie chcę znów się martwić o swoją gromadkę...
- Postaram się. Ale Chiyoh przywiezie je do nas. Nie możemy razem..
- Dobrze - przytaknął i przyłapał się na tym, że właśnie przytaknął na wszystko, jak również na wspólne życie. Przynajmniej przez jakiś czas. I czuł, że Hannibal też to zauważył.
- Zaparzyłeś moją ulubioną... Noc w Paryżu.
- Nie znam się na kawach, ta po prostu ładnie pachniała. I jest nawet dobra.
- Nie jest kawą z górnej półki, więc...
- Sugerujesz, że pasuje do mojego "niewyszukanego" smaku? Że niby nie mam gustu? - Will zapytał złośliwie, jednocześnie obniżając brodę i cedząc każde słowo
- Gust masz zdecydowanie dobry - Hannibal zaśmiał się lekko, jeszcze bardziej zadowolony, a Graham chrząknął nerwowo, gdy zrozumiał ukryte znaczenie tych słów.
YOU ARE READING
Murder Husbands [Hannigram PL]
Fanfiction- Powiedz mi, Will... Zamierzasz uciec? - Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą - Planujesz mnie zabić?- po tym pytaniu zapadła cisza. W głowie Hannibala tworzyły się różne scenariusze. - Nie będziesz Goliatem - Will w końcu odpowiedział, patrzą...