8. Batchoy tagalog

57 5 0
                                    

Tragedią życia nie jest śmierć,
ale to czemu pozwalamy umrzeć w sobie, kiedy żyjemy.
Norman Cousins


- Znowu nie śpisz... - Hannibal już w jedwabnej piżamie wyszedł ze swojej sypialni po szklankę wody. Patrzył przez chwilę na Willa, który analizował wycinki z gazet i informacje zanotowane z wieczornych wiadomości - Will - westchnął cicho i podszedł bliżej, by zarzucić koc na plecy mężczyzny
- Nie wiem... Do wiadomości publicznej podali za mało informacji, nawet to, co dziennikarskie hieny wywęszyły...
- Hmm - Lecter usiadł obok i przysunął palcami kilka wycinków - Freddie? Ona też pisze na ten temat? 
- Tak - Will powiedział cicho, i uniósł wzrok na twarz Lectera obserwując go przez dłuższą chwilę wzrokiem niczym zagubionego psiaka, co często miał w zwyczaju jeszcze na początku ich znajomości. Hannibal zawsze czuł to spojrzenie, ale nigdy nie przerywał Grahamowi tych krótkich chwil, kontynuując to, co w danej chwili robił. 
- Próbują nas wywabić, Will. Wykorzystując do tego interesującego przestępcę. A przynajmniej zachowując takie pozory. Zauważyłeś? Wiemy jedynie, że zabójca ma pseudonim, dość... interesujący i że Jack ma problem ze znalezieniem sensownych poszlak - teraz to on patrzył na Willa z lekkim uśmiechem - Dlatego był zdenerwowany, a jednocześnie wykorzystał sytuację. To było dość oczywiste, że padnie pytanie do utalentowanego pomocnika Jacka.
- Ja... - Graham zaczął, ale odruchowo zaśmiał się słysząc komplement - Nie wiem, po prostu...
- Powinieneś pójść spać - założył mu kręcony kosmyk włosów za ucho - a jutro przytnę ci włosy. 
- Potrafisz..? 
- Kiedyś Misha wzięła nożyczki... Ucięła dość krzywo kawałek swojego warkocza. Miała długie włosy. Gdy spojrzała w lustro, rozpłakała się, a ja postanowiłem uratować sytuację. 
- Nie wiem, czy chcę żebyś brał przy mnie nożyczki do ręki - Will mruknął. Jednocześnie zdziwił się nagłym wspomnieniem z dzieciństwa - Może jest jakiś sposób żeby...
- Przeprowadzić śledztwo na własną rękę? 
- Nie takie rzeczy robiłeś przecież, prawda? - pokiwał głową i mimowolnie kąciki ust ruszyły mu w górę, gdy zobaczył zadowolenie na twarzy Hannibala - Każdego potrafisz wykiwać... 
- Ale teraz muszę cię chronić- przesunął palcem po policzku mężczyzny - w emocjach łatwiej o błąd. Połóż się spać, Will... - wyszeptał ostatnie zdanie widząc, jak mruży oczy pod wpływem dotyku. Po chwili spojrzał smętnie na Hannibala, który wstał z kanapy. 
- Chyba że mam zostać z tobą..? - zapytał z uniesioną brwią. Wtedy to Graham zawahał się przez chwilę, a przez jego głowę przeszła jedna myśl. Dotarło do niego, że chwilami Lecter zachowuje się względem niego inaczej. Jakby miał zaplanowane wszystko do pewnego momentu, a teraz chwilami musi improwizować bardziej niż zwykle. To sprawiało, że bywał zmieszany, czy koncentrował się na pewnych dziennych rytuałach, takich, jak robienie dla nich posiłku. Jednocześnie, mimo wszystkiego, co wydarzyło się przez te lata, Will momentami czuł się, jakby mężczyzna próbował go poznać na nowo.
Parsknął śmiechem, a Hannibal zdezorientowany zaśmiał się razem z nim.
- Tak? 
Zapytał, ale Will nie mógł mu tego powiedzieć. Przypomniało mu się, jak oswajał swojego psa, Maxa, chociaż chwilami wyglądało to tak, jakby to psiak oswajał jego.
- Nic nic. Masz rację, pójdę spać.
- Jutro wybierzemy się na przejażdżkę, Will.
- Daleko? Nie chcę żeby psy zostały bez opieki - od razu powiedział, czując, że z owej "przejażdżki" mogą wyniknąć pewne komplikacje.
- Chiyoh się nimi zaopiekuje.
- Hannibal.. - podszedł do mężczyzny już z poważną miną - Gdyby coś się stało mi.. Nam.. Kiedykolwiek.. Niech odda moje psy Alanie, dobrze? 
- Nie ufasz...
- To moja prośba... - widząc minę Lectera spojrzał mu w oczy i powiedział powoli - Proszę..
- Dobrze - Hannibal odwrócił się na pięcie - Dobranoc, Will. 
- Tak tak, do jutra - odpowiedział i od razu poszedł do sypialni.
Przez długi czas nie mógł zasnąć. Nadal zastanawiał się nad tym, jak pomóc w tamtej sprawie. Albo po prostu potrzebował namiastki poprzedniego życia, znów poczuć to, co wtedy. Znów zwizualizować zbrodnie.
Wtedy pojawił się nie przyjemny ucisk w żołądku, gdy zrozumiał wokół czego krążą jego myśli. Uderzył pięścią w materac łóżka i zacisnął szczękę. Próbował to zastąpić chęcią pomocy. Nie chęcią poznania kolejnego przypadku psychopatycznego mordercy. 
Sen przyszedł do Willa późno, ale nie dał nawet chwili wytchnienia. Wróciły koszmary, wspomnienia, które chciał wyprzeć, które, jak mu się jedynie wydawało, zmył razem z zanurzeniem się w lustrze bezkresnej wody po skoku z klifu.
Niestety nic tego nie wymaże. 
Zobaczył twarz Abigail. Znów byli razem na rybach. Will chwilami nie był pewien, czy ta scena była projekcją stworzoną w jego głowie czy faktycznym wspomnieniem. Rzeka, w której stali, zaczęła przybierać czerwony odcień. Gdy spojrzał w dół, zobaczył, że jest po kolana stoi we krwi. Wtedy usłyszał krzyk i zobaczył Abigail próbującą zatamować krwotok z rany na szyi.
- Nie! Nie! - krzyknął, próbując ruszyć się z miejsca, ale nie był w stanie, zaplątany w jelenie rogi wyrastające powoli pod jego nogami - Nie mogę... Nie mogę ci pomóc!
Wykrzykiwał to wszystko, czując coraz większą rozpacz. W końcu sam nie mógł złapać oddechu, a gdy przyłożył dłoń do swojej szyi poczuł strużki krwi. 
- Nie!
- Wil... - usłyszał odległy głos Hannibala
- Nie!
- Will, obudź się. To sen... 
- Ty... - w końcu otworzył oczy i usiadł biorąc głębokie wdechy. Zaczął dotykać swojej szyi sprawdzając, czy tamto na pewno było snem. Poczuł łzy napływające do oczy i drżące dłonie. Hannibal siedział na brzegu łóżka i przez chwilę patrzył na mężczyznę.
- To był tylko sen... - złapał go delikatnie za kark i przytulił do swojego ramienia - Jesteś tutaj, Will. Nie ma żadnego zagrożenia. 
Graham normalnie zapewne by prychnął w tej sytuacji i odgryzł się złośliwie, ale nie był w stanie. Nie czuł wściekłości do Hannibala, nie czuł żalu, nie próbował się uwolnić z jego objęć. Był zmęczony.
- Spróbuj znowu zasnąć.
Lecter chciał się odsunąć, czując, że Will po prostu tkwi w tej pozycji obojętny, ale wtedy poczuł jak palce bruneta zaciskają się na jego piżamie. Hannibal uniósł brwi, a kąciki jego ust drgnęły. Graham nie musiał nic mówić, czego z resztą na pewno by nie zrobił, nawet jeśli oznaczało to pozostanie w samotności aż do rana.
- Zostanę z tobą... 
Po tym Will przesunął się na drugą połowę dużego łóżka, przodem do mężczyzny, który starannie poprawił koszulkę i nie krył delikatnego zniesmaczenia, gdy przypadła mu połowa, na której spał przed chwilą Graham. Pachnąca jego wodą kolońską zmieszaną z ledwo wyczuwalnym zapachem potu, wywołanego koszmarem sennym. Hannibal przysunął się bliżej i przytulił Willa, gładząc go po włosach. Przymknął oczy, czując że ten wtula się próbując zapanować nad drżeniem ciała.
- Już... Oddychaj spokojnie... Sny to tylko twoje demony. Musisz z nimi walczyć...
- Moja przeszłość to moje demony...
Will wyszeptał zaciskając mocniej palce na piżamie Lectera. Ale żaden z nich nie powiedział nic więcej. Hannibal, mimo zmęczenia, czekał aż brunet zaśnie pierwszy.
Jeszcze kilka razy w nocy budziło go nerwowe wiercenie się Willa, ale jedynie w pół śnie gładził go po włosach, mrucząc coś, by go uspokoić.


Późnym porankiem Will obudził się pierwszy. Od razu dopadło go wspomnienie myśli, którą miał poprzedniego dnia. Że to Hannibal zawsze budzi się pierwszy. Ale nie tym razem.
Spał obok niego, ułożony na boku, trzymając jedną dłoń na wysokości żeber Willa, który obserwował go powoli mrugając by przyzwyczaić oczy do światła dziennego. Widział spokój na jego twarzy, uważnie analizował każdy detal jego skóry, blizny, ślady po zadrapaniach. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe i szczęka, usta, które jeszcze nie tak dawno całowały jego szyję.
Na to wspomnienie Will głośno przełknął ślinę i mimowolnie chrząknął zmieszany przed samym sobą. Mimo to, teraz leżał tak blisko Hannibala, zastanawiając się, czemu został przez niego wybrany, czemu to jemu chciał dać ten dar, odsłonić się. I czemu zawsze skrywa się za maską. W jednej chwili zalało go dziwne uczucie współczucia i troski, poczuł, jak samotny był Hannibal, jak rozpaczliwie chciał zatrzymać go przy sobie. Jaka rozpacz i żal ogarnęły go, gdy poczuł się zdradzony, zraniony. Oślepiony tym tak, że był w stanie jedynie zmiażdżyć całą wizję, cały pałac, który zbudował na nową drogę dla nich. Dla Abigail. I mimo wszystkich przerażających zbrodni, które popełnił, Will był w stanie w tamtej chwili oddzielić jego osobowość od całego zła.
Wyciągnął dłoń i pogładził policzek Hannibala, który powoli otworzył oczy i delikatnie się uśmiechnął. 
- Will...
- Pójdę nakarmić psy - uciekł wzrokiem i zabrał dłoń - i kawa może też. Jest już dziesiąta, zwykle o tej porze zaczynasz szykować sto składników do swoich dań, żeby zdążyć do obiadu - powiedział zadowolony z nutą ironii w głosie i odsunął się podnosząc się do siadu. Wtedy usłyszał hałas za drzwiami - Co... - spojrzał na Hannibala, który zachowywał irytujący spokój. W głowie zaczął układać scenariusze. Jeśli to policjant? Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, drzwi otworzyły się, a w progu stanęła co najmniej zdziwiona Chiyoh. Will od razu szybko wstał, przy okazji uderzając małym palcem o nocną szafkę
- Ouhh... - syknął z bólu krzywiąc się i próbując jak najdalej odsunąć się od łóżka - Przyszłaś zająć się psami, tak? - zapytał nerwowo, a Hannibal zaśmiał się cicho nie kryjąc zadowolenia z obserwowanej scenki. Kobieta zmarszczyła brwi i przechyliła lekko głowę.
- Przeszkadzam? 
- Nie - Will warknął i machnął dłonią jakby odganiał niewidzialną muchę, po czym obie dłonie oparł na biodrach, zgarbiony idąc do szafy - miałem zły sen, to tyle. 
- Więc potrzebowałeś żeby ktoś zaśpiewał ci kołysankę? - zapytała, ale wtedy Hannibal musiał się wtrącić 
- Nie, wystarczyło, że go przytulałem.
- Nie pomagasz - Will znów warknął wykonując kolejną serię swoich nerwowych gestów, równocześnie wyciągając ubrania z szafy - A teraz... czy mogę się przebrać? 
- Mam wyjść tylko ja, czy Hannibal też? - Chiyoh doskonale się bawiła, a wyraz twarzy Lectera wskazywał na to samo. Will z zaciśniętymi ustami powędrował do swojej łazienki, mając dosyć tej szopki. 


Gdy po śniadaniu Will wsiadł z Hannibalem do auta, ten z uśmiechem poprawił lusterko.
- Dzisiaj jest nasz szczęśliwy dzień. 
- Słucham? 
- Zobaczysz... Tylko musimy odpowiedni szybko dotrzeć na miejsce.
Ruszył, a Graham obserwował widok za oknem i drogę prowadzącą do miasta. 
- Czy ty... Chcesz jechać do Jacka? - w końcu przerwał ciszę, gdy jechali bocznymi ulicami. Jednocześnie skulił się, aby nikt nie zwrócił na niego uwagi. 
- Nie...
- Do Alany..? 
- Zobaczysz... - spojrzał na Willa, gdy zajechali do cichego osiedla domków - Czasem warto... odnowić kontakt z pacjentami. Szczególnie gdy mają dojścia do wspomnianego przez ciebie Jacka. Wiem tylko tyle, że wycina ofiarom serca i wpycha do ich ust. Amor... Interesujący, prawda? 
- Czy ty... - Will nie dokończył i skulił się jeszcze bardziej, gdy zauważył radiowóz przed jednym z domów i policjanta zaklejającego drzwi taśmą - Chciałem się dowiedzieć więcej, ale chyba oszalałeś - powiedział ale machnął dłonią uderzając o udo - no tak, o czym ja mówię... 
- Zabrali już ciało i dowody. Teraz jest ten moment, gdy dom pozostanie pusty. Ale nie wiem ile mamy czasu - wyjął ze schowka dwie pary lateksowych rękawiczek i wręczył jedną Willowi, po czym zabrał jeszcze składany nóż - Idziemy? 
- Mhmm... - westchnął cicho, ale też widząc wyraz twarzy mężczyzny zrozumiał, że to kolejny "prezent", niczym martwy ptak przyniesiony przez kota. 
Wysiedli z auta gdy radiowóz odjechał i gapie się rozeszli. Hannibal bezceremonialnie zdjął taśmę, zanim Will zdążył coś powiedzieć, znów się krzywiąc na jego działania. 
Gdy byli już w domu, poszli za śladami krwi do sypialni na parterze. Na dużym łóżku, na białej pościeli widniała duża plama krwi. Hannibal położył dłoń na ramieniu Willa i cofnął się do korytarza
- Zostawię cię samego.
Graham przytaknął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł obrączkę na szafce nocnej i zmarszczył brwi. Zamknął oczy.
Wszedł do domu, przez otwarte drzwi do ogrodu. Od razu ruszył do sypialni, gdzie ofiara pod wpływem alkoholu, przygotowywała się do snu. Czy zdjął obrączkę teraz, czy na wieczorne wyjście?
Złapał mężczyznę za szyję, drugą ręką wbijając długą igłę ze strzykawką z idealną precyzją w serce ofiary. Gdy ten łapie się za klatkę, czując palący ból, Will w swojej wizji zaczął przeszukiwać szafy. Znalazł świeżą pościel i zmienił tą z łóżka, gdy jego cel konał obok. Martwe ciało przełożył na materac, na sam środek. Wtedy siedząc okrakiem na mężczyźnie, rozdarł jego koszulę i ostrym nożem, takim jak do oprawiania zwierzyny, zaczął przebijać się przez skórę i mięśnie, by dostać się do serca, które jeszcze było ciepłe. Wepchnął je częściowo do ust ofiary i wstał czując gniew. Wtedy spojrzał na nóż i dopadł go nieprzyjemny ucisk żołądka. Kątem oka widział w pomieszczeniu Hobbsa. Z szyderczym uśmiechem.
- Wróciłeś...
Usłyszał jego głos jak za ścianą, zmieszany z głosem Hannibala.
- Will, musimy już iść... - Lecter powiedział stanowczym tonem - Will... Jeśli nie chcesz żeby zginął ktoś jeszcze... - zacisnął usta i wszedł do pokoju kładąc dłoń na karku Grahama, który zrobił głośny wydech zdezorientowany. Rozejrzał się po pomieszczeniu - Will, wychodzimy.
- Co...
Hannibal szarpnął go do wyjścia przez ogródek, w ostatniej chwili, gdy ktoś wszedł do budynku. Szybko wrócili do auta i odjechali. 
- To naprawdę wyjątkowo.. szczęśliwy dzień - Lecter spojrzał na Willa zaniepokojony - Jakieś wnioski? 
- Naraziłeś nas. Po cholerę się zgodziłem...
- Żeby zobaczyć, co się stanie - Hannibal się uśmiechnął - co widziałeś? 
- On... ma żal.. Kiedyś został zdradzony, odrzucony, albo... jest niezrozumiany? 
- Przez ukochaną osobę? 
- Tak... Albo nie jest zdolny do miłości i mści się... 
- Co zobaczyłeś poza tym?
- Hm? Nic. Tylko tyle. 
- Rozumiem. Wracajmy do domu... Zaspokoiłeś ciekawość? Jakie to było uczucie?
- To... Nie wiem. Nie wiem, co mam powiedzieć. Przywiozłeś mnie tutaj, ryzykując wszystko, tylko po to, żebym zrobił wizję lokalną. To... absurd. 
- I tak byś szukał sposobu, żeby to zrobić. 
- Ale to? Jak wycieczka do wesołego miasteczka - prychnął spoglądając na Hannibala
- A czy bawiłeś się dobrze? 
- Co... 
- Żartowałem - uśmiechnął się pociesznie do Willa i przyspieszył, gdy jechali pustą drogą już poza miastem.
- Nadal uważam, że to pułapka, ale... mając tę wiedzę, już zyskujemy minimalną przewagę. A widzę, że ci tego brakuje. 
- Oglądania miejsc zabójstw...? To element terapii? 
- Nie wiem... Może brakuje ci emocji z tym związanych, może brakuje ci... czegoś z tamtego życia? Jedynie ty znasz odpowiedź. Albo raczej jej szukasz, a ja chcę ci w tym pomóc. 
- Masz wyjątkowe metody - powiedział oschle, ale ręce mu opadły, gdy widząc wyraz twarzy Hannibala, zrozumiał, że ten potraktował to jako niesamowity komplement - Tak, po prostu wracajmy. Chcę posiedzieć ze swoimi psami. 


Murder Husbands [Hannigram PL]Where stories live. Discover now