4

113 5 0
                                    

Kiedy wróciliśmy do Pokoju Wspólnego, już większości nie było. Zostali tylko Huncwoci i moje przyjaciółki.
-Chłopaki, dziewczyny mamy coś ważnego wam do powiedzenia.-zaczął James
-Ja i James...-powiedziałam
-Jesteśmy razem-dokończył i złapaliśmy się za ręce, a wszyscy podbiegli i zrobiliśmy grupowego przytulasa.
Każdy z nich życzył nam szczęścia i niestety musieliśmy się już pożegnać bo McGonagall wparowała.
Następny dzień zleciał nam pozytywnie, ponieważ wywinęliśmy kawał na woźnym.
Pewnej nocy obudził mnie profesor Dumbledore. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale skoro pofatygował się do mojego dormitorium o trzeciej nocy to musiało być coś ważnego.
-Panie profesorze, coś się stało? Mogę Panu w czymś pomóc? Pewnie to coś ważnego, skoro się spotkaliśmy w środku nocy- powiedziałam trochę przejęta
-Co się stało tamtej pamiętnej nocy, kiedy James i jego przyjaciele Ciebie odnaleźli w Zakazanym Lesie? Chcę najpierw wysłuchać, zamiast od razu karać.- wyznał Dumbledore
-Em, powiedziałam przyjaciołom, aby się o mnie nie martwili mówiąc, że idę do Hagrida. A tak naprawdę szłam ćwiczyć animagię. Zawsze chciałam nim zostać. Jak już mi się udało, chciałam chwilę pozostać klaczą. A jak już zdałam sobie sprawę która jest godzina, szłam w kierunku szkoły. Po drodze spotkałam pewną kobietę miała czarno białe długie włosy, miętowe oczy, była wysoka, szczupła a ubrana w złotą suknię. Kazała mi wybrać kamień. Były wszystkie w kolorach tęczy. Wybrałam zielony, potem ciemność i ujrzałam mojego chłopaka z przyjaciółmi.- powiedziałam spuszczając głowę
-A więc stało się- odparł zamyślony czarodziej
-Przepraszam, ale co się stało profesorze?- spytałam trochę zmartwiona i zaciekawiona co mi powie
-Przepowiednia sprzed czternastu lat. Mówiła, że przyjdzie na świat dziewczynka, o nieskazitelnej urodzie, która w wieku 14 lat dostanie potężny kamień o dużej mocy. Będzie wtedy tak potężna, że będzie w stanie przywrócić życie albo je odebrać. To wszystko zależy którą drogą pójdzie. Zaczynamy trening już od początku następnego miesiąca, bo teraz mam trochę pracy. Postaram się zrobić wszystko abyś miała to opanowane. Być może zmienisz bieg historii.
-Dobrze, Panie Profesorze? Czy mogłabym się jeszcze o coś spytać?
-Tak Panno Cullen?
-Od dawna mnie zastanawia, moi rodzice się tu uczyli?
-Tak. Masz tu nawet swojego brata, ale przyrodniego. Jesteście dosyć do siebie podobni. Macie tego samego ojca ale dwie różne matki. Teraz powiem Tobie prawdę. Niestety, twój ojciec, żeby nie wyszło na jaw, to że zdradził swoją własną żonę, nie chciał cię. Twoja matka popadła w depresję i dała Cię do jej koleżanki, która nadała Ci nowe nazwisko. Miałaś wtedy roczek. Nie chciała, żebyś żyła w niepełnej rodzinie. Rok później zmarła w wyniku choroby. Esme, uznała żeby nie pogrążać Ciebie, chociaż to nie twoja wina, powie Tb nie pełną prawdę. Chciałem żebyś dowiedziała się prawdy, bo zasługujesz na nią. Nie żałuj. Twoja biologiczna matka Aurora jak i twoja przyszywana Esme, chciały dobrze dla Ciebie. Nie gniewaj się na nie.
-Nie będę. Dziękuję profesorze, mogę już iść?- spytałam
-Tak, dobranoc Elizo.
-Dobranoc profesorze- tempem wampira ruszyłam w stronę swojego łóżka. Nie chciało mi się ruszać dziś na lekcje. Nie po takiej ilości informacji. Położyłam się spać. Rankiem obudziły mnie dziewczyny, ale skłamałam mówiąc im, że źle się czuję i zostanę dzisiaj w pokoju. Postanowiłam pospać jeszcze z godzinkę lub dwie, ale wyszły cztery. Wstając, wypuściłam z siebie emocje wylewając słowa na kartkę papieru.  Nie chciało mi się zbytnio schodzić na śniadanie, obiad, kolację, ale jak Huncwoci wpadli do mnie to musiałam nieco powiedzieć.
-A teraz moja droga zabieramy Cię do kuchni chociaż bo pewnie nic nie jadłaś.- oznajmił James i przerzucił mnie jak worek ziemniaków. Ehhh co ja z nimi mam. Zjadłam naleśnika z czekoladą i frytki. Wiem jestem dziwna, ale uwielbiam to połączenie.
Pod koniec miesiąca, w sobotę miał nadejść mecz quidditcha. Na śniadaniu zjadłam kawałek steka krwistego. Tylko dlatego, że się stresowałam i miałam niesamowitą ochotę na krew. Zauważyłam jak Dumbledore uważnie mi się przygląda i puszcza mi oczko. Wzięłam swój kielich z wodą i cytryną i kiwłam w podziękowaniu. Kończąc swoje śniadanie skierowałam się w stronę boiska quidditcha, będąc odprowadzana przez każdego wzrokiem. Nie chciało mi się czekać zresztą, muszę jeszcze zrobić sobie fryzurę na mecz. Kiedy już wszyscy zaczęli się zbierać do naszego kącika, skończyłam robić i wyszło mi takie coś

-Syriusz, James? Powiedzcie mi coś motywującego albo śmiesznego- powiedziałam do towarzyszy-Jak wygramy zrobimy imprezę- zaczął Syriusz- I zrobimy kawał ślizgonom- dokończył James-Kocham was chłopaki- i się przytuliliśmy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Syriusz, James? Powiedzcie mi coś motywującego albo śmiesznego- powiedziałam do towarzyszy
-Jak wygramy zrobimy imprezę- zaczął Syriusz
- I zrobimy kawał ślizgonom- dokończył James
-Kocham was chłopaki- i się przytuliliśmy.- O której ta impreza?
-Godzinę po kolacji- odpowiedział szarooki.
-Dlaczego pierwszy mecz musi być ze Slytherinem? Kto tutaj ustala mecze? Według mnie powinniśmy zacząć od najłatwiejszego, jakim jest Ravenclaw, następnie średnim czyli Hufflepuff, a z  najbardziej trudnym na sam koniec.- powiedziałam lekko niezadowolona
-Nie wiem, kto to ustala, ale też tak uważam.- powiedział James lekko smutny.
-Ludzie! Kto jest najsłabszy w quidditchu?!- zaczęłam
- Ravenclaw!- krzyknęli wszyscy
-Kto nie gra ani najlepiej ani najgorzej?!
-Hufflepuff!
-Kto gra oszukując?!
-Slytherin!
-Właśnie! A kto jest najlepszy w quidditchu?!
-Gryffindor!
-Co? Nie słyszałam?
-GRYFFINDOR!!!- zaryczała nasza drużyna
-I tak ich pokonamy!- krzykłam. Musiałam to zrobić, żeby dać motywację każdemu. Zabierając swoje miotły, udaliśmy się na boisko. Ustawiliśmy się nad powierzchnią ziemi w kółku, na swoich pozycjach. Po chwili pojawiła się przy nas Profesor Hooch. Powiedziała swoje i ruszyliśmy. W pewnym momencie przed oczami zobaczyłam jak Syriusz spadł z miotły, ale dziwne było to, że nikt nie krzyczał. Zamknęłam oczy i otworzyłam ponownie. Zobaczyłam, że Syriusz siedzi na miotle. Pomyślałam sobie od razu, że to może być moc. Graliśmy łeb w łeb. Zauważyłam złoty znicz i latający za nim Regulusa. Syriusz trochę mi o nim opowiadał. Postanowiłam chłopaka zaskoczyć. Chwilę przed złapaniem znicza usłyszałam przerażone krzyki. Złapałam szybko i się rozejrzałam. Jednak to co przed chwilą miałam przed oczami to była prawda. Intuicja mi podpowiadała, że mam wyciągnąć rękę, skupić się i pomyśleć, że chcę uratować kogoś. Zrobiłam to. Widownia ucichła. To co ujrzałam, przeszło przez cały mój umysł. Wyczarowałam pioruny, które układały się w siatkę i podtrzymywały Syriusza. Przeniosłam go bezpiecznie na ziemię. Po chwili pioruny znikły i nastała ciemność.

ElizaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz