11. Muzykalne chrapanie i poranny spacer

32 5 9
                                    

Wyobrażacie sobie coś słodszego? Śpiący Alan i Happy wtuleni w siebie tak uroczo, że nie mogłam przestać się na nich patrzeć. Nie zamierzałam nawet sobie przerywać.

W pewnej chwili chłopak przeciągnął się i otworzył oczy. Natychmiast spojrzał na mnie.

– Co cię tak bawi? – spytał cicho, żeby nie obudzić psa, ale ten, kiedy tylko Alan się poruszył, natychmiast wstał.

– Słodko wyglądasz, kiedy śpisz – odpowiedziałam.

– Och, naprawdę? – spytał z teatralnym zachwytem. – Dziękuję. Nie ty jedna tak uważasz.

– Serio?

– Moja mama mówiła to samo.

Zaśmiałam się tak głośno i piskliwie, że Happy postanowił mi zawtórować.

– Za to ty jesteś urocza, gdy chrapiesz – powiedział, gdy mój śmiech ucichł.

Spojrzałam na niego niepoważnie.

– Ja nie chrapię – odparłam stanowczo.

– Jasne – prychnął. – Tylko jeździsz na motocyklu podczas snu.

– Słucham?

Alan zachichotał złowieszczo i sięgnął po telefon.

– Nagrałem to, kiedy spałaś – włączył listę nagrań i zaraz dało się usłyszeć coś w rodzaju pierdzenia starego silnika motoru z niewyregulowanym gaźnikiem. Co najlepsze, rozpoznałam swój głos.

– Masz bardzo muzykalne chrapanie – zaśmiał się i ponownie włączył nagranie.

– Idiota – burknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Happy przywitał się ze mną, a potem znów ułożył się przy swoim panu, który szczerzył się do telefonu.

– Idę pod prysznic.

– Pomóc ci zdjąć biustonosz? – spytał niedbale.

– Wal się... – warknęłam i otworzyłam drzwi, szczęśliwie lub nie, natrafiając na panią Walker.

– Dzień dobry – przywitałam się z nią, starając się zachować spokój.

– Witaj, Ingrid. Alan jeszcze śpi?

– Nie, wstał chwilę temu... – i na dowód tego, tuż za mną pojawił się Alan. Hilde zlustrowała nas przebiegłym wzrokiem.

– Wyprowadzisz psa – zwróciła się do syna, podając mu smycz. – Żeby nie było tak, jak wczoraj, że pies czekał tyle na wysikanie się. To nie kot, że załatwi się do kuwety. Ja z nim przecież nie będę biegać w taką pogodę... – dodała pretensjonalnie.

– Dobrze, mamo, nie ma sprawy – zapewnił ją z uśmiechem, po czym zostawiła nas samych.

Oparłam się o ścianę, a Alan obejrzał trzymaną w dłoni smycz.

– Cóż... jednak nie pomożesz mi pod prysznicem – westchnęłam ostentacyjnie. – Jaka szkoda...

– Innym razem – odparł ze stoickim spokojem. – Wykąp się i idziemy.

– Niby gdzie?

– Zapraszam cię na poranny spacer – odpowiedział. – Jak łykniesz na czczo nieco świeżego powietrza, wróci ci humor. I przestaniesz sadzić mi tutaj jakimiś docinkami.

– I vice versa – odpowiedziałam z największą odrazą, na jaką było mnie stać.

Wzięłam bardzo szybki prysznic i ubrałam się tak ciepło, jak mogła. Alan czekał już na mnie na dole razem ze zniecierpliwionym Happy. Hilde udawała, że nie widzi, jak wychodzimy razem i kiedy tylko zatrzasnęły się za nami drzwi, przylgnęła do okna i obserwowała, jak oddalamy się w głąb ulicy.

Wybraliśmy się na naprawdę długi spacer, za miasto. Szliśmy pod górę, a po jakichś trzydziestu minutach, mogliśmy podziwiać leżące w nadbrzeżnej dolinie Bergen. Widok tego miasta, spowitego w delikatnej mgle, która zapowiadała przyszły zimowy sen, zawsze zapierał mi dech. Plaster różnokolorowych domków oklejał port, do którego teraz cumował jakiś statek.

– Już? Lepiej? – spytał Alan, widząc moje roztargnienie.

– Tak. Chyba tak – odparłam cicho i wzięłam głęboki wdech. Tej nocy śnił mi się Hans i jego przebrzydłe, choć mega seksowne ciało, które zawróciło w głowie nie tylko mnie. – Przynajmniej nie natknę się tutaj na mojego byłego.

Alan zmarszczył w zamyśleniu brwi i poszliśmy dalej.

– Dwulicowa świnia – zaczęłam, nie zważając na minę, jaką strzelił teraz mój towarzysz. – Wiesz, że kiedy był ze mną, spotykał się jednocześnie z inną dziewczyną? I to akurat od wtedy, kiedy dowiedział się, że będzie ojcem. Pewnie uważał, że nie nadaję się już do niczego i że po urodzeniu dziecka już nie będę taka, jak przedtem. Udawał szczęśliwego, choć naprawdę nie wiem, dlaczego tak robił. A... gdy dowiedział się, że Laura jest chora, po prostu wybrał tamtą... – zastanawiałam się nad kolejnymi słowami przez chwilę – Nie wiem, co w nim takiego widziałam...

Spojrzałam na Alana; szedł z jakby zawstydzoną miną, patrząc się wprost pod nogi. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

– Ciekawe, czy ja bym tak potrafił – zagadnął w pewnej chwili.

– Co takiego?

– Żyć ze świadomością, że moje dziecko jest chore.

Między nami zapadła chwila ciszy. Uszliśmy kawałek, aż do lekkiego skalistego pagórka, co oznaczało, że jesteśmy na szczycie. Tam mogliśmy w spokoju usiąść i pogadać.

– Tego nie da się przewidzieć – odpowiedziałam. – Ja nauczyłam się z tym żyć, ponieważ pokochałam Laurę najmocniej, jak potrafiłam, mimo że byłyśmy razem tak krótko. Żałuję, że nigdy nie zrozumiała słów „kocham cię" – mój głos załamał się i poczułam w nosie nieprzyjemne pieczenie. Wzięłam głęboki oddech. – Ty też byś tak potrafił, wiem to. Tylko nie zakładaj od razu takiego scenariusza, kiedy będziesz planował własną rodzinę. To niepoważne.

Gdzieś nad nami krzyknęła mewa. Spojrzeliśmy w górę i śledziliśmy jej lot aż do zniknięcia daleko, za naszymi plecami.

Alan milczał. Widziałam, że przetrawia moje słowa i dokładnie je analizuje. Jakie wnioski z tego wyciągnął? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem.

Zawróciliśmy w stronę domu. Nasze rozmowy zeszły już na lżejsze tematy, aż w końcu zaczęliśmy opowiadać sobie żarty. Alan rozkręcił się naprawdę mocno i to przez niego co jakiś czas przystawałam i łapałam się za brzuch, który bolał mnie od śmiechu.

– O właśnie tak! – zawołał i dosięgnął dwoma palcami moich kącików ust. Podtrzymywał je tak, że usta wygięte były w uśmiechu. – Dokładnie tak masz się uśmiechać. Mimo wszystko.

– Mimo wszystko? – spytałam na tyle wyraźnie, na ile mi pozwolił.

– Tak. Proszę cię, Ingrid. To może być trudne, ale spróbuj.

Kiwnęłam głową, zgadzając się. Oddalił dłonie od mojej twarzy, ale za to zamknął mnie w swoich ramionach. Mój przyjaciel wywołał u mnie przyspieszone, bardzo mi znajome, bicie serca. A jego spojrzenie, tak jak zeszłej nocy, prześwidrowało mnie na wylot. Znów poczułam te przyjemne dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa.

Wróciliśmy do domu najdłuższą możliwą trasą. W domu na Alana czekali już jego menadżer Gunnar i Alexander. Po południu cała czwórka – łącznie ze mną – wybrała się do miasteczka Ålesund.

spectre [alan walker] updatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz