~5~

348 33 17
                                    

Pov. Todd

- Patrz! Czy to nie jest niesamowite? - Neil rzucił we mnie jakąś kartką, z której treścią nie zdążyłem się nawet zapoznać, bo chłopak znów chwycił ją w swoje dłonie i zaczął krążyć po pokoju.

- Co to? - od jakiegoś czasu, zupełnie przestałem się jąkać, gdy z nimi rozmawiałem. Przy naszych przyjaciołach również zdarzało mi się to coraz rzadziej, więc moja pewność siebie zdawała się urosnąć. Odrobinę, ale byłą wyższa. Patrzyłem się teraz na Neila, którym targały emocje. Radość, ekscytacja i energia malowały się na jego twarzy, nadawały blasku i tak lśniącym już oczom. Jego policzki i nos były różowe, włosy potargane, a usta układały się w szeroki uśmiech. Dobrze było widzieć go w takiej euforii. Jego pozytywne emocje przechodziły na mnie, więc sam zacząłem się uśmiechać. - Neil, co to takiego? Pokaż! - usiadłem prosto na krańcu łóżka. Perry uklęknął przede mną, jakby chciał mi się tą kartką oświadczyć, ale po prostu mi ją wręczył. Potem oparł swoje ręce na moich kolanach, kładąc tam również brodę, patrzył się na mnie uważnie, gdy czytałem — Sen nocy letniej?

- Tak! - wstał i usiadł obok mnie — Idę na casting, będę grał w sztuce! W teatrze!

- Ojciec ci pozwoli?

- Nie dowie się — chłopak wzruszył ramionami, ale widziałem zmianę wyrazu jego twarzy.

- Jak to? Przecież...

- Todd, po czyjej jesteś stronie? Pierwszy raz w swoim życiu, wiem, co chcę robić, daj mi się tym cieszyć, do cholery! - jego twarz poczerwieniała, odwrócił się i uderzył pięścią w ścianę. Cofnąłem się. Nienawidziłem, gdy ktoś krzyczał. Nienawidziłem, gdy krzyczała moja matka. Nienawidziłem, gdy krzyczał mój ojciec, gdy krzyczeli nauczyciele, czy nawet konduktorzy, oznajmiając odjazdy pociągów na stacji. Jednak szczególnie nienawidziłem, gdy krzyczał Neil. Gdy kierował swój wrzask do mnie, bo w czymś go zawiodłem, rozczarowałem go.

Skuliłem się, wlepiając puste spojrzenie w okno, starałem się nie rozpłakać.

- Todd... przepraszam, nie powinienem był... oh, Todd...- odwrócił się do mnie i szybko usiadł obok, obejmując mnie ramieniem. - Przepraszam.

- To ja przepraszam — mruknąłem, ocierając łzy z policzków.

- Nie, to ja prze...

- Nic się nie stało, Neil — odsunąłem się od niego, choć szybko tego pożałowałem. Lubiłem jego dotyk, jego wzrok, jego głos i uśmiech. To działało na mnie kojąco jak nic innego.

- Idziesz dziś na spotkanie? - zmienił temat.

- Nie wiem — odpowiedziałem trochę zbyt obojętnie. Moje nie wiem, oznaczało tyle: co chciałbym, ale wiąże się to dla mnie ze zbyt dużym stresem. Neil westchnął i zerwał się na równe nogi.

- Czy to, co mówi Keating, wcale cię nie rusza? Nie chciałbyś czegoś zrobić? - znowu uniósł głos, więc chcąc cofnąć się profilaktycznie w tył, przycisnąłem się jeszcze bardziej do ściany.

- Tak, chcę, ale...

- Ale co? - poczerwieniałem na twarzy, oddychałem bardzo ciężko.

- Ja nie jestem taki jak ty, nie jestem taki śmiały, taki odważny. Mnie ludzie nie słuchają, ciebie tak. Ani nie jestem tak mądry, tak ciekawy i...i tak piękny, jak ty, okej?! - wyrzuciłem to wszystko z siebie i dopiero wtedy mój oddech wrócił na chwilę do normy, bo jakby wszystko wokół się zatrzymało. Potem serce zaczęło walić jak młot, a dłonie pocić się jakbym właśnie stał na pustyni.

- Ale mógłbyś być...myślę, że jesteś, ale musisz to odkryć. - odpowiedział spokojniej. - Naprawdę, myślę, że...

- Neil, potrafię zająć się sobą, ok? - przerwałem mu, swoim żałosnym szeptem.

- Nie — jego odpowiedź była co najmniej dziwna, nieprzewidywalna.

- Co oznacza nie? - dopytałem, zaintrygowany, a on powtórzył krótkie nie, uśmiechając się przy tym niepokojąco, ale uroczo i psotnie. Zmarszczyłem brwi, będąc zupełnie zbitym z tropu, a on wskoczył na materac i wtulił się we mnie bez słowa. Teraz po prostu tak leżeliśmy. Jego głowa leżała na moim torsie, a ręce oplatały moje ciało. Nasze nogi splotły się ze sobą, a stopy stykały. Czułem zapach jego włosów, który docierał do mojego nosa i zaczynałem uzależniać się owej woni. Nie wiedziałem, dlaczego to się działo. Nie wiedziałem dlaczego, bo przecież przyjaciele się tak nie zachowują, a my oficjalnie nimi byliśmy. Miałem mętlik w głowie. Przed chwilą krzyczał na mnie, a ja czułem się jedną, wielką porażką. Teraz czułem przyjemne mrowienie w brzuchu i mały wybuch euforii, gdzieś tam w mojej szarej, zakurzonej duszy.

- Naprawdę przepraszam, że krzyczałem — przerwał trwającą od wielu minut ciszę.

- W porządku, ja nie powinienem był być taki pesymistą. Wygrasz ten casting, na pewno.

- Dziękuję — znów zapadło spokojne milczenie, w którym czułem się zupełnie komfortowo. Wdychałem po prostu jego zapach i zastanawiałem się nad tym, co właściwie jest między nami.

- Neil?

- Tak?

- Przyjdę na spotkanie — nic nie powiedział, tylko ścisnął mnie mocniej.

***

Spotkanie stowarzyszenia odbyło się jak zawsze w nocy, w indiańskiej jaskini. Jednak tym razem nie było ono tak owocne artystycznie, jak poprzednie z nich. Wszystko przez to, że Charlie przyprowadził ze sobą jakieś dwie dziewczyny, które zaburzyły standardowy przebieg wydarzenia. Charlie, a raczej Nuwanda (bo chciał, żeby tak się do niego zwracać), zajmował się teraz sztuką podrywu Tiny i Glorii, używając do tego wyuczonych na pamięć wierszyków. W tym czasie my nie mogliśmy kontynuować swoich rytuałów.

- Todd? - szepnął do mnie Neil, uderzając mnie delikatnie w ramię. - Przejdziemy się? - zapytał, klepiąc mnie drugi raz, a ja skinąłem szybko głową i wyszedłem z nim z jaskini.

Cały czas myślałem o tym, co zaszło wcześniej w naszym pokoju. Już wtedy wiedziałem, że znaczyło to dla mnie bardzo wiele i miałem nadzieję, że dla Neila również tak było. Do tego w moim mózgu ciągle odbijały się moje własne słowa: nie jestem taki piękny jak ty. Czy uważałem Neila Perry'ego za kogoś pięknego? Czy znów podobał mi się chłopak? Owszem, jeszcze za czasów, gdy chodziłem do innej szkoły, wzdychałem potajemnie do rok starszego chłopca, który był sportowcem o ładniej twarzy i postawnej sylwetce. Pamiętałem, jak źle czułem się ze swoim zauroczeniem w niebieskich oczach i jasnych włosach, których właścicielem nie była dziewczyna, a chłopak. Myślałem, że jest coś ze mną nie tak albo że to tylko głupia fanaberia i wkrótce mi przejdzie. Teraz wiedziałem, że nie jest to jednorazowa sytuacja.

Zimno otuliło moje ciało, a oddech, który uwalniałem ze swoich ust, zamieniał się w widoczną w ciemnościach parę wodną. Brunet wyciągnął do mnie dłoń, którą po chwili, zdezorientowany ująłem. Odeszliśmy kawałek od formacji skalnej, zupełnie nie widząc, dokąd zmierzamy. Przynajmniej ja nie wiedziałem. Przede mną malował się las powity w nocnym mroku, wokół słychać było tylko odgłosy sowy, wiatr, który plątał się w liście drzew i spokojny oddech Perry'ego. W końcu, po przedarciu się przez te wszystkie chaszcze, dotarliśmy do brzegu jeziora. Była to dokładnie druga strona zbiornika wodnego od miejsca, gdzie mieścił się budynek akademii. Zasiedliśmy na leżącej nieopodal kłodzie, która okazała się nie najgorszym siedziskiem. Nie rozmawialiśmy, byłem wpatrzony w wodę, w której odbijał się srebrny księżyc i miliony migocących gwiazd. Czułem na sobie jego spojrzenie, które wbijał w moje oblicze. Nie mogąc dłużej pozostawać obojętnym, odwróciłem twarz do niego. Patrzyliśmy się sobie w oczy, a ja czułem, jak mój żołądek zawiązuje się w supeł, ale to nie było nieprzyjemne. Zanim zdążyłem ulegnąć panice, przypomniałem sobie o carpe diem. W tamtej chwili nie zamierzałem już pozostawać biernym. Zmierzyłem wzrokiem jego śliczną twarz, przysunąłem się trochę bliżej. Potem gdy nie mogłem się już wycofać, przycisnąłem swoje usta do ust Neila.

Life is beautiful| anderperry| DPSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz