Rozdział 1

43 5 5
                                    

꧁◯●☽♚☾●◯꧂

           Jechała w deszczu pod osłoną nocy centralnie przed siebie, bez większego celu czy drogi. Głowę trzymała zwieszoną, pozwalając kroplom deszczu spływać po jej ciemnych włosach, gdzieniegdzie po bokach przeplatanymi siwizną. Yennefer nie wyglądała staro, wręcz przeciwnie. Jej uroda nie uchylała trzydziestu ludzkich wiosen. Była szczupła, lecz budowę ciała miała raczej umięśnioną niż iście kobiecą. Wzrost miała wręcz przeciętny, większość istot była od niej zdecydowanie większa, zdarzało się i nawet, że co wyżsi krasnoludowie byli jej prawie równi. 

Spięła lejce i zatrzymała konia. Spojrzała w bok, zmarszczyła brwi i westchnęła. Coś jej się zdawało.

— Paranoiczka... — pokręciła głową i popędziła wierzchowca do dalszej drogi. Jednak pozostała już czujna. 

Zastanawiała się. Propozycja tajemniczego mężczyzny wbrew niej dała jej do myślenia. Czyżby naprawdę miał nadejść koniec jej samotnych wypraw? Ciężko było jej uwierzyć w zmiany na lepsze. Faktem było, że coś rzeczywiście się szykowało. Każdy kto wiedział jak patrzeć byłby w stanie to zauważyć. Jednak w sercu wciąż pozostawała jej zadra. Nie chciała łudzić się wątłą nadzieją, że ktokolwiek chciałby ją przyjąć. Ona była odmieńcem ze skóry i kości. Dla niej nie było miejsca w cywilizacji już od setek lat. Odebrano jej ten przywilej, określając ją i innych jej podobnych mianem abominacji nie mającej racji bytu. Była wykluczona i jak sądziła tak miało pozostać do czasu, aż będą istnieli jedynie na kartach historii, jako podłe pomioty stworzone w błędzie przez ludzi setki lat temu.

Gandalf rzeczywiście zasiał w niej ziarno. Jakie? Tego jeszcze nie była pewna. Ciekawości? Nadziei? Być może wszystkiego po trochu. 

Chciała wierzyć. Naprawdę tego chciała. 

— Co uważasz Forseti? Jest to rozważne? — nachyliła się nad szyją wierzchowca, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi, koń w ciszy szedł przez błotnistą drogę. 

Trzy księżyce. Tyle miała czasu na podjęcie decyzji. Wróciła do pozycji wyjściowej i wyciągnęła z włosów wodę. Deszcz ustąpił lekkiej mżawce, a zimny wiatr w spokoju kołysał przybocznymi krzewami. Gdzieś w oddali gałęzie drzew szumiały, a spomiędzy tego dźwięku słychać było przytłumione skowyty. 

Nie przejęła się tym jednak. Doskonale wiedziała, że bestie, które wydawały te dźwięki  znajdowały się dalekie mile od niej.


           Brzask słońca zastał ją niebywale szybko, wciąż była w siodle, gdy na niebie powoli i leniwie wychylało się słońce. Dojeżdżała do kolejnej osady ludzkiej, jednak nie miała w zamiarze pozostawać tam na dłużej. Podczas swojej nocnej podróży miała czas decydować, aż w końcu postanowiła stawić się na prośbie Gandalfa o umówionym czasie i miejscu. 

Doszło do niej, że końcowo i tak nie miała niczego do stracenia. Jeżeli zginie zakończy swoje i tak nędzne jak do tej pory życie, a jeśli przyjdzie jej przeżyć może doświadczyć czegoś nowego. Czegoś czego w jej monotonnym życiu zaczynało brakować. 

Dojechała do rozwidlenia gdzie na środku stał znak wskazujący położenie poszczególnych miejscowości. Zatrzymała konia, który niecierpliwie zarył kopytem o ziemię i zarzucił łbem. Przeczytała tablice i skręciła w lewo — prosto do Hobbitonu. 

Miała w zamiarze niedługo skręcić w las i zrobić dzienny postój, zarówno ona jak i jej koń byli zmęczeni nocną przeprawą. Czasu miała zdecydowanie w nadmiarze, dlatego postanowiła ponownie wyruszyć w nocy. Shire tak jak zdążyła się zorientować nie leżało daleko od jej miejsca pobytu, więc w spokoju mogła rozbić szybki obóz. 

SWALLOW WILD JOURNEY | HOBBITWhere stories live. Discover now