Rozdział 1: Prolog

1.7K 106 18
                                    

Harry wyszedł z Borgina i Burke'a zaraz jak Malfoyowie odeszli, przyciskając do twarzy swoje zniszczone okulary. To zdecydowanie nie była Pokątna Aleja, uświadomił sobie, wpatrując się we wszystkie brudne budynki i zacienione kąty. Obok niego przeszła wiedźma, niosąc na tacy coś, co wyglądało na ludzkie paznokcie.

- Nie zgubiłeś się, co kochanie? - zapytała z chorobliwą słodyczą. Harry wymamrotał coś w odpowiedzi, szybko odwrócił się i pobiegł.

Potknął się zaraz za rogiem i wpadł w małą, ślepą uliczkę, przewracając się na bok. W głębi mrocznej dróżki majaczyła jakaś cienista postać.

- Hej, wszystko w porządku? - Zapytał męski głos. - Nie masz kłopotów, prawda?

- N-nie. - Jąkał się Harry. - Po prostu się zgubiłem.

- Merlinie, brzmisz młodo, dzieciaku. - mruknął mężczyzna, podnosząc się. Zbliżył się do Harry'ego, ostrożnie torując sobie drogę przez bruk, z jedną ręką opartą o ścianę. Gdy pojawił się w lepszym świetle, Harry mógł zobaczyć, że był młody, prawdopodobnie w wieku nastoletnim, a jego oczy pokryte były mleczną błoną. - Ile masz lat?

- Dwanaście. - Harry odpowiedział, prawie dumnie i trochę przestraszony. Miał wrażenie, że bycie tak młodym nie było tutaj zbyt dobrą sprawą.

- Za młody. - Mruknął do siebie mężczyzna. - Nie powinno cię tu być, dzieciaku. Gdzie są twoi rodzice?

- Nie żyją. - Harry powiedział automatycznie, wpatrując się w oczy mężczyzny. - Przepraszam, ale czy pan jest... ślepy? - zapytał nieśmiało, obawiając się reakcji mężczyzny na jego śmiałość.

Mężczyzna tylko się uśmiechnął.

- Tak, miałem wypadek z eliksirami, kiedy byłem w szkole. Nie ma zbyt wiele pożytku z niewidomego czarodzieja. - Wyciągnął rękę, szukając nią trochę, zanim natrafił na ramię Harry'ego. - Słuchaj dzieciaku, naprawdę nie powinieneś być w takim miejscu. Czy twoja rodzina nie będzie cię szukać? Albo ktokolwiek, z kim mieszkasz?

Harry pomyślał o Dursleyach i o tym, jak zaykali go w jego pokoju i karmili przez klapkę dla kota, jak chętnie pozbyliby się go do końca życia. Pomyślał o Weasleyach, z ich domem pełnym pięciorga dzieci i dwójką, która już odeszła, i o tym, jak zauważali go tylko dlatego, że był przywiązany do boku Rona, czy tego chciał, czy nie.

- Nie. - Odpowiedział zgodnie z prawdą.

Mężczyzna westchnął.

- Jestem zbyt dobry dla własnego, cholernego dobra. - Mamrotał do siebie. - Naprawdę uważam, że powinieneś się stąd wynieść, ale jeśli naprawdę nie masz dokąd pójść, wolałbym, żebyś został ze mną. Przynajmniej byłabyś ze mną bezpieczny, jeśli nie tak dobrze nakarmiony.

- Jestem przyzwyczajony do bycia głodnym. - Harry zauważył, co sprawiło, że mężczyzna zmarszczył brwi. - Czy naprawdę mógłbym z tobą zostać?

- Pewnie. - uśmiechnął się mężczyzna. - Zawsze przydałoby mi się towarzystwo, a posiadanie pary oczu nie zaszkodzi.

Więc Harry pomyślał jeszcze raz. Myślał o tym, że jest Harrym Potterem, Chłopcem Który Przeżył, sławnym z czegoś, czego nigdy nie chciał. Myślał o tym, jak wszyscy się w niego wpatrują, oczekując, że uratuje dzień, gdy tylko pojawi się niebezpieczeństwo. Myślał o tym, jak bardzo tego nie chciał, jak bardzo nie chciał fanów ani ludzi udających jego przyjaciół.

Myślał o Hogwarcie i magii, i o tym, co oznaczałoby porzucenie tego wszystkiego, ale wtedy przypomniał sobie, że jest w magicznym miejscu. Mógłby nadal uczyć się magii, nawet gdyby mieszkał na ulicy.

Wujek Vernon zawsze mówił, że to wszystko, do czego się nadawał.

Myślał o tym człowieku, o tym ślepym czarodzieju mieszkającym w zaułku, o tym, że nikt na niego nie patrzył i niczego od niego nie oczekiwał.

- Chcę zostać. - Zdecydował.

Mężczyzna uśmiechnął się, ściskając jego ramię.

-Dobra, dzieciaku. Jestem Johnson. A ty jak się nazywasz?

- Harry.

- Masz jakieś nazwisko, Harry? - zapytał Johnson.

Harry zmarszczył brwi. Nie chciał mówić Potter. Johnson wiedziałby kim jest i rozpowiedziałby wszystkim, a wtedy Harry musiałby wrócić. Nie chciał też używać nazwiska swojej matki. To było zbyt oczywiste.

- Black. - skwitował, wykorzystując swój kolor włosów. Wydawało mu się, że słyszał kiedyś, jak ktoś mówił coś o rodzinie Blacków, miał nadzieję, że była to duża rodzina.

- Czystej krwi, co? - Johnson zmarszczył brwi. - Trochę to dziwne. Jesteś charłakiem?

Była to więc prawdziwa rodzina, w dodatku czystej krwi.

- Nie.

- W takim razie dobrze. - Johnson zgodził się, przesuwając rękę po ramionach Harry'ego. - Trzymaj się mnie, młody panie Black, a wszystko będzie dobrze.

Found, Not Lost || Tłumaczenie DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz