Prolog

37 2 0
                                    


Głowa dziewczyny spoczywała na niewielkiej stercie pomarańczowo-brązowych liści.

Jej migdałowe oczy patrzyły na korony jaworów, buków i dębów, ale nie widziały nieśmiałych promyków światła, które przebijały się przez gałęzie i pozłacały leśną ściółkę. Powieki nawet nie drgnęły, kiedy lśniące czarne żuki przebiegały po jej źrenicach. Oczy dziewczyny nie widziały nic prócz ciemności.

Nieopodal spod liści wystawała blada dłoń, jakby szukała pomocy, jakiegoś znaku, że nie jest sama. Na próżno. Reszta ciała leżała poza jej zasięgiem, poszczególne fragmenty poukrywane w różnych zakamarkach lasu.

Gdzieś w pobliżu trzasnęła gałązka, głośno jak kapiszon, i z zarośli wyfrunęła chmara ptaków. Ktoś się zbliżał.

Ukląkł obok niewidzącej dziewczyny. Drżącymi palcami delikatnie pogłaskał ją po włosach i zimnym policzku. Potem podniósł głowę, strącił kilka listków przyklejonych do postrzępionych krawędzi szyi, i uważnie włożył ją do plecaka, na którego dnie leżało kilka połamanych kawałków kredy.

Po chwili zastanowienia włożył do środka rękę i zamknął jej powieki. W końcu wstał i odszedł z pakunkiem.

Nazajutrz na miejscu zjawiła się policja i ekipa koronera. Policzyli, sfotografowali, a na koniec zawieźli wszystkie części ciała dziewczyny do kostnicy, gdzie przez parę tygodni czekały na skompletowanie.

Nic takiego się nie stało. Mimo poszukiwań, pytań, apeli i wysiłków detektywów oraz wszystkich okolicznych mieszkańców jej głowa nigdy się nie znalazła i dziewczyny z lasu nikt nie poskładał w całość.

KREDZIARZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz