→ 10 dni do morderstwa ←
→🐾•🐾•🐾←
Dzisiejszy dzień był tym jednym z kilku obserwacyjnych. Był naprawdę pewny tego, że polityk załatwił sobie ochronę. W końcu nikt na co dzień nie przesyła prezentu z martwym ptakiem w środku.
Trzeba było więc wyczuć ochronę Parka i przede wszystkim liczbę, a na to musiał poświęcić cały swój dzisiejszy czas.
Znowu musiał przemierzyć masę kilometrów, żeby dostać się do posiadłości kandydata na prezydenta, gdyż jego dom znajdował się do dwóch godzin stąd na obrzeżach.
Podniósł się do siadu i przetarł oczy nadgarstkami. - Nie no kurwa zajebiście. Kolejny dzień do dupy. - podniósł do ręki budzik, który leżał obok materaca i go wyłączył. Wskazywał godzinę czwartą nad ranem.
Żaden szanujący się człowiek nie budzi się o tej godzinie, ale cóż mus to mus, a kasa sama się nie zarobi.
Wstał z materaca i poszedł dosyć szybko ogarnąć wszystko zwierzątku, jak i samego siebie. Nie chciał tracić za wiele czasu, więc spacer z Laylą nie trwał dłużej niż piętnaście minut.
Godzina na zegarze wskazywała czwartą trzydzieści, kiedy australijczyk był gotowy do podróży.
Spakował wszystkie potrzebne mu rzeczy na dzisiejszy dzień do samochodu. Po prostu rzucił je na miejsce pasażera i wreszcie odjechał w kierunku domu Sunghoon'a.
🚗•🚗•🚗
Po półtora godziny był już na miejscu. Zatrzymał się w swoim ulubionym miejscu za drzewami w lesie obok posiadłości.
Czekały go teraz godziny żmudnej roboty, bo niczym innym nie można nazwać obserwowania przez cały dzień domu i ludzi w środku. Wziął do ręki notatnik z siedzenia obok i zapisywał wszystko, co działo się już potem.
Zaczynam: 6.15
"6.30 AM → goryle pałętają się po posesji."
Punkt w pół do siódmej ochroniarze wyszli rozprostować nogi i przejrzeć teren wokół domu. Nie mieli nic do roboty w jego środku, więc chociaż w taki sposób mogli zorganizować sobie jakoś czas.
"6.43 AM → usiedli za schodach, nic ciekawego nie robią."
Jake zauważył, że jak na ochroniarzy dosyć szybko się męczą, więc jest to dla niego ogromnym plusem.
"7.01 AM → wrócili do domu. Do godziny 11 każdy siedział w środku."
Czekał więc wytrwale, żeby notować dalej. Tył zeszytu był cały w małych bazgrołkach. Naprawdę się mu nudziło, ale musiał wytrzymać.
"11.04 AM - kolejne obejście domu mode on. Dziesięć minut później o godzinie 11.15 przyszedł Park z kawą."
Australijczyk skitrał się bardziej za drzewami. Nie wiadomo ile spędzą czasu na altanie, a wolał nie ryzykować, że przez przypadek go zobaczą.
O godzinie piętnastej wszyscy wyszli z domu i nie wrócili do 21, więc chłopak spędził ten czas na graniu w jakieś gry. Musiał jakoś zagospodarować sobie czas podczas ich nieobecności.
Ostatni wpis był około godziny trzeciej czterdzieści, gdzie nikt do tej pory nie wyszedł z domu.
Jake był naprawdę już ledwo żywy, więc wrócił do samochodu i wypił napój energetyzujący, żeby był w stanie wrócić do siebie.
- Rzucę tę robotę w końcu. - przechylił mocno puszkę i wypił resztę jej zawartości. Wrzucił ją do torby wreszcie wracając do domu, żeby odpocząć po tak dłużącym się dniu.
Lecz sen tego dnia nie był zbyt łaskawy dla australijczyka. Cały czas wiercił się z boku na bok próbując nie śnić o jego przeszłości.
→🔮•🔮•🔮←
- Ej! Biegnij wolniej, co? - Jake krzyknął do chłopca przed nim śmiejąc się. Klasycznie bawili się w berka. Jego rówieśnik był naprawdę szybki, a on przyzwyczajony do wygodnego trybu życia nie lubił biegać za długo.
Ustał i kucnął, żeby szybciej odzyskać trochę siły, więc i tamten również się zatrzymał podchodząc do australijczyka i wykonując tę samą czynność.
Jego koreański przy chłopcu naprawdę się podszkolił, teraz był w stanie jako tako komunikować się z innymi dziećmi, ale zawsze wybierał towarzystwo swojego przyjaciela.
- Dzisiaj są moje urodziny, chciałbyś przyjść? Mama powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę. - powiedział wolno szybko analizując czy dobrze złożył zdanie.
- Chętnie! Nie będę przeszkadzać? - zapytał chłopiec z pieprzykiem na nosie.
- Jasne, że nie! - odpowiedział entuzjastycznie co przeszło na koreańczyka obok.
Poszli więc najpierw do jego domu, żeby powiadomić mamę o wizycie w domu Simów.
Zaraz po tym ruszyli do jubilata. Zdjęli buty i weszli do środka.
Jake powiadomił rodziców, że już wrócił i przyprowadził ze sobą przyjaciela, więc jego rodzicielka poczęstowała ich przysmakami z Australii. Co jak co, ale dobrego jedzenia nie da się odmówić.
Przyszedł czas na tort, a co z tym idzie, prezent po jego zjedzeniu.
W końcu tata chłopaka przyniósł spore pudełko z ogromną ilością dziur. Dzieci usiadły przy nim i otworzyły wieko, gdzie od razu wyskoczył piesek, który zaczął lizać ich po rękach.
- Jak ją nazwiesz? - zapytał jeszcze sześciolatek obok. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, kiedy dotykał przyjemne futerko zwierzątka.
- Myślę, że Layla. - wziął pieska na ręce. Jako iż będzie mu tak jednak łatwiej, to powiedział do niej po angielsku. - Hey, więc będziesz Layla, podoba Ci się?
_______________________
Lubię fabułę tej książki, ale chyba tylko dwie osoby wiedzą, jak się ona skończy. _Kocimiej_ u know, że jesteś w tych dwóch osobach i mam Cię na myśli. Luv u<333
CZYTASZ
Murder with memories || JakeHoon Enhypen
FanficDostał zlecenie zabicia chłopaka. Ten polityk proponował każde pieniądze świata za śmierć jego młodej konkurencji. Lecz wspomnienia z dzieciństwa seryjnego mordercy nie dają mu nacisnąć spustu broni, która była wycelowana prosto w wystraszonego młod...