Rozdział 1

2 0 0
                                    


Samolot wylądował bez większych problemów na lotnisku miasta Nox. Wysiadająca z samolotu zadowolona para zakochanych weszła na tutejsze lotnisko, oglądając  przy okazji zachód słońca, który był doskonale widoczny przez ogromne szyby lotniska. Złociste promienie dodawały mu uroku i wprawiały młodych ludzi w jeszcze lepszy nastrój. Był to jeden z letnich wieczorów, niby jeden z wielu, niepozorny i wesoły. Jednak rudowłosa, drobna i przy tym niska dziewczyna o niespotykanych brązowo-czerwonych tęczówkach miała dziś stracić swoje dotychczasowe beztroskie życie. Jej dłoń trzymał chłopak, który był młody, ale w pewien sposób wyglądał na osobę doświadczoną przez życie. Miał włosy w kolorze kruczej czerni i hebanowe oczy, a jego twarz miała ostre rysy zakończone dość sporym, ale zgrabnym nosem. Wyróżniał się w tłumie, gdyż był wysokim, dobrze zbudowanym człowiekiem. Na jego szyi  i karku widoczna była dość spora, blada blizna, którą aktualnie gładziła młoda kobieta przytulająca się do niego. Lubił czuć jej dotyk na swojej skórze, tak przyjemnie go palił, a jednocześnie uspokajał.

- James, to były piękne wakacje, ale cieszę się, że już wróciliśmy. Tęskniłam za domem! - roześmiała się, całując swego ukochanego w szyję, stając przy tym lekko na palcach. Uwielbiała to robić, jego postać dawała jej uczucie bezpieczeństwa i domu. Chciała być w jego ramionach zawsze, ale tęskniła za swoimi rodzicami i rodzinnym miastem.

- Mam nadzieję, że to wcale nie przez fakt, iż się mną już zmęczyłaś i chcesz mi uciec - wyszeptał zmysłowo do jej ucha powodując dreszcze na jej ciele. Działał na nią prawie tak, jak na niego jej dotyk. Byli razem od roku. Wakacje miały być połączone ze świętowaniem ich pierwszej, wspólnej rocznicy.


- No nie wiem, będę musiała się zastanowić — przymrużyła oczy i powiedziała całkiem poważnym tonem, przyglądając się swemu mężczyźnie.

- O Ty mała jędzo! - złapał ją, przewiesił przez ramię, a drugą ręką złapał ich bagaże, idąc w stronę parkingu. Dziewczyna zaczęła uderzać go pięściami w plecy w ramach protestu i marudzić by ją puścił, bo pożałuje, ale ten nic sobie z tego nie robił aż do momentu gdy doszli do samochodu.

- Uznajmy, że ta mała przeprawa dała Ci do myślenia i już wiesz, że nigdy się mną nie zmęczysz — zaczepił ją, czochrając jej włosy, na co usłyszał jęki oburzenia spod bujnej czupryny.

- Za chwilę mogę co najwyżej stwierdzić, że się zemszczę! - odparowała, wsiadając do samochodu. James się roześmiał. Uwielbiał gdy się na niego denerwowała w taki sposób. Chyba że przychodziło do zemsty, o której wspominała. Wtedy już nie był taki szczęśliwy. W szczególności ostatnim razem, gdy zrobiła mu kanapkę, która do złudzenia przypominała prawdziwe jedzenie, a tak naprawdę była zwykłym papierem nasączonym czymś super gorzkim. Chciał zdecydowanie zapomnieć ten smak. Do tej pory nie wiedział jak, dał się tak łatwo nabrać, ale tłumaczył to sobie tym, że gdy była obok niego, skupiała na sobie całą jego uwagę.

- Nie obiecuj, bo się zarumienię - prowokował ją, wiedział o tym.

- Phi - prychnęła, gdy odpalał samochód. Podróż trwała około pół godziny, gdyż lotnisko było na granicy miasta, a Lily mieszkała w samym centrum Nox. Tęskniła za widokiem swojego miasta, więc trasę spędziła na podziwianiu okolicy i oddychaniu miejskim powietrzem. W końcu dojechali do jej domu. Gdy przekroczyli samochodem wielką bramę prowadzącą na podjazd, Lily poczuła dziwne ukłucie niepokoju. Coś było nie tak, ale nie wiedziała jeszcze dlaczego. James też zachowywał się dziwnie. Rozglądał się i zachowywał, jakby na coś czekał? To było dla niej niespotykane zjawisko, w szczególności po wakacjach, na których był taki beztroski. Drzwi do domu, w którym mieszkała, praktycznie nie istniały. Wyglądały jakby, ktoś je wysadził i nie dbał o nic. Lily była przerażona, widząc, w jakim stanie zastała swoją rezydencję. James złapał ją, nim przeszła przez drzwi.


- Kochanie nie idź tam, proszę. Poczekaj tu na mnie, a najlepiej zostań w samochodzie - rozkazał, ale bardzo delikatnym tonem.

- Nie, ja muszę tam wejść! Gdzie moi rodzice?! A jeśli coś im się stało? - panika zaczęła przyspieszać jej puls na tyle, że w uszach słyszała tylko szum.

- Jeśli nic im nie jest, to już dawno ich tu nie ma, proszę, nie narażaj się i poczekaj w aucie - dalej ją trzymał, kierując ją w stronę samochodu, którym przyjechali. Nie chciała odpuszczać, ale wiedziała, że z nim nie wygra. Wiedziała też, że może mieć rację i zaczęła pocieszać się, że jej rodzice żyją, przecież mieli ochronę i zawsze dbali o bezpieczeństwo. Czekała, gdy jej ukochany sprawdzał, co stało się w jej domu. Bała się o niego, ale bardziej bała się tego co z jej rodzicami, więc gdy tylko wyszedł z domu i podchodził do drzwi samochodu, wyskoczyła mu na spotkanie z miliardem pytań.

- Lily, proszę Cię - przerwał mocno ją przytulając.

- Wiem, że to, co powiem, może być dla Ciebie ciężkie, ale muszę to zrobić. Twoi rodzice nie żyją. Nikt w tym domu nie przeżył. Nie wiem jak, nie wiem co się dokładniej stało, ale uwierz, nie chcesz widzieć tego co tam się teraz dzieje - kontynuował mocno ją trzymając gdy ta zaczęła płakać i się wyrywać.

- Musisz uciekać. Musisz żyć, teraz Ty jesteś ich celem jako ostatnia z rodziny. Nie poprzestaną, póki nie umrzesz, na co Ci nie pozwolę, dlatego błagam, wsiadajmy i jedźmy stąd - dokończył wsadzając ją do samochodu i samemu zajmując miejsce kierowcy. Był taki opanowany. Lily nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Przecież jej świat legł w gruzach. Nie była gotowa, by stracić rodziców, ona nie była gotowa by uciekać, nie chciała uciekać. Ale nie chciała też umierać i dawać chorej satysfakcji ludziom, którzy to uczynili.

- Skąd tyle wiesz? Dlaczego właściwie mamy uciekać? Niczego nie rozumiem... - próbowała opanować płacz przed tym jak zaczęła mówić, ale nadal był on wyczuwalny w jej głosie.

-Na wszystko Ci odpowiem, ale musisz ze mną współpracować. Znam jedno miejsce, w którym będziesz bezpieczna i tam Cię zawiozę, ale to na tyle daleko, że musimy zatrzymać się kilka razy na postój i sen nim tam trafimy - odpowiedział łapiąc ją za rękę.

- Zaufaj mi, zrobię wszystko, by osoby odpowiedzialne za ten czyn poniosły odpowiedzialność, ale musisz ze mną współpracować i nie dać nad sobą zapanować emocjom. Na to będzie czas, ale teraz potrzebuję Cię przytomnej i jasno myślącej, bo zagrożenie może przyjść zewsząd - dodał. Człowiek, który koło niej siedział, nagle wydał się jej niezmiernie daleki. Zachowywał się, jakby wiedział, o czym mówi, jakby to znał, jakby nawet wiedział, kto to zrobił, a nadal nosił twarz mężczyzny, którego kochała.

- Kim jesteś? - wypaliła, nie mogąc powstrzymać tego pytania.

- Kimś bardzo złym - wymruczał - Kimś, kto kiedyś zabijał ludzi bez zawahania - tu widząc jej reakcję na jego słowa, mocniej chwycił ją tym razem za obie dłonie, wciąż jedną ręką trzymając kierownice i patrząc na drogę.


~~~~
Dżem dobry wieczór (chociaż jest właśnie 3 w nocy).
Mam sobie fajny tydzień i uznałam, że dawno nie dodałam żadnej części chociaż miałam to uczynić, więc O TO ROZDZIAŁ. Zarys opowiadania zaczęłam pisać jakieś 10 lat temu. To co tu publikuję w zasadzie jest jego renowacją oraz rozwinięciem. Według mnie moje opowiadanie miało za mało szczegółów i było zbyt skrócone. :>

PS. Właśnie zauważyłam, że nadałam bohaterom imiona niczym rodzice Harry'ego Pottera. Uwielbiam go, ale zrobiłam to całkiem nieświadomie i niechcący. :D

Chowając się za cieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz