⚡Uno⚡

418 34 25
                                    

Katsuki nacisnął dłońmi na kręgosłup, słysząc charakterystyczne strzelanie. Ziewnął, dopijając zimną kawę. Był cholernie zmęczony, jednak musiał wiedzieć. Nie mógł czekać do rana.

Siedział więc przy biurku, obserwując zegarek elektryczny, na którym widniała godzina 23:58. Jeszcze dwie minuty i dowie się kto jest jego bratnią duszą oraz ile zostanie mu czasu do śmierci. Z tego co wiedział najdłuższy czas wynosił dziesięć lat, a najkrótszy dwa lata. Więc nie martwił się tym. Mimo wszystko licznik czasu znika, gdy parujesz się ze swoim przeznaczonym, bądź przeznaczoną. Wystarczy zdążyć przed upływem czasu.
Stukał niecierpliwie paznokciami o blat, przenosząc co chwilę wzrok z zegarka na lewy nadgarstek.
Nastolatkowi te dwie minuty ciągły się w nieskończoność, a serce waliło z taką szybkością, jakby chciało wyrwać się z piersi.

W końcu zegar wybił północ.

Bakugo wpatrywał się w swoją rękę, widząc jak pojawia się na niej kwiat. Najpierw czarny środek, a dookoła niego płatki, pomału wypełniające się kolorem. Chłopak skierował więcej światła w swoją stronę. Po chwili pseudo-tatuaż był gotowy. Na skórze widniał żółty kwiatek o wdzięcznej nazwie rudbekia. Miał smukłe, żółte płatki i był na prawdę piękny. Katsuki był oczarowany, jednak póki co nikt nie przychodził mu do głowy, będący kolorystycznie związany z tą rośliną.

— O nie... — szepnął do siebie. Zakrył dłonią usta, czując, że zbiera mu się na wymioty. Czym prędzej pobiegł do łazienki wspólnej na swoim piętrze. Wbił się do kabiny, upadając przed toaletą, zwracając całą zawartość żołądka. Czynność powtórzył dwukrotnie.
Odbiło mu się, po czym wypluł ślinę i spuścił wodę. Ze łzami, osunął się po ścianie. Piekło go gardło, bolało całe ciało. Czuł, że stoi na przegranej pozycji, bo wiedział, że los właśnie przesądził o jego życiu.

To koniec pomyślał, słysząc czyjeś kroki. Do środka wszedł Kaminari. Jego ciemnawa karnacja teraz w świetle księżyca wydawała się być mlecznobiała. Oczy zaś błyszczały niczym u wilków. Skierowały się one na osłabionego oraz bezradnego blondyna.

— Kacchan-kun!? Co się stało? — zapytał, czując nieprzyjemny zapach z ust nastolatka. Wyciągnął papier, ocierając nim jego nos oraz wargi.

— Nie nazywaj mnie "Kacchan-kun" — odparł Katsuki, odwracając twarz. Lekko się jednak uśmiechnął, a po policzku spłynęła samotna łza.
Chyba właśnie dotarło do niego, kogo przedstawiał kwiatek na jego ręce.

Denki zabrał przyjaciela pod ramię, zabierając do jego pokoju. Wyszli z łazienki w ciszy. Po drodze żółtowłosy ujrzał na lewym nadgarstku nieco świecący się licznik czasu. I wtedy go zatkało.

Przecież to niemożliwe...najkrótszy czas jaki ktoś dostał to były dwa lata, dlaczego on-, czemu dostał tylko tyle!??

Kaminari'emu zrobiło się żal przyjaciela, który nawet na niego nie spojrzał. Mimowolnie poczuł ukłucie w sercu, jakby ktoś przebił go mieczem oraz poruszał nim w jego, i tak już, krwawiącym ciele.

Obaj doszli pod pokój Bakugo bez problemów. Denki chciał wejść, ale blondyn mu kategorycznie zabronił. Mruknął coś na odchodne, zatrzaskując drzwi.
Miał dosyć swoich urodzin, a będzie musiał zdzierżyć ten dzień jeszcze przez parę godzin.

Grom z Jasnego Nieba //Kaminari x Bakugo// [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz