Rozdział 2

16 1 0
                                    

- Hej Zoe, tu Kejt. Nie przeszkadzam?
- Akurat robię mielone, co chcesz?
- Mam problem. Stefan wybrzydza moim żarciem, a sam zajada się pizzą na moich oczach.
- Serio? Nic nie umiesz beze mnie zrobić? Zrób mu mielone, ja walę - rozłączyła się
"To fajnie jest mieć taką przyjaciółkę jak Zoe" pomyślałam.

Pomysł zrobienia mielonych nie był wcale taki głupi jakby się mogło wydawać. Zapomniałam przecież, że Stefan kocha moje mielone.
Z pełnym zacieszem na gębie udałam się do kuchni przyszykować składniki. Tamten cały czas obżerał się tą pizzą, nie zczaił nawet jak przeszłam obok salonu. W kuchni nic nie znalazłam, poza jakimiś starymi puszkami, zupkami chińskimi i przeterminowanymi o miesiąc chipsami. Już chciałam zawołać Stefana, żeby poszedł po zakupy, ale w ostatniej chwili puknęłam się w czoło i oprzytomniałam że to ja muszę po nie iść. Wobec tego, ubrałam kurtkę, adidasy i jakiś chłam, który można nazwać czapką i wziąwszy torebkę z kasą wyszłam z domu.

Na dworzu była burza. "Fajnie" pomyślałam. Sklep był niedaleko stąd, więc tyle dobrego. Już miałam przechodzić przed ulicę gdy nagle usłyszałam okropny pisk opon i hałas, jakby coś pierdyknęło. Rozejrzałam się i w oddali zobaczyłam samochód, który wjechał na chodnik i pieprznął w budynek, nie rozjechawszy na szczęście żadnego z przechodniów. Po chwili, zbiegł się tłum i otoczył pojazd. Był taki ruch, że ktoś pchnął mnie na jezdnię przez przypadek. Próbowałam się przepchnąć przez ludzi, było trudno, ale się udało. Z samochodu nikt nie wysiadał. Za to z bagażnika zaczęła lać się jakaś czerwona ciecz. Wszyscy się przerazili i zaczęli krzyczeć. A ja? Ja oczywiście podeszłam jak najbliżej z zamiarem otwarcia bagażnika. Nagle z samochodu wypadł (bo inaczej nie da się tego nazwać) chłopak, na oko 18 lat, który od razu podbiegł do bagażnika i go otworzył.
- Kurwa!! Moje pomidory, wszystkie zgniecione! Do dupy, z tym! - wrzasnął blondyn badający wnętrze i stan bagażnika
- Nie martw się, uda się go wyczyścić - powiedziałam spokojnie
- Kurwa, ślepa jesteś? O pomidory się martwię, a nie jakiś zastrany bagażnik! - odkrzyknął z pretensją
- Zaraz za zakrętem jest spożywczak, gdzie możesz je kupić.
- Serio? Przesuń się - pchnął mnie, zabrał pieniądze i wpadł do sklepu
"Jaki on słodki" stwierdziłam (serio, pachniał pomidorkami). Wszyscy patrzyli na rozwalone auto jak usłupieni. Nagle blondyn wypadł ze sklepu z kilogramem przeciekajacych w siatce pomidorów, wsiadł do auta i odjechał, pozostawiając po sobie wielkie dziórsko w bloku. Momentalnie przyjechały dwa radiowozy, aby obczaić szkody. Kilka policjantów zaczęło przepytywać ludzi o przebieg zdarzenia. Postanowiłam nie tracić czasu i poszłam do sklepu.
W drodze powrotnej odebrałam telefon od Stefana, który zdawał się martwić o mnie, konkretniej moją "nagłą" nieobecnością. "Co za dzban, żeby dopiero teraz zauważyć, że mnie w domu nie ma".

Robiąc mielone, nie obeszło się bez małego incydentu z ogniem, heh.
Skończyło się na tym, że Stefan stwierdził że są kiepskie :*) Moim zdaniem były dobre takie do pochrupania :)

Kiedy zbliżał się wieczór postanowiłam wybrać się na zakupy aby następnego dnia w szkole wyglądać jak dziunia spod latarni. Zadzwoniłam do Zoe, która na wiadomość o moich planach od razu zebrała dupę i udała się ze mną.
Na początku poszłyśmy do najbardziej luksusowego sklepu, czyli do lumpa. Zoe znalazła sobie prześliczną miniówkę w kolorze musztardowym i do tego jakiś zżółkniety krop top, a ja białą koszulkę z napisem ,,królowa jest tylko jedna" i do tego dość wygodne szorty (były niezwykle przewiewne w dupę).
Po udanych zakupach postanowiłyśmy udać się na kawkę do najbliżej kawiarni. Po dokonaniu zamówienia usiadłyśmy przy stoliczku na dworze i zaczęły się ploteczki.
- Jeju, jestem taka zmęczona tymi zakupami - powiedziala Zoe
- Ja też, ale teraz będziemy wyglądać jak gwiazdy - stwierdziłam
- No pewka. Wgl wiesz co jest w piątek? - zapytała z uśmiechem
- Yyy... nie- odpowiedziałam zdezorientowana
- No wiesz ty co, impreza u Jamesa!
- Jamesa? A kto to?
- Jak możesz nie wiedzieć kim on jest Największe ciacho w naszym haj skol, każda laska do niego wzdycha.
- Dla mnie najlepsze ciacho to Stefan - odpowiedziałam z lekkim zażenowaniem (nie ma nikogo ładniejszego niż Stefan, mówię wam :*)
- Mówisz tak, bo nie widziałaś Jamesa. Jak tylko pójdziemy na imprezę, to jeszcze będzie powodem twojego zerwania z Stefanem.
- Słucham? Nie zostawię mojego skarbu dla jakiegoś tam bed boja, hm >:/
- Przecież żartuje. Spokojnie Kejt, przecież wiem że się kochacie :)
- A no ok, to co, wracamy?
- Oki doki.
Kiedy z Zoe wychodziłyśmy z kawiarni, nagle usłyszałam pisk opon i zauważyłam, że jestem mokra. Po chwili zorientowałam się, że samochód przejeżdżający wjechał w kałuże (kozak a ja kupiłam dziś nowe szmaty). Zoe krzyknęła z zdenerwowania sytuacją, a kierowca auta zatrzymał się. Obie nas zatkało z wrażenia. "Tego się nie spodziewałam".

No to na tyle z 2 rozdziału. Niedługo postaramy się dodać kolejny 🥳

Smutne życie KejtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz