1838
Panie Mickiewicz,
nie wiem, czy odczyta pan ten list, widząc na nim nazwisko moje w charakterze nadawcy, ale jeżeli tak się stanie, to zdecydowanie lepiej dla nas wszystkich. Słuch mnie doszedł, że był pan jednak na ostatnim spotkaniu, które szanowny Pan Januszkiewicz organizował trzy dni temu — i że jednak pozostał pan tam więcej niż normalnie. Od Fryderyka wiem natomiast, że i on zaszczycił gości tamtejszych swoją obecnością, a co za tym idzie, i grą swoją, jak zwykle zapewne świetną. Wychodzi więc na to, że gdyby i mnie udało się wtedy dotrzeć na miejsce, możnaby urządzić ponownie drobny pojedynek na improwizacje z akompaniamentem, bo zdaje mi się, że to i ćwiczenie niezgorsze, i rozrywka dla pozostałych zgromadzonych zapewniona w najlepszej wierze. Zdaje mi się, że w ciągu dalszym wiedzie pan (wątpliwy!) prym wśród salonowych znawców, ale już niedługo, bo szala zaczyna przechylać się na moją stronę.
Może pan zapytać teraz; a czemuż to nie pojawiłem się wtedy u Pana Januszkiewicza, czyżbym tchórzył? Nic bardziej mylnego, miałem wielką ochotę na przyjście i̶ ̶b̶y̶ć̶ ̶m̶o̶ż̶e̶ ̶z̶ ̶p̶a̶n̶e̶m̶ ̶s̶p̶o̶t̶k̶a̶n̶i̶e̶, jednak niestety powstrzymał mnie stan zdrowia, jak to zwykle bywa. Mówiąc całkiem szczerze, kaszel i gorączka nadal mnie trawią, ale znośniej jest z pewnością niż te dni parę temu. Do ozdrowienia mi już coraz bliżej, więc niech nie łudzi się pan nawet, że być może wygra pan przez zniknięcie przeciwnika pańskiego. Bo w żaden sposób inny pan tryumfu nie odniesie, nieważne co powtarzają panu ci wszyscy ludzie na salonach, o czym i mi nie omieszkają zawsze wspomnieć. Plugawe oszczerstwa, ha! Tyle powiem! Widocznym przecież jest, że talent mam większy, polot i elokwencję, moja idea mesjanizmu dużo skuteczniejszą i logiczniejszą od tej pańskiej, więc czemu się tego wypierać? Ale niestety, jest pan wcale godnym rywalem, więc musimy to rozstrzygnąć uczciwie, czyli muszę ciągle udowadniać, że lepszy ze mnie artysta. Poezja, tyle z nią kłopotu, że to aż niepojęte, nie sądzi pan? Znaczy, u pana na pewno jest z nią kłopot, bo wychodzi panu ciężka i monotonna niby jeden z tych stepów akermańskich. Nie to co moje dobrane rymy i fabuły jakkolwiek utrzymane w ryzach. Ale niegdyś, styl miał pan nawet nienajgorszy, sporadycznie ale dało się przyuważyć w nim nutę artyzmu.
Na myśl mi przyszła jedna kwestia, na tyle intrygująca że mogę się nią z panem podzielić, bo poniekąd właśnie to pana dotyczy. Zastanawiam się bowiem teraz, jak mogłoby to teraz wyglądać, gdyby nie właśnie ta przeklęta literatura pańska, pełna obelg i wszelkich bluzg piekielnych tym feralnym razem w moją rodzinę wymierzonych. Pan pewnie nie zdaje sobie do końca sprawy, ale gdyby nie to, moglibyśmy chyba utrzymać kontakt całkiem niezły, a może i nawet podyskutować czasami o poezji bez większych uszczypliwości (ode mnie celnych, a od pana zwykle nieuzasadnionych, więc byłoby całkiem miło), jak kulturalni i wykształceni ludzie. Albo gdybym wtedy, jeszcze na salonach u Matki mojej pokazał panu jakiekolwiek bardziej dopracowane próby literackie, przez co nabrałby pan do mnie większego szacunku, może nawet przyjął na naukę podczas której okazałoby się, że możemy konkurować jak równy z równym, o! I nie musiałby pan odgrywać się na mojej rodzinie, bo wtedy prawdopodobnie zrozumiałby pan, że Słowaccy nie są z natury źli. Znaczy, ja mam być w zamyśle pańskim najgorszym koszmarem, ale to w obronie honoru Matki mojej i mojego własnego, więc to chyba tym bardziej mówi na moją korzyść, nieprawda to? Szczerą nadzieję żywię, że bierze pan to na poważnie, bo niedługo naprawdę zrzucę pana z przeklętego piedestału wśród twórców paryskich, całkiem słusznie zresztą.
Na dowód tego, jak uprzejmy jestem, mimo naszej wrogości, zapytam: jak się miewa pańska małżonka, Celina? Wiosenne powietrze chyba jej służy, szczególnie że znowu jest brzemienną, dobrze pamiętam? Drugie dziecko, może tym razem nawet syna się pan doczeka, winszuję! Czy ta demonstracja dobrych intencji była oczywista i naturalna wystarczająco? Ktoś zasługujący na nienawiść zapewne przekląłby pana i pańską rodzinę, samych nieszczęść i choroby życząc, ale ja mam wyłącznie dobre w tym kierunku intencje, powodzenia z kolejnym potomkiem winszując. P̶r̶o̶s̶z̶ę̶,̶ ̶n̶i̶e̶c̶h̶ ̶m̶n̶i̶e̶ ̶p̶a̶n̶ ̶a̶ż̶ ̶t̶a̶k̶ ̶n̶i̶e̶ ̶n̶i̶e̶n̶a̶w̶i̶d̶z̶i̶.̶ ̶ Taktownie byłoby chyba w tym momencie urwać, aby ani wścibstwa, ani fałszu jakiegokolwiek nie dopuścić do listownej wymiany uprzejmości, więc chyba właśnie to teraz zrobię, tak jak zgodnie z zasadami etykiety powinienem.
Kiedy już dojdę nieco do sił, wypadałoby zmówić się na kolejne spotkanie, a może i nawet pojedynek improwizacyjny? Zatęsknić za tym zdołałem, szczególnie że w obecnym stanie nawet o dłuższym pisaniu nie ma dla mnie mowy, a co dopiero o nadwyrężaniu głosu! Gdyby Zygmunt — pan hrabia Zygmunt Krasiński, słyszał pan o nim zapewne, poznaliśmy się w Rzymie i przyznam, że czarujący z niego jegomość — usłyszał choćby o tym, że teraz piszę do pana czy kogokolwiek innego w czasie, w którym powinienem wypoczywać, chyba padłbym ofiarą tyrady o własnym zdrowiu i tym, że powinienem o nie bardziej dbać. Okropność, przecież na takich warunkach w życiu nie byłbym w stanie być prawdziwym poetą! Przyznać tu muszę, mimo tego że Zygmunt jest mi zdecydowanie milszym kompanem, jakkolwiek moją sztukę ceniącym i taktowniejszym, tak pan chociaż szczątkowo pojmuje, co znaczy poetą w istocie być. Może pan to potraktować jako komplement, lub cokolwiek innego. Chyba zaczynam majaczyć nad tym nieszczęsnym listem; powinienem pana obdarować dowodem zawiści i wrogości, a nie kompletną tego antytezą, do czorta! A może Zygmunt faktycznie miałby rację z tym wypoczynkiem?
Nic to; tak czy tak, zaraz kończyć będę całą wypowiedź musiał, bo i z siły nieco opadłem, i odwiedzin medyka się spodziewam, więc wypadałoby stworzyć pozór chociaż, że dbam o siebie i nie piszę żadnych dramatów, poematów, czy nawet listów marnych do k̶o̶m̶p̶a̶n̶ó̶w̶ innych poetów, równie zapewne co ja narwanych. Nikt w tych czasach sztuki nie doceni, panie Mickiewicz, tylko te pańskie twory poklask jakikolwiek zdobędą, bo pan pierwszy się z nimi wybił. Falstart, mógłbym rzec nawet. Falstart! W każdym razie, pozwolę sobie tutaj jeszcze na gwarancję, że jeszcze spotkamy się na deskach salonowych, a przy Chopinowskim akompaniamencie jak zwykle udowodnię moją wyższość poetyczną nad panem i z przyjemnością wielką to uczynię. Niech ma się pan na baczności, bo zleci pan niedługo z parnasu, jako nędzny bard litewski i to za moją sprawą, zapewne! Niczyją inną, zapewniam. Dramat nowy niedługo wydaję i zobaczy pan — ten splendor zdobędzie większy od "Kordiana" nawet.
Słowacki J.
CZYTASZ
𝐂𝐎𝐑𝐑𝐄𝐒𝐏𝐎𝐍𝐃𝐄𝐍𝐓𝐈𝐀. 𝐬𝐥𝐨𝐰𝐚𝐜𝐤𝐢𝐞𝐰𝐢𝐜𝐳 𝐬𝐡𝐨𝐫𝐭 𝐧𝐨𝐯𝐞𝐥
Historical Fiction━ juliusz słowacki × adam mickiewicz ━ zakończone ━ dosyć angstowe