Rozdział 2

1.3K 73 99
                                    

N I E Z N A J O M Y

𒊹︎

Perspektywa Amber
__________

- Dzień w pracy... Dość intensywny. Było totalne urwanie głowy, bo dziś byłam w terenie. - zaśmiałam się odpowiadając do słuchawki.

Zakupy położyłam na wycieraczce, uznałam, że nie będę się aż tak katować. Stanęłam szukając kluczy w kieszeni mojego rudego płaszcza.

Swoją drogą uwielbiam ten kolor. Wpasowywał się w moje, również rude, włosy.

- W takim razie nie będę ci zawracała głowy, skarbie. - odrzekła moja mama - Idź, odpocznij. A ja zadzwonię później.

- Nie, mamo, jest w porządku - odparłam przekręcając już klucze w drzwiach - Po całym dniu miło mi jest cię słyszeć. Stęskniłam się, swoją drogą. - dodałam zamykając drzwi i kierując się w stronę salonu z torbami zakupów w jednej ręce.

Nie były na szczęście aż tak ciężkie.

- Ja też się stęskniłam. - powiedziała mama - Słońce, słyszałaś o tym, co się u nas stało? W Nowym Jorku? - zmieniła temat, a ja zmarszczyła brwi.

- Nie, przez ostatnie dni nie miałam okazji oglądać nawet wiadomości. Miałam sporo papierów do uzupełnienia. - wyjaśniłam, kładąc zakupy na wyspie kuchennej, po czym przełączyłam telefon na głośnik  - A o czym konkretnie mówisz?

- Spadły lotniskoptery T.A.R.C.Z.Y, słyszałam tamten huk, był przerażający. - mówiła z przejęciem - Podobno był tam jakiś zbir od tych z Hydry...

__________

Perspektywa Bucky'ego

__________

- Jakiś morderca. - powiedziała tamta kobieta, a mnie aż skręcało w środku.

Czułem się potwornie. Nie byłem w stanie pogodzić się z tym, jak postrzegają mnie ludzie.

Mój oddech był bardzo nierówny, ale starałem się być cicho. Siedziałem skulony za wyspą kuchenną i nasłuchiwałem. Wplątałem się z jednego bagna w kolejne. Co prawda tym kolejnym była niezapowiedziana i niechciana wizyta w tym domu, a nie organizacja przerabiająca ludzi na broń. Raczej.

Mimo wszystko było to dla mnie nieprzyjemne. I dla tej kobiety też pewnie takie będzie. Nie wiem w ogóle co robić. Nie będę tu przecież siedział wieczność, ale nie chcę jej teraz straszyć. Podejrzewam jednak, że nigdy nie będzie dobrego momentu na pokazanie się. Muszę chyba poczekać, aż skończy rozmawiać przez telefon.

- Uważaj na siebie, złotko. - dodała kobieta w słuchawce - Nigdy nie wiadomo kiedy taka osoba będzie czaiła się w pobliżu ciebie, bądź ostrożna.

- Mamo, mam 27 lat, umiem o siebie zadbać - powiedziała śmiejąc się pod nosem - To bardziej ty uważaj, skoro incydent miał miejsce w Nowym Jorku. Poza tym może lepiej nie rozmawiajmy o tym człowieku - powiedziała, na co poczułem ściśnięcie w klatce piersiowej, to zaczynało mnie stresować coraz bardziej - Nie znamy jego motywów ani powodów. Fakt, to co zrobił nie będzie niczym usprawiedliwione, ale nikt nie jest zły sam z siebie. Każdy czasem błądzi. - po tych słowach poczułem się naprawdę dziwnie.

R E F U G E | Bucky Barnes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz