4.

305 25 5
                                    

Tak jak powiedział Loki tak też się stało, dwójka zamieszkała w przytulnym domku nad jeziorem, nie mogło oczywiście zabraknąć skutera na którym Mobius spędzał naprawdę sporo czasu, podczas którego Loki w spokoju czytał książki.

Często myślał o Sylvie i naprawdę za nią tęsknił, martwił się czy na pewno wszystko poszło po ich myśli, gdzie jest? Miał szczerą nadzieję, że jest szczęśliwa i bezpieczna, chodź w to pierwsze sam nie wieżył.

Nie mógł jednak nic zrobić więc zwyczajnie starał się o niej nie myśleć.
Najdziwniejsze było to, że gdy przestawał myśleć o przyjaciółce na jej miejscu pojawiał się ktoś inny, sam nie wiedział dlaczego jednak musiał być jakiś powód dlaczego ostatnimi czasy coraz więcej myślał o swoim bracie, którego jeszcze jakiś czas temu tak bardzo nienawidził.

Teraz jednak leżał na łóżku i rozmyślał o jego całej przygodzie w TVA... Niesamowite było to jak bardzo się zmienił przez ten czas, jak dużo się nauczył i zrozumiał naprawdę wiele rzeczy. Teraz wszystko wydawało się łatwiejsze, w końcu mógł być szczęśliwy, miał spokój i żył z Mobiusem u swego boku, jednak jedna rzeczy sprawiała, że nie potrafił czerpać szczęścia ze swojego życia.

Do pokoju wszedł Analityk cały w skowronkach i spojrzał na psotnika.
—Śpisz czy umierasz?— Zaśmiał się i zaczął się przebierać w suche ubrania.
—Wypadłem dziś z skutera, trochę bolało zderzenie z wodą ale wiesz, praktyka czyni mistrza.— Westchnął i usiadł na łóżku.

—Żebyś się nie zabił.— Podparł się na łokciach i złożył czuły pocałunek na ustach siwowłosego.

—Z tym nie tak łatwo.— Uśmiechnął się i splótł ich palce razem. —Dobra a teraz mów co cię tak dręczy od kilku dni. Przecież widzę jak cały czas chodzisz zamyślony.— Powiedział poważnym tonem.

—Wiesz myślę o Thorze. Po prostu chyba chciałbym go zobaczyć... I zastanawiałem się czy jest taka możliwość?— Oparł głowę o ramię mężczyzny.

—Wiesz... Zniszczyliśmy całe TVA, spotkanie z Thorem to nic w porównaniu z tym co robiliśmy.—

—Mówisz serio?— Zerwał się podekscytowany z łóżka a gdy siwowłosy przytaknął, rzucił mu się w ramiona mocno przytulając.

—Przynajmniej nie będziesz ciągle chodził z miną srającego kota.— Skomentował wplatając ręce w długie i miękkie włosy psotnika.

—Oczywiście bo ty w ciągu dnia tak dużo się na mnie napatrzysz.— Fuknął. —Spędzasz z swoim skuterem wodnym więcej czasu niż ze mną.— Dodał

—Bo on nie jest "Drama Queen"— Odgryzł się.

—Przepraszam bardzo?— Spojrzał mu w oczy. —Uważasz, że nią jestem?—

—No a nie? Od tygodnia wypominasz mi to, że powiedziałem, że Sylvie jest moją ulubienicą.—

—A jest?!— Wstał z łóżka.

—Ile zamierzasz mi to wypominać
Loki?—

—Do końca naszego życia!—

—Twoje może się zaraz skończyć—

—Grozisz mi?—

—Czasem inaczej się nie da.— Również wstał i złapał psotnika za biodra po czym przyciągnął do uścisku.

—Wiedziałeś na co się piszesz decydując się ze mną zamieszkać.— Mruknął w jego szyję.

—Nie miałem za bardzo wyboru.— Zaczął ich kołysać na boki.

—A właśnie, że miałeś.—

—Cóż może i tak ale myśl o mieszkaniu z tobą u mego boku, wydawało się lepszym pomysłem.— Pocałował go w czubek głowy.

—Więc nie narzekaj.—

—I ty uważasz, że nie jesteś Drama Queen?— Prychnął uśmiechając się szeroko.

—Tak, tak właśnie uważam.—

Mobius tylko przewrócił oczami i nic nie odpowiedział.

Stali w objęciach jeszcze jakiś czas, niektórych może to zdziwić ale oboje uwielbiali swoją bliskość i wykorzystywali każdą możliwą okazję aby złapać się za rękę, pocałować czy przytulić. Najbardziej uwielbiali czytać razem książki, kiedy to Loki siedział analitykowi na kolanach lub na nim leżał.

—Jesteś straszną przylepą.— Zaśmiał się.

—To źle?—

—Nie, wręcz przeciwnie. Lubię cię przytulać.—

—I ze wzajemnością.— Uśmiechnął się pod nosem i po raz kolejny tego dnia zaciągnął się jego cudownym zapachem.

W końcu odkleili się do siebie i poszli do kuchni z zamiarem ugotowania czegoś, największym problemem jednak był brak umiejętności gotowania u tej dwójki, więc najczęściej po prostu zamawiali jedzenie z restauracji lub jedli na mieście.

—Spróbujmy coś ugotować.— Loki wierzył, że pewnego dnia im się to uda.

—Możemy zrobić sałatkę co najwyżej, w lodówce nie ma nic innego.—

—Więc zrobimy sałatkę.— Wziął do ręki nóż i zaczął kroić pomidory.

Mobius zajął się czymś innym, przypomniało mu się jak skończyła jego sałatka gdy byli jeszcze w TVA i szukali Sylvie. —Tylko tym razem
daj mi ją zjeść.—

—Zastanowię się.— Posłał mu złośliwy uśmiech.

Zderzył się z nim ramionami śmiejąc się pod nosem. —Czyli jutro idziesz zobaczyć się z bratem?—

—Tak, nie ma po co zwlekać.—

—Cieszę się z twojego szczęścia Loki.—

—To miłe.— Złapał go za rękę i lekko ścisnął.

Gdy zjedli "Obiad" Przeszli się na spacer po okolicy, plusy ich miejsca zamieszkania były takie, że byli oddaleni od jakichkolwiek ludzi, mieli ciszę i spokój zawsze. W dodatku było tam pięknie i uwielbiali razem spacerować.

—Myślisz czasem o Sylvie?— Loki postanowił przerwać ciszę.

—Zdarza mi się ale jestem pewien, że ma się dobrze.—

—Mam nadzieję.—

—Nie musisz się o nią martwić.— Spojrzał mu w oczy i zatrzymał się.

—Jestem po prostu ciekawy.— Przewrócił oczami.

—Od kiedy jesteś taki uczuciowy? Nie żeby mi to przeszkadzało ale wiesz.—

—Po prostu przy tobie mogę być sobą prawda? Nie wiesz o mnie jeszcze wielu rzeczy Mobius.—

—Jesteś jedną wielką zagadką.— Uśmiechnął się szeroko i złączył ich usta w czułym pocałunku przepełnionym miłością.

πππππ

Dziś rozdział bardzo fluff. Mam nadzieję, że się wam podobał!

Koniecznie dajcie znać w komentarzach co sądzicie o tej książce

Miłego dnia!!!!

~ElLokeron

~𝘔𝘰́𝘫 𝘞𝘢𝘳𝘪𝘢𝘯𝘵~ 𝘓𝘰𝘬𝘪𝘶𝘴Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz