krótka notka od tłumacza- czy ktoś czyta to tłumaczenie? Nie ukrywam że jeśli dostanę odzew postaram się regularniej i częściej wrzucać rozdziały ^^'
Eren jest tak dumny ze swoich nowo poznanych słów, że nalega, by krzyczeć je do Leviego przez całą drogę do domu, mimo że Levi wzdycha z udawaną irytacją i mówi maluchowi, że krzyczenie przy uchu taty tak naprawdę nikomu nie pomaga i nie zachowuje się jak duży chłopiec i czy nie powinien chodzić sam? Eren gwałtownie potrząsa głową na to i chwyta się kołnierza koszuli Leviego, bardziej natarczywie, i wbija głowę w szyję Leviego, miękką, gładką, ciepłą skórę, zostawiając na nim gorące wydechy.
– Pa, tato!– mówi ponownie, podczas gdy Levi otwiera drzwi do mieszkania i otwiera je ramionami, a Eren wciąż kurczowo trzyma się pomarszczonego materiału jego koszuli.
–Pa?– pyta Levi, odstawiając chłopca i wstając, masując ból w ramieniu.– Wybierasz się gdzieś?
Eren patrzy na niego z powagą, zaciskając wargi, jakby w głębokim zamyśleniu i marszcząc brwi, tak że między pojawiła się niewielka zmarszczka, tak jak u niej. Cień Leviego maluje się na przeciwległej ścianie, ocierając łuszczącą się tapetę warstwą ciemności, a cień Erena, mały, nierówny, bo wciąż ma na sobie płaszcz, ledwo sięga do połowy kanapy. To jedyny mebel, który po niej zatrzymał, stara, brzoskwiniowa sofa, którą wybrali razem na wyprzedaży, która, jak powiedziała, przypominała jej wiosnę. Poduszki są teraz nierówne, sprężyny pod spodem prawdopodobnie pęknięte, a na tkaninie jest niezliczona ilość plam. Plama farby na lewym podłokietniku, od kiedy chciała przemalować sypialnię na coś bardziej wesołego; smuga szminki z tyłu, może z miejsca, w którym zasnęła i potarła twarz o kanapę; smuga odcisków palców, tłusta lub oleista, czy coś. Levi przez ostatni rok i kilka miesięcy zamierzał ją sprzedać lub przekazać na jakąś fundację, ale za każdym razem, gdy przyszło mu do głowy, żeby to zrobić, znajdował wymówkę, która go od tego powstrzymywała. Niechętnie przyznawał, że ta odmowa miała coś wspólnego z minionym latem, kiedy było tak gorąco, że wyprowadził Erena z sypialni i położył się z nim na sofie, pocąc się wieczorami w podartym podkoszulku i bawełnianych bokserkach i zastanawiał się, czy może nadal czuje jej perfumy na poduszkach.
– Nieee – mówi Eren po długiej chwili kontemplacji, tak długiej, że Levi musi przypomnienieć sobie, na co chłopiec odpowiadał.
–Nie? – pyta Levi, otwierając, zniechęcająco pustą, lodówkę. Kilka zabłąkanych kromek chleba, do połowy pełny słoik dżemu pomarańczowego, który prawdopodobnie widział lepsze czasy, prawie pusty karton mleka. Sprawdził spiżarkę, sprawdził wszystkie inne szafki w kuchni, próbując sprawdzić, czy jest tam coś jeszcze. Levi zebrał opcje, położył je na kuchennym blacie z linoleum i obejrzał je ze zmarszczonym czołem. Raczej przygnębiające, jeśli miał być szczery. Było tam kilka starych puszek z zupą, których etykiety zaczęły blaknąć i ścierać się, tak że nie można było już określić zawartości, nie otwierając ich. Trochę makaronów instant, kilka marnie wyglądających marchewek, paczka płatków kukurydzianych, mięso w puszce. Levi ledwo pamiętał smak steku. - Nie, nigdzie się nie wybierasz?
– Nie!– Eren krzyczy do niego z okolic jego kolana, jego drobne palce wbijają się w płótno spodni Leviego.
– Cóż, cieszę się – mówi mu Levi, odwracając się od potencjalnych opcji obiadowych i kucając do poziomu Erena, zdejmując małą rączkę z jego spodni. Eren przygląda mu się, unosząc małe dłonie, by poklepać Leviego po policzkach i szarpiąc kosmyki włosów, które zaczęły mu opadać na czoło. Levi bierze jedną, przyciska pocałunek do mikrej rączki, która jest niewiele szersza niż jego usta. – Właśnie przyniosłem cię do domu. Bawiłeś się w przedszkolu cały dzień, więc mam nadzieję, że nigdzie nie pójdziesz. Czy było dzisiaj fajnie?
CZYTASZ
Ojciec |eruri|
FanfictionIronia przez niektórych, definiowana jest jako gorzki humor, którego doszukuje się w odnajdywaniu różnic między tym, czym życie jest, a tym, czym powinno być. Levi zdaje sobie sprawę, że jest w tym momencie, w którym jego sytuacja jest pozbawiona h...