Orni

4 0 0
                                    

Szybkie info przed rozdziałem

Jeśli ktokolwiek z was ma jakieś pomysły jak mogę urozmaicić moją opowieść, proszę pisać bo mam wrażenie że zaczynam już trochę przynudzać.

Dzięki.

------------------------------------------------------------------------------------------

Był cały we krwi. Zakrzepniętej. I nic nie wskazywało na to żeby żył. Obudzeni moim krzykiem Sajmon, Nicola i Nadman zaczęli już się ześlizgiwać do mnie. Pierwszy dotarł Kiegf.

- Co się stało? - zapytał.

Nic nie mówiąc pokazałam mu Marco. Kiedy zobaczył jego poszarpane kończyny zeskoczył nie patrząc nawet czy teren jest czysty. Było to dość ryzykowne posunięcie. Zaraz za nim skoczyła Nicola ze łzami w oczach przykucnęła koło brata. Nadman który dołączył kilka sekund później stwierdził że chłopak od dawna nie żyje. Na tą wiadomość rudowłosa zaniosła się płaczem. Simon objął ją ramieniem i delikatnie odciągnął od trupa. Nadman zaś poprosił mnie żebym pomogła mu z przygotowaniem pochówku. Po kilku godzinach udało nam się sklecić jakąś bardziej sensowną trumnę. W międzyczasie Sajmon zadbał żeby wszyscy jedli i opiekował się zdruzgotaną Nicolą. Kiedy podnieśliśmy zwłoki kolegi zauważyliśmy wiele czarnych, jakby psich kłaków wokół, zignorowaliśmy to. Czarną skrzyneczkę przyozdobiliśmy paroma kwiatami znalezionymi na brzegu polany. Następnie wykopaliśmy dół i spuściliśmy do niego Przyjaciela. Nagrobek tworzył prowizoryczny krzyż wbity troszkę powyżej głowy, pod którym znajdowała się tabliczka z informacją kto tu spoczywa. Chwile po pochówku nastąpił zachód słońca, w związku z czym musieliśmy się ewakuować na drzewo. Zanim zasnęłam słyszałam ciche pochlipywanie koleżanki. Dopiero teraz zrozumiałam jak ważny dla niej był brat.

Po kilku godzinach obudziło mnie skomlenie. Kiedy spróbowałam się zorientować z której strony nadbiegało, ucichło. Zasnęłam ponownie.

Jak się obudziłam słońce było już wysoko na niebie. Nigdzie jednak nie widziałam moich przyjaciół. Kiedy zsunęłam się na ziemię zobaczyłam uważnie przyglądającego mi się chłopca. wyglądał na jakieś siedem lat. miał na sobie o kilka rozmiarów za dużą koszulkę z napisem "WILCZA PRZEŁĘCZ" i spodnie za kostki, też troszkę wiszące. Był boso. Prawą ręką opierał się o pień stojącej obok sosny. Przy jego stopach widniała kałuża krwi, która ściekała z jego rany na ramieniu. Krzaki po jego lewej stronie zaszeleściły i wyskoczył z nich ogromny czarny pies. W dwóch susach dopadł chłopca i... W tym momencie się obudziłam. Byłam cała zalana potem. Na niebie widniała łuna wchodzącego słońca. W lesie rozbrzmiewały trele porannych ptaków. Jak się rozplątałam z pasa spróbowałam obudzić Nadmana, poszło bez kłopotu, następnego obudziliśmy Sajmona z którym było trochę trudniej. Nicoli ze względu na stratę brata daliśmy pospać trochę dłużej, podczas przygotowywania prowiantu zauważyliśmy że zaczyna brakować mięsa, które miało starczyć jeszcze na następne kilka dni. Postanowiliśmy sobie zrobić przy tej polanie dłuższy postój i przy okazji na coś zapolować. Nadman ustawił wnyki, Sajmon wykopał dziury na pułapki a ja zajęłam się zbieraniem chrustu na ognisko. Koło południa wstała Nicola, daliśmy jej śniadanie i powiedzieliśmy jak wygląda sytuacja.

- Kto to zrobił? - zapytała ze łzami w oczach.

- Nie wiemy... - zaczął Sajmon.

- Najprawdopodobniej jakieś zwierzę - przerwał mu Nadman.

Nicola pokiwała lekko głową po czym stwierdziła:

- Zabiję to coś.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować na tą deklarację zadzwoniły dzwoneczki jednej z pułapek. Sajmon skiną na Nadmana i poszli sprawdzić co w nią wpadło. Wrócili niosąc zająca. Był całkiem duży, jak podeszli bliżej zauważyłam że z uszami jest wyższy ode mnie. Tak właściwie to bardziej pasowało by tu określenie z uchem, bo z lewego były tylko poszarpane resztki. Po kilku sekundach zadzwoniły kolejne dzwonki z pułapki najbliżej nas. Nadman podwiesił martwego już zająca na gałęzi i poszliśmy sprawdzić co się złapało. Było duży brudny pies z zakrwawionym pyskiem. Kiedy opatrzył na mnie swoimi kasztanowymi oczami przypomniał mi się chłopiec ze snu. On miał dokładnie takie same pełne nadziei i radości. Po chwilce usiadł i podrapał się za uchem, przeciągną się i wyskoczył z dołu, ominął nas i pobiegł do strumienia. Jak był nad brzegiem popatrzył na nas wyczekująco i gdy zaczęliśmy iść w jego stronę wskoczył do wody, przy czym nas ochlapał. Skoczyłam za nim, sama nie wiem czemu. Podpłyną do mnie i polizał mnie po ręce. Pod wpływem wody jego sierść zaczęła się oczyszczać i spod czarnych plam ujawniała się piękna biała sierść. Sajmon, Nicola i Nadman też weszli do wody, ale trzymali dystans od zwierzęcia. Jak wyszliśmy zdaliśmy sobie sprawę że trzeba było zdjąć ubrania. Na szczęście mieliśmy ciuchy na zmianę, więc się szybko przebraliśmy. Pies w tym czasie leżał na kamieniu przy wodzie i nasłuchiwał otoczenia. W pewnym momencie wstał, zjeżył grzbiet i zaczął warczeć. Podążyłam za jego wzrokiem i ujrzałam postawnego mężczyznę o ciemnej karnacji. Podszedł do Nadmana i zaczął rozmowę, podeszłam do nich.

- ... Jesteś tu najstarszy jak sądzę - powiedział nieznajomy. - Nazywam się Orni.

- O co chodzi? - przerwał mu Nadman.

- Nie widzieliście może mojego psa? - kontynuował nieznajomy.

- A jak wyglądał? - zapytał mój towarzysz

- Jakoś... - w tym momencie zaczęła mu się wydłużać twarz oczy się przesunęły bliżej siebie, a ciało zaczęło kurczyć, dłonie zwijać i zamieniać w łapy. Przemienił się w ogromnego wilka i rzucił na Nadmana. - tak - warknął.

Chłopak krzykną z bólu i zaczął się zwijać w męczarniach. Jego ramie było rozszarpane i tryskała z niego krew. Chciałam mu pomóc ale wilkołak się na mnie rzucił. Oczami wyobraźni widziałam już jak odgryza mi głowę. Chwilę przed tragedią wielka biała kula zepchnęła ze mnie napastnika. Był to tamten pies. Zwierzęta potoczyły się w walce. Zerknęłam na Nadmana, który cały w czerwonej substancji leżał na ziemi. Już nie przypominał siebie, jego całe ciało, włącznie z twarzą pokrywało ciemne, gęste futro, a koszulka i spodnie ledwo się na nim trzymały. Mój przyjaciel się robił coraz większy, aż ubrania zaczęły na nim pękać. On również przemienił się w bestię, po czym przestał się ruszać. Podjęłam próbę opatrzenia mu rany. w tym czasie Nicola i Sajmon zdążyli do nas podbiec i zadeklarowali się pomóc mi opatrzyć "naszego" wilkołaka. Było to dość trudne uwzględniając fakt że poszkodowany leżał na rozerwanym ramieniu. Po kilku podejściach, kiedy udało nam się go przewrócić i wtedy zobaczyliśmy że rana była już zagojona. Chwilkę później podbiegł do nas biały pies, który wydawał mi się większy niż wcześniej, był przy tym cały we krwi. Merdając ogonem, lekko trącił pyszczkiem Nadmana, po czym się przy nim położył. Popatrzył mi się w oczy aż dostałam lekkich zawrotów głowy. Jego oczy lśniły żywym złotem... Zobaczyłam jak pilnuje mojego przyjaciela. Jego oczy znów były kasztanowe.

- Pilnuj go, inaczej się wpakujesz w kłopoty - szepnęła do psa Nicola, następnie zwróciła się do nas - co teraz?

- Biorąc pod uwagę pozycję słońca powinniśmy szybko zrobić z zającem i zwijać się do spania - stwierdził Sajmon.

- To jak? - powiedziała dziewczyna - robimy to?

- Jasne.

***

Po około dwóch godzinach, kiedy skończyliśmy z zającem, zaczął się zachód słońca więc rozpaliłam ognisko. Zjedliśmy kolację, zostawiając na wierzchu porcję dla Nadmana. Poszliśmy spać, tym razem już na ziemi.

Jak się obudziłam było jeszcze ciemno. słyszałam cichy szloch i zobaczyłam chłopca z wczorajszego snu, tym razem bez ubrań, leżał skulony przy Nadmanie i chlipał. Gdy usłyszał moje kroki podniósł zapłakane złote oczy na mnie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 06, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Po drodze, moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz