Rano okazało się że Jaś nadal na mnie leży. Odskoczył od demie jak oszalały. Niezrozumiałam tego, wieczorem wyznał mi miłość a teraz odstawia takie sceny. Mimo tego postanowiłam włączyć laptopa, gdy poszedł do kuchni włączyłam konferencje aby doczytać do końca, zdziwiłam się że Jasiek jeszcze rozmawiał z nimi dalej.
-Niewiem już co robić, mam wrażenie że ona leci na mnie dlatego że YouTube-Jaś
-To odejdź od niej-skkf
-Kiedy ja ją kocham-Jaś
-Jest tyle dupeczek, a ty się jakimś wrakiem przejmujesz-kiślu
-Chyba macie racje zerwe z nią dziś, jak tylko nadejdzie okazja-Jaś
Serce mi staneło.
-Jaś-krzyczałam, do oczy napłynęły mi łzy.
Zeszłam do kuchni, Jasia nigdzie nie było. Zaczełam płakać.
Znalazłam list zamiast Jasia:
"Właściwie, sam już niewiem co mam robić, co czuć, co myśleć. Powinnienen odejść, a zaszliśmy tak daleko-za daleko. Ja sam nie jestem kimś odpowiednim dla ciebie, pamiętaj że spotkanie Cię było najwspanialszą rzeczą jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła w życiu. Będzie tak jagbyśmy się nigdy nie spotkali"
Przeczytałam sobie ten list kilkanaście razy w myślach bo niewiedziałam co Jasiek chce mi przekazać.
Świadomość tego, co się dzieje, rozlewała się po moich żyłach niczym bolesny jad, paraliżując moje ciało.
-Nie...Chcesz...Mnie?-powiedziałam do Siebie bo Jasia nie było już w domu, co gorsza nie było nawet jego rzeczy. Odszedł.
Straciłam kontakt z własnym ciałem, od szyi w dół byłam sparaliżowana. Musiały zadrzeć mi teraz kolana których nadal nie czułam. W uszach zaszumiała mi krew.
Jaś wyjechał na dobre-pomyślałam, dziwiłam się że kojarze jakieś fakty.
Myślałam że zaraz zemdleje, próbowałam oddychać w normalnym tępie. Musiałam się skupić, nawet wyszłam na dwór aby wyrwać się z tego koszmaru. Ruszyłam w głąb Wsi, myśląc że zatrzymam go przy sobie. Z nikąt zerwał się lekki wiatr, choć było oczywiste że nie jestem w stanie go dogonoć, na drżących nogach szłam dalej. Koniec miłości, koniec moje życia. Przedzierając się przez gęste poszycie straciłam poczucie czasu. Uparcie szłam przed siebie, nie mogłam się zatrzymać-przyznałabym wtedy że to koniec. Może minęło kilka godzin, może minut. W kąńcu upadłam na ziemię, dopiero leżąc uświadomiłam sobie że minęło więcej czasu niż sądziłam. Nie pamiętałam jak dawno temu zaszło słońce. Zadrżałam, choć nie było mi zimno. Straciłam już przytomność.