Rozdział XVI

120 6 5
                                    

1997, marzec - Londyn 

Camille zamknęła oczy, nie chcąc patrząc na widok z wieży astronomicznej - jakby był dla niej zbyt przerażający. A może nie chciała patrzeć na swoje ciało, w którym rozwijało się jej dziecko. Myśl, że zostanie matką - za bardzo ją przerażała. Zwłaszcza, że tak naprawdę była dzieckiem. Dalej jej ciocia pełniła nad nią pieczę. 

Stwierdziła, że powinna w końcu podzielić się z drugim potencjalnym ojcem jej dziecka, tą wiadomością. Harry już wiedział, więc Draco - też powinien. Czuła się jednak strasznie dziwnie z tą myślą. Gdy usiadł na balustradzie obok niej, dopiero zrozumiała, że nie jest sama. Przegryzła wargę i spojrzała na niego. 

-- Draco? Nie wiem jak Ci to powiedzieć, a bardziej nie wiem jak powiemy to Twojej mamie, a mojej cioci, ale jestem w ciąży i jest duża szansa, że to Twoje dziecko. -- powiedziała, bez owijania w bawełnę, widząc jak bardzo przerażony stał się chłopak. Po chwili - zaczął robić się delikatnie blady, dlatego całe szczęście, że usiadł na ziemi - bo inaczej już dawno by spadł. 

Camilla przeklęła przed nosem i kucnęła obok niego. -- Niezależnie od wszystkiego, dam sobie radę, pamiętaj... - powiedziała, na co on otworzył szerzej oczy i próbując coś powiedzieć - wpatrywał się w nią jak w wyrocznie. 

Mystic Falls 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mystic Falls 

-- Czyli chcesz mi powiedzieć, że spodziewasz się dziecka wampira, a inne wampiry Cię porwały i przetrzymywały? - zapytał Harry, chcąc upewnić się, że prawidłowo zrozumiał słowa swojej córki. Nie do końca wiedział co tu się właściwie dzieje...Tak samo jak jego towarzyszę -- Ron zrobił się cały zielony, gdy z dokładnością opowiedziała o ich okrutności, a Draco był gotowy iść wymierzać sprawiedliwość w tym momencie. 

-- Tak. -- powiedziała Margaret i zerknęła na Hermionę, która jako jedyna z czarodziejów nie była zbyt wzruszona. Jakby nic już na tym świecie, nie mogło ją zaskoczyć. Margaret poprawiła swoje ciemne włosy i przygryzła delikatnie wargę. -- Chciałabym wrócić do domu, ale ja i dziecko jesteśmy połączeni z sabatem czarownic, więc mogą mnie zniszczyć. Oni są osobnymi czarodziejami, niezwiązanych z Ministerstwem Magii, jak Bonnie. -- wskazała na kobietę obok. 

-- Musimy Cię jakoś z tego wyplątać... -- powiedział z pewną bezradnością w głosie Harry - znowu zawalił...Na całej linii, dlatego teraz będzie musiał powalczyć o życie swojej córeczki...

-- Mamy plan, proszę Pan -- przerwała mu Bonnie. -- Otóż razem z Damonem planujemy zrobić fałszywy ślub, na którym zjawi się sabat i go uwięzić w magicznym więzieniu, w przestrzeni równoległej. Ale będę potrzebowała pomocy, a skoro są państwo czarodziejami, myślę, że mogę na państwa liczyć. W końcu chodzi o Margaret. 

-- To oczywiste. Co mam zrobić? - zapytał pierwszy Draco, który nie odrywał wzroku od Margaret nawet na moment. 

***

1997, czerwiec - Londyn

Camille zamknęła oczy czując kolejne kopnięcie dziecka w jej łonie. Nie mogła się przyzwyczaić do faktu iż dziewczynka w jej brzuchu, aż tak agresywnie pcha się na ten świat, kiedy miała jeszcze co najmniej dwa miesiące do terminu.

 Nie mogła się przyzwyczaić do faktu iż dziewczynka w jej brzuchu, aż tak agresywnie pcha się na ten świat, kiedy miała jeszcze co najmniej dwa miesiące do terminu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-- Mogłabyś mnie oszczędzić, maleńka? -- zapytała, odkładając na stół kubek na stół, a następnie powoli siadając na krześle i ciężko wzdychając. Położyła dwie ręce, bardzo ostrożnie i powoli na brzuch i delikatnie zaczęła go głaskać. Liczyła, że pomoże jej to jakoś uspokoić dziecko, ale nie wychodziło. Dlaczego zdecydowała się śpiewać - tylko to przekonywało jej córkę, no i czasami głos jej ojca. Głos Camille rozchodził się po całym Grimmauld Place - dotarł nawet do kanciapy Stworka. 

Rodzinny dom Camille napełnił ją wielką radością. Lubiła spędzać tutaj każdy wolny moment - był jej zakątkiem, na świecie, w którym uwielbiała się chować. W dzieciństwie Draco potrafił spędzić cały dzień, szukając swojej ukochanej kuzynki, która najczęściej znajdowała się w jakieś szczelinie, oglądając swoje ukochane książeczki.

***

Stefan odczuwał delikatny dyskomfort patrząc na ojca Margaret, dlatego tylko gdy Bonnie zaczęła tłumaczyć magiczną część zadani - ulotnił się po burbon. Usiadł na ziemi w kuchni, przyglądając się etykiecie alkoholu, który mógł równie dobrze pić jak wodę. Picie bardzo często pomagało mu utrzymać się w ryzach - czasami dawało jednak odwrotne skutki. 

Przed oczami wracał do dzisiejszego powrotu do domu, kiedy zanosił Margaret na rękach do sypialni. Była taka drobna i delikatna, kiedy spała. Aż żałował, że czasami nie może tego doświadczyć na co dzień. Doświadczał tego dopóki nie zaczął bawić się z Caroline w podchody. Wiedział, że to po prostu było złe - nie kochał jej. Ale coś było od niego silniejsze i ciągnęło go do blondynki...Teraz musiał w końcu się zdecydować na którąś z nich. Sam z Damonem przeżywali niezdecydowanie Katherine i Eleny i nie chciał tego zafundować nikomu. A jednak to zrobił.   

Odłożył butelkę na bok, patrząc na telefon, na którym pojawiało się powiadomienie od Caroline. 

" -Wszystko się udało? Odpisz - nie odbierasz, a ja się o was martwię. Jak nie odezwiesz się do pół godziny, jadę was szukać."

Ciężko westchnął, ale odpisał, nie chcąc, aby kobieta na razie się tu pojawiała.

"Wszystko okay, zadzwonię do Ciebie wieczorem. Nie martw się."

-- Ehkm... -- odezwał się Damon, który pojawił się właśnie w drzwiach. -- Więc tutaj ukrywasz się przed mamuśką? -- zapytał, siadając obok niego i się do niego szczerząc. W czasie drogi co chwilę odzywał się do Margaret "mamuśka", więc chyba to przezwisko do niej przylegnie. 

-- Nie ukrywam się. Daje jej czas z rodziną. -- odpowiedział, przełykając ślinę. -- A tak na serio, to jest na mnie wściekła. Zresztą jak Caroline. 

-- W coś Ty się wpakował, braciszku? 

 -- Nie wiem, ale wiem za to, że burbon mi nie pomaga. -- powiedział, oddając mu butelkę i w końcu wstając. Musiał stawić czołu konsekwencją swoich decyzji i w końcu porozmawiać z Margaret. 

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

Kiedy myślisz, że nic tu się nie pojawi -- a tu niespodzianka - powoli zbliżamy się do końca historii...Oby się udało ją w końcu skończyć. 


A może jednak, Miss Black?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz