Na początku kolejnego dnia chodziłam jak robot. Nawet nie zastanawiałam się nad ruchami, które wykonywałam. To było takie automatyczne: podchodzisz do szafy, bierzesz ubrania, ubierasz się. Nie wiedziałam w którym momencie byłam już gotowa.
Oczywiście na razie przebrałam się w zwykłe ubrania, bo impreza miała być wieczorem, a jeżeli ktokolwiek myśli, że ubiorę się w sukienkę z własnej woli, to jest w błędzie.
Na szczęście macocha poszła na zakupy, a bliźniacy oglądali bajki w salonie, więc wszyscy dali mi spokój. A przepraszam, nie wszyscy.
- Cześć córciu - tata uśmiechnął się, wchodząc do kuchni z pustym kubkiem po kawie, podczas gdy ja wsypywałam płatki do miski.
- Cześć - mruknęłam nie patrząc na niego i odkładając pudełko do szafki.
- Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że skoro masz plany dopiero na wieczór, to może chciałabyś spędzić z nami czas, hm? - spytał beztroskim tonem.
Ręka z pudełkiem płatków nagle zatrzymała się w połowie drogi do celu, a całe ciało znieruchomiało. O nie. To jest dokładnie to, czego chciałam uniknąć od początku.
- Nie, dzięki - odparłam szorstko.
- Ale Annabeth...
- Muszę się pouczyć, potem coś poczytam, może pójdę na zewnątrz - powiedziałam wymijająco. Wszystko tylko nie to. Nawet ględzenie Piper o Jasonie wytrzymam.
- Niech ci będzie - westchnął w końcu, a ja krzyknęłam tryumfalnie w głowie - Ale chciałbym, żebyśmy jutro gdzieś wyszli. Całą rodziną.
Momentalnie pobladłam. Co ja takiego zrobiłam, że los się na mnie uwziął?
- Zobaczę - odparłam niechętnie i szybko wsypałam te nieszczęsne płatki do miski. Podgrzałam mleko i wreszcie usiadłam do stołu.
Zaczęłam rozmyślać o tym, co się dzisiaj stanie. Miałam mieszane uczucia; nadal nie wiedziałam, czy na pewno dobrym pomysłem jest tam iść. Ale tak w sumie już wszystko ustalone, więc nawet gdybym stwierdziła, że podjęłam złą decyzję, bym nie mogła się wycofać.
Wstawiłam pustą miskę do zmywarki i z powrotem weszłam na górę do swojego pokoju. Wszystkie lekcje odrobiłam już wczoraj, więc nie miałam co robić, ale sięgnęłam po książkę i usiadłam wygodnie na łóżku. To zawsze pomagało mi się zrelaksować.
Nie czułam upływu czasu. Wciągnęłam się w lekturę strasznie mocno. Nikt ani nic nie mogło mi przeszkodzić, bo wyłączałam się i nic nie słyszałam.
Po około pół godzinie rozdzwonił się telefon i prawie krzyknęłam ze złości. Spojrzałam na wyświetlacz, a kiedy przeczytałam imię dzwoniącej osoby, jeszcze bardziej się wkurzyłam.
- Czego ty znowu ode mnie chcesz? - warknęłam, na co po drugiej stronie telefonu usłyszałam śmiech Piper.
- Może milej? - sarknęła.
- Jakim cudem za każdym razem dzwonisz w momencie, kiedy czytam książkę? - spytałam, nieco się uspokajając.
- Taki dar od losu - chociaż nie widziałam jej twarzy, mogłam przysiąc że się uśmiecha i wzrusza ramionami - Dzwonię, żeby przekazać ci informacje od Rachel. Będą po nas o osiemnastej pod twoim domem, więc przychodzę do ciebie godzinę wcześniej.
- Okey. Czy to tyle? - spytałam z nadzieją.
- Tak, możesz już wracać do swojej jedynej miłości - odparła znów z ironią, na co się tylko zaśmiałam i odłożyłam telefon na bok i znów otworzyłam książkę. Dobra, ten dzień na razie nie zapowiada się tak źle.
CZYTASZ
Jak w bajce ||ZAKOŃCZONE||
FanfictionW szkole, najlepsza uczennica w całym San Francisco, Annabeth Chase poznaje pewnego chłopaka, Percy'ego Jacksona. Percy razem ze swoją dziewczyną, Rachel Elizabeth Dare przeprowadzili się do tego miasta. Po kilku dniach szarooka zaprzyjaźnia się z d...