Chapter 4 'Who wants to sleep in the city that never wakes up?'

664 48 2
                                    

*Ross*

Od godziny bez sensu przemierzałem ulice Los Angeles. Rozmyślałem nad tym jak najszybciej uda mi się odnaleźć biologicznych rodziców Lau. Może oni coś by mi powiedzieli. Cokolwiek.

Skręciłem w dzielnicę, w której o dziwo nigdy nie byłem. Szedłem w kapturze na głowie i okularami na nosie - cena sławy, zresztą tak było już od lat. Przyzwyczaiłem się.

Wychodząc zza zakrętu potknąłem się o coś, a raczej o kogoś siedzącego na chodniku. Dziewczyna - z tego co zauważyłem - siedziała na kocu z kawałkiem tektury, na którym było coś napisane.

- Przepraszam. - odezwałem się pierwszy. I w tedy to rzuciło mi się w oczy. Koszulka. Jakbym wcześniej ją już gdzieś widział. Ross, jakiś ty tępy.- Laura?

*Narrator*

Ross z wymalowanym zdziwieniem na twarzy patrzył swoimi oczami na skąpo ubraną dziewczynę. Zdjął kaptur i usiadł koło niej o nic nie pytając. Dziewczyna siedziała w nieruchomej pozycji, dopóki nie dotarło do niej co się przed chwilą stało. Oboje opierali się o ścianę budynku. Laura zwróciła się twarzą w jego stronę.

- Co ty tu robisz? - spytała odwracając głowę i patrząc się w jakiś punkt w oddali. Ross zdjął okulary. - To raczej ja powinienem cię o to spytać - powiedział blondyn nie zmieniając swojej pozycji. - nie ruszę się stąd dopóki mi nie opowiesz co się stało.

- Co chcesz wiedzieć? - Laura już nie miała siły ukrywać większości swojego życiorysu. Zadecydowała. Powie to co chce wiedzieć.

- Wszystko.

- Tylko nie tutaj, ta dzielnica ma uszy. - Dziewczyna wstała i podała rękę dla Lyncha. Złapał ją i podciągnął się do pozycji stojącej.

Szli w milczeniu. Blondyn pierwszy odważył się przerwać niezręczną ciszę:

- Nic nie powiesz?

- A co mam powiedzieć?

- Choćby jakiś dowcip. Rozluźnijmy atmosferę.

- Ty zazwyczaj byłeś od rozluźniania atmosfery. - pierwszy raz od ich spotkania uśmiechnęła się, ale jej uśmiech szybko zniknął.

- Jeszcze raz.- powiedział i wyszczerzył białe ząbki.

-Co? - popatrzyła na niego z nie małym zaciekawieniem.

- Jeszcze raz.- powtórzył - Uśmiechnij się, jeszcze raz.

- Bardzo bym chciała Ross. Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedziała cichym głosem. Dotarli pod stary budynek służący niegdyś za kamienicę. Stan gmachu był okropny i wręcz odrażający. Ross i Laura weszli razem do klatki schodowej. Ściany jej były pokryte przeróżnymi malunkami i napisami typu "M+J=♥". Choć większość miejsca zajmowały ogromne graffiti, których wykonanie musiało zając ogromną ilość czasu.

Weszli na drugie piętro. Laura otworzyła drzwi i gestem ręki zaprosiła przyjaciela do środka. Obejrzała się jeszcze za siebie, by sprawdzić czy na pewno nie ma tu nikogo więcej.

Zamknęła za nimi drzwi.

- Tutaj możemy swobodnie rozmawiać. - Laura ruszyła przodem i podeszła do okna, obok którego znajdował się materac. Kucnęła i usadowiła się wygodnie podwijając kolana pod brodę. Ross lekko zszokowany wyglądem miejsca, w którym mieszkała Laura podszedł do dziewczyny i usiadł koło niej, Wyglądali tak samo jak kilkanaście minut temu.

- Mój ojciec...- zaczęła - mój ojciec zmarł dwa tygodnie po tym jak wyjechaliście w trasę. Ale to pewnie już wiesz. - popatrzyła na Lyncha. Blondyn kiwnął głową.

We found us...  ||  Odnaleźliśmy siebie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz